Krakowscy klerycy zaangażowani w pomoc na rzecz Ukrainy
W namiocie Caritas robią wszystko, co konieczne: wydają posiłki, sprzątają, walczą z usterkami, udzielają informacji, służą dobrym słowem oraz uśmiechem i czuwają, by niczego nie zabrakło. Klerycy z krakowskiego Wyższego Seminarium Duchownego włączają się w pomoc uchodźcom z Ukrainy.
Ich dyżur rozpoczyna się każdego dnia o 13.00 i trwa do 21.00. Udają się do namiotu zgodnie z ustalonym grafikiem, do którego może wpisać się każdy kleryk. Wśród nich jest ośmiu koordynatorów, którzy w konkretnych dniach zajmują się organizacją działań w namiocie. Po wypełnionej zmianie omawiają najważniejsze kwestie i ustalają, co trzeba załatwić na następny dzień. Również przy innych okazjach przywołują historie z namiotu. – Wracamy do seminarium, ale ten namiot dalej w nas pracuje. Nawet podczas zwykłych spotkań spontanicznie opowiadamy o tym, co się działo, o dobrych i trudnych momentach – mówi kleryk Jakub Romek.
Nie brakuje uśmiechów i nieco nerwowych chwil, gdyż trzeba zatroszczyć się o kilka spraw naraz. – Jeśli coś się kończy, to trzeba to szybko zorganizować. A tu kończy się bardzo szybko i dużo rzeczy, głównie jedzenie i sztućce. Ale wielu ludzi nam pomaga – odpowiadają na apele zamieszczone w sieci i w ciągu kilku godzin przyjeżdżają z tym, co jest nam potrzebne. Wyzwaniem jest też to, by przydzielić wolontariuszom zadania. Niektórzy z nich pojawią się tu tylko kilka razy, dlatego chcemy wyjść do nich z sercem – wyjaśnia kleryk Paweł Leszczyński.
Alumni dbają o to, by w namiocie niczego nie brakowało. Dlatego też dzielą się dobrym słowem, czasem wspomagając się translatorem. – Chcemy, aby każdy potrzebujący, który do nas przyjdzie, czuł się ugoszczony. Skupiamy się głównie na posiłku, ale jeśli ktoś ma pytania czy problemy, również staramy się pomóc – podkreśla J. Romek i dodaje, że rozmowy z Ukraińcami, wolontariuszami oraz darczyńcami są bardzo ubogacające.
– Uczę się tutaj cierpliwości. Do samego siebie i do problemów, których nie jestem w stanie sam rozwiązać, np. brak potrzebnych rzeczy. Staram się również podchodzić do każdej osoby z sercem na dłoni – nieważne czy będzie narzekać, że jest taka zupa a nie inna, czy będzie dziękować za wszystko. Chcę traktować wszystkich jak najlepiej – mówi P. Leszczyński.
– To miejsce uczy nas bezinteresownej pomocy i dostarcza wiele radości. Często nie rozumiemy tego, co mówią nasi wschodni sąsiedzi, bo bariera językowa daje się we znaki, ale sam uśmiech i ta wdzięczność w oczach wynagradzają wszystko. Nie jest to typowa, rozpisana praktyka, ale myślę, że to doświadczenie jest umocnieniem na drodze formacji. To bycie wśród ludzi i współpraca z nimi, do czego jesteśmy powołani w kapłaństwie – dzieli się kleryk Damian Talowski.
Źródło: KAI / tk
Skomentuj artykuł