Mężczyzna otrzymał specjalne błogosławieństwo na pięć dni przed eutanazją [WYJAŚNIAMY]
Zaznajomił parafian ze swoim planem na śmierć, a podczas ostatniej mszy przyjął komunię. Ksiądz odprawiający liturgię poprosił grupkę dzieci pierwszokomunijnych o to, by zgromadziły się wokół staruszka i go pobłogosławiły.
"Dzień, który Robert Fuller wybrał sobie na śmierć, był największą imprezą jego życia" czytamy w reportażu Gene'a Johnsona opublikowanym przez Associated Press. Historia ostatniego pożegnania mężczyzny, który zdecydował się na eutanazję, wzburzyła opinię publiczną w USA, a zwłaszcza kościelne władze diecezji Seattle, gdzie mężczyzna popełnił medyczne samobójstwo. Między innymi dlatego, że miał otrzymać specjalne błogosławieństwo przed śmiercią.
Fuller dokładnie zaplanował swój ostatni dzień, który spędził w towarzystwie przyjaciół z domu starców, parafian pobliskiego kościoła pw. Świętej Teresy i pracowników placówki. Zebranym oznajmił, że za godzinę umrze. Popołudniu wstrzyknięto mu dwie dawki śmiertelnego leku zmieszanego z likierem Kahlua, ulubionym trunkiem Fullera z czasów, kiedy pił alkohol. Rzucił go wiele lat temu po popadnięciu w poważne uzależnienie i zaczął pomagać osobom mierzącym się z tą chorobą.
Mężczyzna doświadczył licznych tragedii. Gdy miał osiem lat, jego cierpiąca na depresję babcia popełniła samobójstwo. W 1983 roku przestał pić - alkohol doprowadził go już wcześniej na skraj rozpaczy, bo sam próbował się zabić w 1975 roku, gdy przez uzależnienie rozpadło się jego małżeństwo. Porzucenie nałogu i ekstremalne doświadczenia życiowe doprowadziły do radykalnej zmiany w jego życiu. Ukończył szkołę pielęgniarza i rozpoczął pracę w szpitalu psychiatrycznym. Pomagał także osobom cierpiącym na AIDS, a w trakcie pobytu w domu starców, innym pacjentom tam zgromadzonym. Opisywali go jako radosnego i przebojowego staruszka, który łatwo zjednywał sobie ludzi.
Uporczywa terapia vs eutanazja [WYJAŚNIAMY] >>
Gdy Fuller dowiedział się, że zachorował na raka, zbliżył się do Kościoła. Sam nie opisywał siebie jako szczególnie ortodoksyjną osobę, ale trafił na otwartą wspólnotę zgromadzoną wokół parafii Świętej Teresy, która z miłością go przygarnęła. Pomimo nowotworu, który zaatakował jego drogi oddechowe, włączył się w śpiewy chóru parafialnego i służył jako lektor. Associated Press informuje, że Fuller zaznajomił parafian ze swoim planem na śmierć, a 5 maja podczas mszy po raz ostatni przyjął komunię. Ksiądz Quentin Dupont SJ odprawiający liturgię, poprosił grupkę dzieci pierwszokomunijnych zebranych w kościele o to, by zgromadziły się wokół staruszka i go pobłogosławiły. Mężczyzna zmarł pięć dni później.
Reportaż Gene’a Johnsona poświęcony Fullerowi ukazał się pod koniec sierpnia i błyskawicznie wywołał burzę w diecezji Seattle, gdzie doszło do wydarzeń. Zwrócono także uwagę na posty Fullera umieszczane w serwisach społecznościowych. 16 marca Fuller pisał na Facebooku, że udało mu się wykonać wszystkie kroki prawne, by otrzymać substancje służące do terminacji życia, jak również że uzyskał wsparcie księdza w jego działaniach.
"Nie mam żadnych zastrzeżeń wobec moich planów. Mój duszpasterz/sponsor [człowiek wspierający osobę wychodzącą z nałogu - przyp. DEON] dał mi swoje błogosławieństwo. I on jest jezuitą!!!" pisał mężczyzna. Na całą sprawę zareagowały władze diecezji.
"Historia Pana Fullera opublikowana przez Associated Press bardzo poruszyła arcybiskupa ponieważ może wywołać zamieszanie wśród katolików i wszystkich innych, którzy podzielają naszą cześć dla życia ludzkiego" napisano w oświadczeniu diecezji. Przedmiotem szczególnej uwagi arcybiskupów Jamesa Petera Sartaina oraz koadiutora Paula Etienne’a, było zachowanie ks. Duponta, który zachęcił parafian do błogosławienia mężczyźnie.
