Ks. Kieniewicz o dzieciobójstwie na życzenie

(fot. ugaldew / sxc.hu)
Radio Watykańskie


O dzieciobójstwie na życzenie oraz stawaniu się człowiekiem w zależności od okoliczności lub przestawaniu nim być w określonych sytuacjach z bioetykiem ks. Piotrem Kieniewiczem MIC rozmawia Beata Zajączkowska

- Ta teza, proszę Księdza, jest wręcz porażająca, oni lansują przecież dzieciobójstwo na życzenie i jeszcze pożyteczność takich działań argumentują "naukowo"….

P. Kieniewicz MIC: Wizja ukazana przed blisko 20 laty przez bł. Jana Pawła II w encyklice "Evangelium vitae" okazuje się - po raz kolejny - proroczą. Świat zanurzył się z koszmarnym upodobaniem w ciemność "cywilizacji śmierci" i za chwałę i znak rozwoju poczytuje sobie to, co każde prawidłowo ukształtowane sumienie natychmiast rozpozna jako zło wołające o pomstę do nieba.

Naukowość argumentacji Alberto Giubilini’ego i Francesc’i Minervy pozostawię bez komentarza, choć w niektórych punktach - jakkolwiek to zabrzmi paradoksalnie - się z nimi zgadzam. Nie ma bowiem różnicy między zabiciem dziecka, które się już narodziło i tego, które jest jeszcze w łonie swojej mamy.

- Czy ta propozycja to jest kolejny krok wymierzony w życie po etyczno-prawnym uzasadnieniu aborcji?

Wydaje się, że to słuszna intuicja. Świat zaakceptował już prawo kobiety do zabicia jej nienarodzonego dziecka, można pchnąć go krok dalej w objęcia ciemności. Proszę zwrócić uwagę, że argumenty się powtarzają, choć idą nieco dalej niż dotąd.

To zabójstwo nienarodzonego uzasadniane jest na dwóch zasadniczych płaszczyznach. Z jednej strony pokazuje się wspomniane prawo kobiety do decydowania o sobie, jej osobistą wolność, która niewątpliwie jest wartością. Nie jest jednak wartością najwyższą i być nią nie może, ponieważ ogranicza ją wolność innych osób, a nade wszystko dziecka, które jest od niej całkowicie zależne. Problem w tym, że dziecko, które nosi, jest zbyt słabe, by domagać się i walczyć o prawo do realizacji własnej wolności i w starciu przegrywa. Przegrywa życie.

Drugim argumentem rzekomo uzasadniającym możliwość zabójstwa nienarodzonego dziecka jest ... jego prawo do godziwego życia. Godziwym to życie miałoby być tylko wtedy, gdyby rodzice chcieli tego dziecka, zaś ono samo reprezentowało pożądane cechy w odpowiednim stopniu. Niedostateczna jakość życia uzasadniać miałaby uśmiercenie dziecka.

Doświadczenie pokazuje, że jeśli człowiek, jako człowiek, nie jest wartością w oczach społeczeństwa, to owo społeczeństwo pozbędzie się go, gdy tylko będzie dlań nadmiernym ciężarem. Wiek tak naprawdę ma znaczenie drugorzędne, choć dziecko łatwiej jest zabić, gdyż się nie broni.

- Czy podobne "propozycje" obecne są w debacie etycznej i na ile padały wcześniej?

Dzieci upośledzone, źle rozwinięte, zabijali starożytni Spartanie, a także niektóre inne kultury. Zazwyczaj stały za tym względy pragmatyczne, niekiedy religijne. Faraon kazał zabijać nowonarodzonych chłopców żydowskich, by zniszczyć Izraela. Herod - skazał na śmierć chłopców w Betlejem i okolicach, by wraz z nimi wyeliminować Mesjasza, ewentualnego pretendenta do tronu. Warto jednak zauważyć, że od samego początku swego istnienia Kościół jednoznacznie opowiadał się za niedopuszczalnością aborcji i zabójstwa, co zresztą popularności mu nigdy nie przysparzało.

W czasach nowszych dzieciobójstwo stosowano w nazistowskich Niemczech, ale też w innych reżimach totalitarnych. Jak zaznaczył redaktor naczelny "Journal of Medical Ethics", w ostatnich latach ukazało się ponad 100 publikacji w podobnym tonie na całym świecie. W Holandii i Wielkiej Brytanii ta praktyka już jest legalna, choć w nieco inny sposób jest realizowana. W wielu krajach robi się to pokątnie, w ukryciu. Bo problem, prawdziwy problem jest w głowach i w sercach.

- Brakuje wręcz słów, by odeprzeć tak bezsensowne argumenty włoskich filozofów, że "nie istnieje żadna różnica między płodem a noworodkiem. Obie "fazy" życia ludzkiego są bowiem wciąż "nieproduktywne" i słabo rozwinięte….

