"L'OR": papieski lekarz wspomina Jana Pawła II
Dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin Karola Wojtyły – Jana Pawła II przypomina w niezwykły i wzruszający sposób „L'Osservatore Romano”. Watykański dziennik zamieszcza długi wywiad z papieskim lekarzem, doktorem Renato Buzzonettim, przeprowadzony przez Włodzimierza Rędziocha.
Dr Buzzonetti przypomina między innymi, że Jana Pawła II poznał wkrótce po wyborze na Stolicę Piotrową, ponieważ był jednym z lekarzy towarzyszących zebranym na konklawe kardynałom. „Ktoś na pewno poinformował go o mojej długiej przyjaźni z prałatem Deskurem, przebywającym w bardzo poważnym stanie w klinice Gemelli. Jan Paweł II położył mi rękę na ramieniu i pytał o wiadomości o swym wielkim przyjacielu, prosił, bym poinformował się o stanie jego zdrowia, ale zauważyłem, że z powodu konklawe telefony były nieczynne. On nalegał: niech pan się dowie i tak. Nie mogłem wiedzieć tego dnia, że kilka tygodni później wezwany zostanę przez Ojca Świętego i poproszony, abym został jego osobistym lekarzem” - mówi dr Buzzonetti. Przyznaje, że „nawet z widzenia nie znał wcześniej Karola Wojtyły”. Swoje obowiązki podjął 29 grudnia 1978 r. „Nasze relacje cechowała zawsze niezwykła prostota. Z mojej strony była zawsze synowska i nacechowana szacunkiem szczerość, a ze strony papieża serdeczne zaufanie, które objawiało się wielkim umiarkowaniem słów i gestów oraz wyraźną życzliwością” - powiedział.
Włoski lekarz mówi, że „papież Wojtyła był pacjentem uległym, uważnym, pragnącym znać przyczynę swoich dolegliwości, łagodnych i poważnych, ale bez przesadnej, choć zrozumiałej ciekawości, jaką przejawia wielu chorych”. „Był bardzo dokładny w opisie objawów swoich chorób; było to podyktowane pragnieniem szybkiego powrotu do zdrowia i do pracy... Jan Paweł II nigdy nie okazywał przygnębienia w obliczu cierpienia, które podejmował z odwagą i świadomą uwagą. Jak wszyscy chorzy nie lubił zastrzyków, ale znosił je z zamiarem szybkiego powrotu do zdrowia” - wspomina włoski lekarz.
Doktor Buzzonetti mówi, że pierwsze objawy choroby Parkinsona zauważył u Jana Pawła II „około roku 1991, ale myślę, że nie było określonego i wyraźnego momentu, w którym papież odkrył u siebie tę chorobę”.
Ujawnia, że przez dłuższy czas ją bagatelizował „i dopiero późno zaczął prosić o wyjaśnienie drżenia”. „Mówiłem mu, że drżenie jest najbardziej wyraźnym objawem tej neurologicznej patologii, ale że drżenie jeszcze nikogo nie zabiło, chociaż stanowi poważne utrudnienie”. Do choroby tej, dodaje papieski lekarz, „szybko doszły zaburzenia równowagi”, a sytuację skomplikowały boleści nóg, „szczególnie prawego kolana, które nie pozwalały Janowi Pawłowi II na dłuższe stanie i chodzenie bez trudu”. Dlatego, wyjaśnia, konieczna okazała się najpierw laska, potem odpowiednie krzesła i ruchoma platforma.
Papieski lekarz wraca też myślami do ostatnich chwili Jana Pawła II, które – jak podkreśla – głęboko odcisnęły się na jego życiu, ponieważ brał w nich udział jako lekarz i jako człowiek. Przed jego oczyma, mówi, rozgrywał się „dramat ludzki i religijny”, ciążyła mu ogromna odpowiedzialność, nie przestawał się też modlić wraz z cierpiącym Ojcem Świętym. „W ostatnich godzinach ja i moi koledzy musieliśmy stwierdzić, że choroba nieubłaganie zmierzała do ostatniej fazy. Bitwa, którą toczyliśmy cierpliwie, z pokorą i ostrożnie, była wyjątkowo trudna, ponieważ wiedzieliśmy, że musiała zakończyć się porażką. Techniczny racjonalizm, sumienie i mądrość lekarzy, miłość rodziny kierowały się nieustannie całkowitym i miłosiernym szacunkiem do cierpiącego człowieka, bez żadnej uporczywej terapii... Śmierć Jana Pawła II... była dla mnie śmiercią człowieka ogołoconego z wszystkiego, który przeżywał godziny bitwy i chwały, stawiał się w swej wewnętrznej nagości, ubogi i samotny, na spotkanie ze swym Panem, któremu miał oddać klucze Królestwa. W tej godzinie bólu i zdumienia miałem wrażenie, że jestem na brzegu jeziora Tyberiadzkiego. Historia wydawała się zatrzymać w punkcie zerowym, gdy Chrystus powołać miał nowego Piotra” – mówi w wywiadzie dla watykańskiego dziennika dr Renato Buzzonetti.
Skomentuj artykuł