Ks. Michał Misiak odchodzi z Kościoła katolickiego
"Zacząłem żyć pełnią życia, być sobą, być szczęśliwym człowiekiem bez lęków i bez wrzodów na żołądku. Od 5 miesięcy nie jestem księdzem na płaszczyźnie mojej woli i życia codziennego" - napisał duchowny w oświadczeniu.
O swojej decyzji ks. Michał Misiak poinformował za pośrednictwem Facebooka. Poniżej zamieszczamy całość jego oświadczenia (pisownia oryginalna):
"Pokój w sercu, radość w ciele i duchowe odprężenie to dzisiejsze dary od dobrego Taty dla mnie, Jego trudnego synka
Do sprawy księdza Misiaka odniósł się łódzki duchowny, ks. Przemysław Szewczyk.
"Wiadomość o Michale oznacza zamknięcie pewnego rozdziału, więc pozwolę sobie na kilka słów podsumowania.
1. Zintegrowanie prawicowego upolitycznionego katolicyzmu, bardzo silnego pragnienia małżeństwa i rodziny oraz charyzmatycznego chrześcijaństwa w jednym ludzkim ciele, duszy i umyśle od początku wydawało mi się niewykonalne. Te rzeczywistości z trudem integrują się w społecznym ciele Kościoła... Coś musiało odpaść, żeby wszystko nie padło...
2. Smutno mi, że poświęcona została jedność Kościoła, rzecz za którą Pan oddał życie. Nie siedzę w głowie mojego brata i nie wiem, do czego innego był zdolny. Wybrał, jak wybrał. Smutno, szkoda, boli, ale cóż... Jego droga.
3. Ze wszystkiego warto wyciągnąć lekcję, więc sugeruję kilka tematów:
a. Dziedzictwo czasów minionych jako balast w pokoleniu wolności, czyli czy jedność Kościoła wczoraj jest modelem dla dzisiaj.
b. Klerykalizm jako przekleństwo, czyli jak bardzo nam szkodzi utożsamienie służby Bogu z byciem duchownym.
c. Celibat: dla kogo i od kiedy?
Pewnie byłoby więcej, bo wydarzenie jest niezwykle inspirujące, ale te trzy wydają mi się najważniejsze" - napisał na swoim Facebooku.
Do sprawy odniósł się także Łukasz Głowacki, dziennikarz, założyciel i prowadzący kanał "Maskacjusz" na YouTube:
"Wiadomość o tym, że ks. Michał Misiak zamierza odejść z Kościoła katolickiego jest bardzo smutna, ale jednocześnie to logiczna konsekwencja drogi, którą obrał już kilka lat temu. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie wieszczyłem, że do tego dojdzie, mogę więc z czystym sumieniem nie napisać: „a nie mówiłem”. Bo wierzyłem, że te kilka długich okresów, podczas których Michał miał szansę na przemyślenie swojej dalszej drogi, zaowocuje powrotem do kapłaństwa.
Michał nie miał jako ksiądz łatwego życia - choć zawsze tryskał pomysłami, potrafił „grać w grę” z mediami, był arogancko autentyczny i obdarzony charyzmatem rozpalania w ludziach chęci szukania Boga, to jednocześnie nie potrafił współpracować ze swoimi kolegami-kapłanami i bardzo szybko utworzyła się wokół niego pustka. Miał tę fatalną zdolność, że nawet tych, którzy cierpliwie chcieli go wspierać, odpychał.
Miał swoją wizję bycia księdzem, która zupełnie nie akceptowała powtarzalności obowiązków, ale jednocześnie mogła doprowadzić do zbudowania rzeczy o niezwykłej mocy ewangelizacyjnej. Każda budowa wymaga jednak fundamentów i wspólnoty, trzeba ją przygotowywać, a potem wytrwale ciągnąć w górę. Myślenie projektami, a nawet setkami projektów, nie dało się pogodzić z codzienną spowiedzią, dyżurami w kancelarii parafialnej czy pogrzebami. Wyjątkowo częste zmiany parafii nie brały się znikąd, nie były też wyłącznie owocem przywar kolejnych proboszczów.
Każdy jednak dojrzewa. W Michale przez długi czas była wola walki o to, żeby być dobrym księdzem. Gdy pojawiał się w nowej parafii, zawsze patrzył na nią hurraoptymistycznie, kochał proboszcza i z pasją angażował się w życie wspólnoty. Potem jednak przychodził moment, w którym myślenie projektowe zderzało się z parafialną codziennością i dochodziło do konfliktów, prowadzących do ochłodzenia relacji, braku wzajemnej cierpliwości i... kolejnej zmiany.
Mógłby z Michała być bardzo dobry ksiądz, prowadzący ludzi do spotkania z Jezusem. Bo wreszcie nauczyłby się współpracować z kolegami, a cierpliwość, jaką mu okazywał obecny biskup, dawała szansę na znalezienie mu pola do zbudowania na solidnym fundamencie i we wspólnocie czegoś wielkiego. Ba - mógł ten projekt sam wymyślić.
A on w tym czasie wymyślił coś innego - że musi mieć żonę. I jednocześnie musi być księdzem. Z jednej strony to zrozumiałe - w końcu każdy z nas ma jakieś potrzeby i chciałby je realizować, w dodatku te potrzeby zmieniają się z czasem. Ale bardzo często w życiu trzeba wybierać. Michał mówił, że nie wyobraża sobie życia bez ewangelizacji. Tyle tylko, że do tego nie trzeba koniecznie być księdzem.
Jest mi bardzo przykro, że Michał rozstaje się z Kościołem. Wciąż miałem nadzieję, że dojrzeje do kontynuowania drogi w kapłaństwie. A jeśli nie, to że bycie w Kościele jest dla niego wartością i jako już świecki - mąż swojej wymarzonej żony - stanie obok innych świeckich, kobiet i mężczyzn, by docierać z orędziem Ewangelii do tych, którzy nie widzą potrzeby budowania swojego życia na aktywnej relacji z Bogiem, Kościołem i sakramentami.
Michał tych słów nie przeczyta, bo kilka miesięcy temu zablokował mnie, gdy zapytałem go, czy Kościół katolicki nadal jest jego Kościołem (wcześniej napisał pod jednym z moich wpisów tekst, który wskazywał na to, że nie). Potrzebował wtedy afirmacji. Zresztą w ostatnich latach właśnie tego szukał u ludzi, nawet tych, do których wcześniej przychodził z prośbą o radę i od których rady przyjmował.
Widzę, że lawinowo przybyło fachowców od ks. Michała. Wszyscy teraz się na nim znają. Jedni piszą sążniste teksty (jak ten), inni kwitują sprawę krótko i bezceremonialnie. Nikt z nas nie jest fachowcem od Michała. Każdy jednak może się modlić w jego intencji. Zachęcam do tego i sam mogę taką systematyczną modlitwę obiecać".
Ksiądz Misiak znany był z wielu niekonwencjonalnych pomysłów ewangelizacyjnych. Głośno o kapłanie zrobiło się za sprawą takich inicjatyw jak m.in. walka różańcem z dopalaczami, spowiedź w trakcie spaceru, egzorcyzmy na facebooku czy kolęda w agencji towarzyskiej.
Skomentuj artykuł