Paradoksalnie, muszę się z tymi filozofami zgodzić, że nie istnieje różnica między nienarodzonym a nowonarodzonym dzieckiem. Nieproduktywność i niedostateczny rozwój są tu nieistotnymi elementami. Nie ma różnicy między tymi dziećmi. Są ludźmi bez względu na wiek, stan zdrowia czy miejsce przebywania. Dzieci poczęte w procedurach in vitro i zamrożone w ciekłym azocie, są takimi samymi ludźmi, jak każdy z nas, tyle że we wcześniejszej fazie rozwoju.

Argument o stopniu rozwoju jako mierze człowieczeństwa jest obosieczny. Konsekwentnie stosowany, dotyczyć będzie nie tylko dzieci nienarodzonych i nowonarodzonych, ale wszystkich. Konsekwencją jego przyjęcia jest stworzenie społeczeństwa klasowego, w którym nadludzie mają prawo do orzekania o życiu i śmierci podludzi, czyli tych, którzy są gorzej rozwinięci. Raz uczyniony wyłom zniszczy całą budowlę. Trudno nie zapytać, kto będzie decydował o przynależności do danej klasy, kto określi kryteria...

Dlatego właśnie, jak wspomniałem na początku, wypowiedź obojga bioetyków odbieram jako przejaw konsekwentnego zastosowania argumentów odnośnie do zabijania przez aborcję, na kolejny obszar walki o ludzkie życie i godność. I w gruncie rzeczy dobrze się stało, że te argumenty padły (nie pierwszy raz zresztą), bo odsłaniają one - po raz kolejny - prawdziwą naturę aborcji, czyli zabójstwa człowieka w najwcześniejszej fazie jego rozwoju. Dziwi mnie natomiast oburzenie opinii publicznej, która protestuje przeciw uśmiercaniu narodzonych, ale nie widzi zła w mordowaniu tych dzieci, które się narodzić nie zdążyły. Z drugiej strony, ze smutkiem trzeba skonstatować, że owo oburzenie nie trwało zbyt długo. To też jest jakoś symptomatyczne.

- Innymi słowy propozycja włoskich filozofów dąży do tego m.in., by udowodnić, że ludźmi się nie rodzimy, ale dopiero stajemy na skutek jakichś określonych okoliczności. Czyli gdy ich zabraknie możemy nigdy "nie stać człowiekiem", albo przestać nim być?

Towarzyszy obu argumentom dodatkowe tłumaczenie, jakoby dziecko nie było w pełni człowiekiem, a jedynie człowiekiem potencjalnym. Prawdę mówiąc jest to argument logicznie niespójny, choć jakoś typowy dla dyskusji wokół zabijania nienarodzonych dzieci, gdzie logiki w ogóle jest niewiele. Otóż natura bytu jest taka, że istotnym jej elementem jest trwałość tożsamości. Innymi słowy żaden byt, ożywiony czy nieożywiony, nie zmienia swojej tożsamości w czasie swego istnienia. Zmiana taka oznaczałaby, że coś jednego przestało istnieć, a coś drugiego istnieć zaczęło.

W trakcie całego życia człowieka są tylko dwa takie momenty: początek i koniec. Początek, gdy na skutek połączenia komórki jajowej i plemnika powstaje nowe życie, i koniec, gdy człowiek umiera. Zapłodnienie jest wydarzeniem, w którym zaczyna się samodzielna egzystencja nowego bytu, który stopniowo się rozwija, osiąga dojrzałość, a potem - gdy czas nadejdzie - obumiera. W trakcie życia płodowego, porodu, dzieciństwa... cały czas mamy do czynienia z tym samym organizmem, z tym samym człowiekiem. Gdy składa się on z jednej czy 100 komórek, jest już człowiekiem, człowiekiem o wielkim potencjale, ale nie jest jakimś potencjalnym człowiekiem. Jeśli odmawia się tym rozwijającym się dzieciom człowieczeństwa, to w moim przekonaniu czyni się to tylko po to, by tym łatwiej można je było zabić.

- Czyli niech ma prawo żyć tylko to, co jest nam w danej chwili wygodne i potrzebne…Mocne popchnięcie w kierunku eugeniki, a nawet chyba jeszcze krok dalej…

Tak, to kolejny wątek, który daje się wyczytać z ich wypowiedzi. Uśmiercenie dziecka da wymierne oszczędności rodzicom i społeczeństwu. To rzecz odrębna od eugeniki, gdyż ta domaga się selekcji ludzi w ten sposób, by stworzyć jakby "superczłowieka". Oczywiście, zabicie chorego dziecka jakiś eugeniczny wymiar ma, ale jeśli motywem jest wygoda, to nazwałbym to raczej utylitaryzmem i hedonizmem.

Eugenika przeplata się zresztą z tymi prądami myślowymi od bardzo dawna, zwłaszcza w odniesieniu do aborcji. Właśnie dlatego uważam, że ta wypowiedź - jakkolwiek skandaliczna i oburzająca - jest zwykłą konsekwencją akceptacji praktyki mordowania nienarodzonych dzieci przed ich narodzinami.

- Kobieta, w myśleniu włoskich naukowców, jest nie tyle matką, ile właścicielem spłodzonej przez siebie istoty niczym rzeczy?

