Kongo: władze rozgromiły antyprezydenckie marsze katolików, ośmiu zabitych
Władze Demokratycznej Republiki Konga rozproszyły brutalnie uczestników pokojowego marszu zorganizowanego 31 grudnia przez katolików przeciwko Josephowi Kabili, który - wbrew zawartym wcześniej porozumieniom - nie zamierza ustąpić z urzędu prezydenta. Przed kościołami w Kinszasie siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego.
Kongo od dłuższego czasu przeżywa poważne napięcia wywołane przez prezydenta Kabilę, który jest u władzy od 2001 roku. W grudniu 2016, pod koniec swojej drugiej i ostatniej - zgodnie z konstytucją - kadencji, odmówił on ustąpienia z urzędu. Doprowadziło to do protestów i krwawych represji. Na mocy tzw. porozumień sylwestrowych, w ramach mediacji kościelnej między prezydentem a opozycją, do końca 2017 miały odbyć się wybory. Prezydencka zapowiedź przesunięcia ich na grudzień 2018 wywołała kolejne protesty.
Około 150 parafii katolickich, a także niektóre wspólnoty protestanckie, które zorganizowały marsz, przyłączyło się do opozycji i społeczeństwa obywatelskiego. Ze swojej strony władze kongijskie zakazały protestów, zawiesiły działalność internetu i łączność SMS-ową "ze względów bezpieczeństwa" i wzmocniły rozmieszczenie wojska i policji w 10-milionowej stolicy, które obecnie stoją przed parafiami i punktami kontrolnymi w różnych częściach miasta. Gubernator Kinszasy oświadczył, że nie zezwolił na żadne demonstracje uliczne.
Papież nie przyjedzie do Konga dopóki nie będzie wyborów >>
Przyczyną napięć jest również sytuacja humanitarna w kraju, która pogorszyła się drastycznie w ostatnim roku ze względu na rozszerzenie się walk między wojskiem a różnymi grupami rebelianckimi na nowe obszary kraju. W czerwcu 2017 wysoki komisarz ONZ informował o wstrząsających zbrodniach w Demokratycznej Republice Konga, wymagających międzynarodowego śledztwa. Z kolei czerwcowy raport Kościoła katolickiego poinformował o ponad 3 tys. ofiar konfliktu od października 2016 roku.
Rząd w Kinszasie odrzucał w przeszłości oskarżenia o stosowanie nadmiernej przemocy i sprzeciwiał się międzynarodowemu śledztwu, twierdząc, że naruszałoby ono suwerenność kraju. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji przemoc spowodowała przymusowe wysiedlenie ponad 4 mln ludzi. Kryzys szczególnie dotkliwie dotknął dzieci.
Według działączy praw człowieka wśród zabitych w Kinszasie była 16-letnia dziewczyna, a rzecznik Kongijskiej Policji Narodowej płk Pierrot Mwanamputu oświadczył, że w stolicy zginęło dwoje cywilów i jeden oficer policji i jeden cywil w Kanandze. Ponadto w Kinszasie miano aresztować 12 ministrantów i dwóch dziennikarzy.
Warto jeszcze dodać, że od kilku lat stale napięta sytuacja panuje w Północnym Kivu - prowincji na wschodzie kraju. Najnowsze doniesienia mówią o gwałtownym zaostrzeniu się walk w tym regionie.
Problemy z prezydentami, którzy chcieliby przedłużać w nieskończoność swe kadencje, mają zresztą też inne kraje afrykańskie. W sąsiedniej Rwandzie zmieniono w 2015 konstytucję, aby Paul Kagame mógł się ubiegać po raz trzeci o swój urząd, dzięki czemu wygrał on w sierpniu kolejne wybory. W tymże roku szef Burundi Pierre Nkurunziza również po raz trzeci przeforsował swą kadencję w wyborach, zbojkotowanych jednak przez opozycję. A w grudniu 2017 parlament Ugandy uchwalił konstytucyjne ograniczenie wieku kandydowania na najwyższy urząd w państwie, co zmusi obecnego prezydenta Yoweriego Museveniego do ustąpienia po wygaśnięciu jego piątego mandatu w 2021 roku.
Skomentuj artykuł