Ks. Stryczek po tygodniach milczenia: Onet zrobił ze mnie potwora
"Jestem przekonany, że w żadnym miejscu nie złamałem prawa" - mówi ks. Stryczek.
Ks. Jacek Stryczek udzielił wywiadu Marcinowi Makowskiemu. Tekst ukazał się w "Do Rzeczy".
Ks. Stryczek o tym, czy mobbingował pracowników i dlaczego założył koszulkę "Kleru" >>
Były prezes Stowarzyszenia "Wiosna" stwierdził w rozmowie, że jego "emocje jeszcze nie opadły. Onet zrobił ze mnie potwora, którym nie jestem". Duchowny zauważył, że z tekstu portalu wynika, że jego główne zajęcie w "Wiośnie" ograniczało się do krzywdzenia ludzi.
"Nie umiem się odnaleźć w tak wykreowanym obrazie, za którym - jak rozumiem - kryje się postulat wielu osób, że za coś powinienem przepraszać" - powiedział ks. Stryczek.
Ks. Stryczek zapytany, czy docierały do niego pogłoski o złej atmosferze w pracy, odpowiedział:
"Oczywiście wiedziałem o tych dyskusjach. W ostatnich latach mieliśmy dużą rotację. Kryzys oznacza, że pojawia się wiele negatywnych emocji i ja to szanuję. Proszę zwrócić uwagę, że zarzuty nie polegają na opisie jakiejś konkretnej relacji, która miała charakter mobbingu. Tekst sugeruje raczej ogólną atmosferę, a przed ogólnymi zarzutami trudno się bronić szczegółowo".
Jak twierdzi duchowny kryzys w organizacji, który miał miejsce od 2015 do 2017 roku powodował, że często zadawał sobie pytania o to, skąd biorą się takie problemy, dlaczego "znów jestem w takiej sytuacji"?
"Proszę mi wierzyć, że przez długi czas starałem się po wszystkim zrozumieć, co takiego trudnego we mnie jest, iż może przynosić takie efekty. Wydaje mi się, że znalazłem kilka odpowiedzi. Po pierwsze, pracuję przez wizję, czyli posługuję się pojęciami abstrakcyjnymi. Nie każdy jest do tego przystosowany - a często były to osoby dopiero wdrażające się do organizacji. Po drugie, daję bardzo mocną informację zwrotną. To na pewno zradykalizowało się w mojej postawie, szczególnie w kryzysie, żeby dawać w ogóle organizacji szansę na sukces. Po prostu nazywałem rzeczy po imieniu, niektórzy nie byli do tego przyzwyczajeni. Rzecz trzecia, u nas pieniądze publiczne wydawane były tak jak pieniądze prywatne. Uważam, że nie mogę zatrudniać osób, których praca nie przynosi efektów. To jest zwykła odpowiedzialność społeczna za powierzane przez ludzi środki. Co było nie tak? Na pewno prezes, biorąc odpowiedzialność za całą organizację, nie powinien wchodzić w rolę dyrektora i menadżera. To było dla mnie oczywiste. Tylko tyle, że to nie był mój wybór. Po prostu nie mieliśmy za dużo dobrej klasy menadżerów, a jeszcze kilku wychowywanych u nas pracowników postanowiło zmieniać zatrudnienie. To rodzaj zmiany pokoleniowej" - powiedział ks. Jacek Stryczek.
Zdaniem ks. Stryczka, "medialne oskarżenia" pod jego adresem "zamieniły się w coś na kształt wyroku".
"Prokuratura to może być jedyna droga, aby się oczyścić z zarzutów. Nie mam przecież żadnych spraw w sądzie, kontrola Państwowej Inspekcji Pracy nie wykazała nieprawidłowości. O wielu kwestiach nie mogę mówić publicznie, ale chętnie się moją wersją podzielę podczas przesłuchania. I teraz pytanie: Jeśli śledztwo zostanie umorzone, to co wtedy? Jak odbudować to, co straciłem? Jestem przekonany, że w żadnym miejscu nie złamałem prawa" - powiedział.
Zwrócił także uwagę, że nie może wytoczyć Onetowi sprawy sądowej, ponieważ "nie istnieją takie opcje prawne". Gdyby jednak istniały, to nie skorzystałby z nich ponieważ: "nigdy nie mówię źle o ludziach, nie cierpię być w sporach. Nie wiem, jak proces z tak dużym medium mógłby się dla mnie skończyć".
Marcin Makowski w rozmowie z Wirtualną Polską zauważył, że ks. Stryczek kreuje się na osobę "zaszczutą" przez media: "Stara się bronić, podkreśla to, że Państwowa Inspekcja Pracy nie dopatrzyła się nieprawidłowości, a on sam - jak przekonuje - nie złamał prawa i nikogo nie mobbował".
Ks. Jacek Stryczek przerywa milczenie. Pisze, co dzieje się z nim teraz >>
Jak stwierdza dziennikarz, tekst Onetu wciąż nie daje spokoju ks. Stryczkowi: "On sam przyznaje, że nie potrafi wrócić do normalnego życia. Że dla niego to wciąż jest bardzo otwarta sprawa i nie wie za bardzo, co robić. Nie ma gotowego scenariusza. Nie ma pojęcia, czy ludzie mu uwierzą, czy się wybroni. Czuje się zaszczuty".
"Trzy razy pytałem go, czy chce kogoś przeprosić. Nie chce, ponieważ uważa, że nie złamał prawa" - powiedział Marcin Makowski dla "Wirtualnej Polski".
Skomentuj artykuł