Życie toczy się dalej – ars vivendi, ars moriendi

Jan Paweł II w polskim Sejmie (1999) - Sejm RP, CC BY 2.0 www.creativecommons.org, via Wikimedia Commons

Trudno zapomnieć o takim dniu, jak śmierć papieża Jana Pawła II. Choć minęło już 18 lat, wspomnienia są wciąż żywe. I dlatego nie mogę się do tych wydarzeń nie odnieść. Z drugiej strony to, co się dzieje teraz wokół osoby Karola Wojtyły tak bardzo nas polaryzuje i tworzy wrogie obozy do tego stopnia, że nie chce się wchodzić pomiędzy te tryby, bo one człowieka przemielą i wyplują, nie dając poczucia, że się spotkaliśmy, usłyszeliśmy i rozumiemy.

2 kwietnia 2005 r. był dniem szczególnym. Wyczekiwaliśmy informacji z Rzymu o stanie zdrowia papieża. W pewnym sensie razem z nim czekaliśmy na śmierć. Nie dlatego, że mu jej życzyliśmy, ale ponieważ on sam był już na nią gotowy i jej oczekiwał. To wielka umiejętność, zdradzająca siłę wiary i potęgę ducha, ze spokojem oczekiwać na ‘siostrę śmierć’, jak mówił o niej św. Franciszek z Asyżu.

Ów dzień zapamiętam do końca życia. Byłem wtedy zaangażowany w naszej wspólnocie w Chicago. To była sobota. Z ośmiogodzinnym wtedy przesunięciem czasowym, bo w Europie wcześniej został zmieniony czas na letni, wiadomość o śmierci Jana Pawła II dotarła do nas wczesnym popołudniem. Akurat tego pamiętnego dnia miałem okazję uczestniczyć w trzech sytuacjach tak normalnych dla zaangażowania księdza, że patrząc na to z perspektywy, mogę powiedzieć, że to była opatrznościowa lekcja o tym, że życie nigdy się nie zatrzymuje, a śmierć jest tylko jednym z etapów, przez który trzeba przejść. Udzielałem wtedy Chrztu św., byłem na ślubie młodej pary i wraz z innymi próbowaliśmy ‘otrząsnąć się’ po otrzymaniu wiadomości, że papież zmarł. Co ciekawe ten ślub był w kościele luterańskim i na przyjęciu weselnym wiele osób, nie katolików, przeżywało także śmierć papieża z uznaniem dla osoby i świadectwa wiary, jakie po sobie zostawił.

Jak to mówi liturgia „życie zmienia się, ale się nie kończy”. To było idealne podsumowanie, a zarazem odpowiednia perspektywa, która pozwalała patrzeć na śmierć Ojca Świętego jak na Boży etap w życiu każdego z nas.

Nie wiemy, jak się potoczy nasze życie i przez jakie doświadczenia przyjdzie nam przechodzić. Nie potrafimy tego zaprogramować. Mamy je jako obietnicę, jako szereg możliwości, gdzie niewiele może być przewidziane z góry. Wszystko jednak wymaga determinacji i odwagi.

Umieranie Ojca Świętego było swoistym doświadczeniem dla naszego narodu, ale i dla całego świata katolickiego, choć nie tylko. Zwłaszcza ostatni etap był szczególnym przeżyciem. Z jego chorobami mieliśmy bowiem kontakt wcześniej, po zamachu, na początku lat dziewięćdziesiątych, ale te ostatnie dni marca i początek kwietnia 2005 r. to była swoista ‘ars moriendi’.

Umieranie nie przychodzi łatwo nikomu. Zgoda na przemijanie, na słabnięcie, na opadanie z sił, poczucie uzależnienia od innych, bezsilności w wielu zwyczajnych ludzkich sytuacjach to wielkie wyzwania. Każdy mierzy się z nimi osobiście. I dlatego decyzja podjęta świadomie, aby nie przedłużać życia na siłę, zgodzić się na przejście do ‘domu Ojca’ to wielkie wyzwanie, przed którym wszyscy stoimy. Nie unikać trudu, nie ‘skracać’ cierpienia z pozornej ‘litości’, ale przyjmując to, co jest nam opatrznościowo dane, to prawdziwa sztuka. Jan Paweł II wielokrotnie o tym mówił, pisał i nauczał. Teraz musiał to zastosować do samego siebie. I zrobił to w sposób przekonujący.

Życie i śmierć papieża Polaka uczy nas jeszcze jednego, że każdy musi podjąć odpowiedzialność za swoje życie, za decyzje i wybory, ale też za ich konsekwencje. Nie wystarczy wpatrywać się w wielkie postacie, podziwiać je. Śmierć papieża ma swoje znaczenie i siłę przykładu. Nie zwalnia mnie jednak od dokonywania osobistych, odpowiedzialnych wyborów, które konsekwentnie muszę wprowadzać w życie.

Wzmocnieni dobrym przykładem i energią możemy konsekwentnie się rozwijać. Życie się nie zatrzymuje. Toczy się dalej. Podziw nie wystarczy, nawet świętych. Musimy przez dobre działania pisać swoją historię, aby ‘ars vivendi’ – sztuka życia, przygotowała mnie do dobrego umierania.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Życie toczy się dalej – ars vivendi, ars moriendi
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.