W podejściu utylitarnym człowiek w ogóle nie jest wartością sam w sobie, ale tylko ze względu na pewne cechy, zdolności czy umiejętności, dzięki którym może być użyteczny dla siebie lub dla innych. W tym ujęciu nie ma miejsca na bezinteresowną miłość.

Macierzyństwo - swoją drogą, w całej tej dyskusji praktycznie w ogóle nie pojawia się osoba ojca dziecka - postrzegane jest jako droga realizacji własnych ambicji i pragnień. To nie tylko dziecko jest rzeczą. Kobieta jest rzeczą, sama siebie w gruncie rzeczy tak traktuję. To jest wizja człowieczeństwa, które nie ma głębszego sensu ani wartości, które zmierza do nikąd. Gdy kończy się zabawa, ów bezsens pokazuje prawdziwe oblicze i popycha człowieka do beznadziei i samobójstwa.

- Pismo, w którym pojawił się artykuł włoskich naukowców, uważane jest w środowisku medycznym za prestiżowe. Dlaczego opublikowano tam coś, co nie spełnia żadnych akademickich norm…?

Ten tekst opublikowano w imię prawa do wolności wypowiedzi i swobody "badań naukowych". Zresztą właśnie w ten sposób jego autorzy się bronią, że jest to tylko "wolna spekulacja", bez żadnych postulatów.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że są takie obszary życia akademickiego, gdzie kwestia naukowości rozumiana jest jako "otwartość na wszelkie poglądy". Należy do nich także bioetyka. Uprawiana jest na wiele sposobów, choć dwa zasadnicze nurty dosyć łatwo odróżnić. Pierwszy opiera się na założeniu, że istnieje prawda, i człowiek ma tej prawdy szukać, a gdy ją znajdzie - ma obowiązek za nią podążać. Drugi reprezentuje pogląd, że taka obiektywna prawda nie istnieje i każdy sam może sobie określić, wedle jakich reguł będzie żył. W tym drugim ujęciu jedynym ograniczeniem jest pewien społeczny konsensus wokół takiej czy innej idei. Myślę, że publikacja, o której rozmawiamy jest elementem swoistego "zmiękczania opinii publicznej", obliczonego na dalszy rozrost "cywilizacji śmierci".

- Myśli Ksiądz, że ta teza dzieciobójstwa przykryta sloganem "aborcji poporodowej" będzie dalej lansowana?

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Co prawda, teraz, na fali oburzenia na chwilę takie głosy przycichną, ale w dosyć bliskiej przyszłości, może kilku lat nawet, powrócą z pewnością. Przed kilku laty podobny proces dokonał się w USA wokół tzw. aborcji okołoporodowej. Spraw przycichła, za prezydentury Obamy wróciła na nowo, znowu trochę przycichła... Ale kolejne głosy pojawiają się coraz częściej i są coraz bardziej radykalne. Na szczęście też coraz mocniejsze są głosy tych, którzy mówią wyraźnie, że dzieci zabijać nie wolno.

- Jak powinniśmy reagować w takich sytuacjach?

"Cywilizacja śmierci" na jednym czy drugim przyczółku się nie zatrzyma, ale będzie nieustannie dążyć do poszerzania swego terytorium posiadania, chyba, że podetniemy jej korzenie. Na razie podcinamy własne, my - chrześcijanie, miałcy w naszej wierze, miałcy w naszej moralności. Dlatego sprawą fundamentalną jest nasze osobiste nawrócenie i jednoznaczne, radykalne opowiedzenie się po stronie Ewangelii Życia. Ze złem kompromisów zawierać nie wolno. Dzieci zabijać nie wolno! Trzeba o tym mówić głośno i wyraźnie.

I trzeba za każdym razem mówić o tych dzieciach jak o dzieciach, bez stosowania medyczno-technicznej nowomowy, która odbiera im człowieczeństwo. To nie są jakieś zarodki, embriony czy płody. To są ludzie. To są dzieci. Aborcja nie jest jakąś ekstrakcją czegoś z kobiety. Jest morderstwem, z premedytacją dokonanym na bezbronnym, bardzo młodym człowieku.

Trzeba nam wybierać polityków, którzy są wiarygodni w kwestii obrony życia. Raz po raz dają się zauważyć sytuacje, w których projekty broniące życia i godności nienarodzonych upadają, a politycy, deklarujący się jako katoliccy, wstrzymują się od głosu bądź nawet głosują przeciw na zasadzie, że "i tak by się nie udało". W kampaniach wyborczych padają hasła: "po pierwsze Polska", "po pierwsze gospodarka". Jak długo nie będziemy naprawdę od naszych przedstawicieli wymagać, że najważniejszy jest człowiek, ten najmniejszy i najbardziej bezbronny, nic nie osiągniemy. I musimy się tu dobrze rozumieć: ja nie przeciwstawiam człowiekowi gospodarki i dobra kraju. Ja tylko domagam się, by każda z tych dobrych i ważnych rzeczywistości znalazła się na swoim miejscu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Kieniewicz o dzieciobójstwie na życzenie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.