"W chwili błogosławieństwa, liderzy wspólnoty parafialnej nie zdawali sobie sprawy z zamiarów Pana Fullera" twierdzi kuria. "Ksiądz znajdujący się na fotografii został poinformowany, że Pan Fuller był umierający i prosił o błogosławieństwo wspólnoty wiernych. Dopiero później parafianie dowiedzieli się o jego planach. Wtedy duszpasterz spotkał się z Panem Fullerem, aby przedyskutować kwestię świętości daru ludzkiego życia i tego, że jesteśmy wezwani, by respektować i czcić ten dar jako uczniowie Jezusa".
Jednocześnie diecezja poinformowała, że w sprawie Fullera i błogosławieństwa zostanie przeprowadzone odpowiednie śledztwo ponieważ relacja zawarta w oświadczeniu kurii nie zgadza się z treścią reportażu Johnsona. W tekście zawarta jest m.in. wypowiedź przewodniczącego parafialnego chóru, Kenta Stevensona, który twierdzi, że wiedza o planach Fullera była czymś powszechnym we wspólnocie, ponieważ mężczyzna świadomie wybrał eutanazję i głośno o tym mówił.
28 sierpnia diecezja opublikowała kolejne oświadczenie, w którym potwierdza, że ks. Dupont nie wiedział o planach Fullera, chociaż niektórzy parafianie znali szerszy kontekst sytuacji. Ksiądz Dupont tylko pomaga w kościele Św. Teresy i dlatego nie znał całej sprawy. Fuller zapytał go o możliwość własnego pogrzebu i wtedy jezuita przedyskutował z nim kwestię wartości ludzkiego życia. Kapłan podkreślił, że zarówno parafia, jak i on sam, nie mogą wspierać decyzji mężczyzny o eutanazji.
Arcybiskup wyraził zgodę na pogrzeb, aby pomodlić się za duszę mężczyzny i dać ulgę żałobnikom, lecz równocześnie zaznaczył, że nie oznacza to wsparcia dla podobnych działań w przyszłości.
Redaktorzy America Magazine skontaktowali się z samym księdzem Dupontem w celu wyjaśnienia jego roli w całej sytuacji. Jezuita tłumaczy, że pojawia się w kościele Św. Teresy sporadycznie, średnio raz w miesiącu, aby pomóc tamtejszej wspólnocie. Nie jest z nią związany w ścisłym duszpasterstwie i w niej nie przebywa na co dzień.
"Przyszedłem w niedzielę do kościoła i zobaczyłem jednego z parafian, zapytałem jak się miewa. Odpowiedział «Wygląda na to, że to ostatnia msza Boba Fullera». Byłem tym zaskoczony, dlatego dopytałem o co mu chodzi. Usłyszałem, że «Bob wkrótce umrze»" wspomina ks. Dupont SJ i dodaje, że nie wiedział za dużo o samym Fullerze. Jezuita pomyślał, że mężczyźnie skończyły się środki na terapię i dlatego traktował każdy dzień, jakby był ostatnim. Dlatego zaoferował specjalne błogosławieństwo.
"Chciałem by czuł, że Kościół o niego dba. Dopiero po mszy podczas spotkania z wiernymi dowiedziałem się o tym, że chce się zabić. Wcześniej kompletnie nie zdawałem sobie z tego sprawy" wyjaśnia jezuita. Podkreśla, że nie wie o jakiego jezuitę mogło chodzić Fullerowi w jego facebookowym wpisie.
Dupont dziś jest zszokowany całą historią i przeprasza za zamieszanie, które przypadkowo stało się jego udziałem. Dziękuje również władzom diecezji za odpowiednie oświadczenia.
"Bycie częścią tego zamieszania to ostatnia rzecz jakiej pragnę i zdecydowanie nie mam zamiaru kwestionować nauczania Kościoła dotyczącego świętości życia. Wierzę, że życie to dar. Wierzę, że to dar od Boga i okazja, by każdego dnia uczyć się od Niego, by kochać tak jak On, co dał nam w Piśmie Świętym, Kościele i przykładach świętych. Czuję się okropnie myśląc o insynuacjach, twierdzących, że ja albo jakikolwiek inny ksiądz, czy też archidiecezja mogłyby głosić inne poglądy" wyjaśnia jezuita.
"Moje uczestnictwo w tych wydarzeniach jest znacznie mniejsze, niż to jak opisała to prasa" podsumowuje ks. Dupont.
Korzystałem z Seattle Times, seattlearchdiocese.org, catholicnewsagency.com i America Magazine.
Skomentuj artykuł