Lider ważnej wspólnoty krytycznie o zakazie sprawowania Mszy św. z powodu koronawirusa
"Nigdy w historii Półwyspu Apenińskiego nie zawieszano Mszy. To mocny sygnał. W obliczu kryzysów Kościół zawsze był punktem odniesienia. Tak, jak kościoły w latach 1943-45 w obliczu przemocy niemieckiej" - alarmuje założyciel Wspólnoty Sant'Egidio, Andrea Riccardi.
Na łamach włoskiego dziennika "Corriere della Sera" krytycznie wypowiada się na temat wczorajszej decyzji episkopatu Włoch o zawieszeniu Mszy św. z udziałem wiernych do 3 kwietnia.
W felietonie dla włoskiego dziennika, Andrea Riccardi zwraca uwagę, że decyzja Konferencji Episkopatu Włoch o zawieszeniu Mszy św. i pogrzebów z udziałem wiernych poprzedzona była negocjacjami z rządem, który nie był skłonny do przyjęcia argumentów innych, niż techniczne zalecenia. Podkreśla, że opublikowany przez episkopat komunikat jest pełen głębokiego rozczarowania i świadczy o niezrozumieniu "rzeczywistości Kościoła".
"Rząd dekretuje 'zawieszenie ceremonii świeckich i religijnych, w tym pogrzebowych'. Czy liturgia Kościoła jest jedną z 'ceremonii'? Otwarcie miejsc kultu jest w dekrecie w mądry sposób uwarunkowane wielkością i odległością zachowaną pomiędzy obecnymi osobami. Słusznym jest unikanie tłumnych pogrzebów. Ale niezrozumiałe jest, czemu zabronione są nabożeństwa i modlitwy, jeśli sprawowane w bezpieczny sposób. Być może nie wszyscy decydenci wgłębiają się w wyjątkowe znaczenie Mszy św. dla osób wierzących, wśród których starożytni męczennicy mówili: 'Sine Dominicum non possumus' - `Nie możemy żyć bez Dnia Pańskiego`" - pisze stanowczo Riccardi.
Podkreśla, że kościołów we Włoszech nie można porównywać z południowokoreańską sektą, w której doszło do licznych zakażeń wirusem i co było utrzymywane w tajemnicy. Zwraca uwagę na poważny aspekt relacji państwo-Kościół we Włoszech i stawia pytanie o to, na ile władza świecka może ingerować w sferę kultu. "Czy Państwo może zarządzać `ceremoniami` w Kościele? Mówi się o jurysdykcjonaliźmie, inspirowanym rzecz jasna ostrożnością, ale bez uwzględnienia holistycznej wizji człowieka i jego potrzeb. Z pewnością jest to ułomność wzajemnych relacji, do której należy powrócić" - uważa.
Sceptycznie odnosi się nie tylko do postawy rządu w tym kontekście, ale też do decyzji niektórych biskupów. "Diecezje powieliły filmy zapraszające do modlitwy w rodzinie. W jakiej rodzinie? W Mediolanie samotnie mieszka 45,56 proc. mieszkańców, w Rzymie 44 proc. Samotne osoby starsze w Rzymie: 250 tys. Nasze miasta są miastami samotnych ludzi, którzy nie czują się chronieni w obliczu niepewnej przyszłości, wśród fake newsów, teorii spiskowych, magicznych wyjaśnień czy boskich potępień. Strach rośnie w samotności" - pisze stanowczo Riccardi. Przekonuje, że pielęgnowanie wiary i motywacji nie może stać się kwestią drugorzędną, tym bardziej, że powzięta wczoraj decyzja jest bezprecedensowa.
"Nigdy w historii Półwyspu Apenińskiego nie zawieszano Mszy. To mocny sygnał. W obliczu kryzysów Kościół zawsze był punktem odniesienia. Tak, jak kościoły w latach 1943-45 w obliczu przemocy niemieckiej. Dziś mamy naginanie się i niepewność" - podsumowuje założyciel Wspólnoty Sant'Egidio.
Skomentuj artykuł