Muzułmanie świętujący ramadan bohatersko ratowali ludzi w londyńskim pożarze
Pożar Grenfell Tower mógł pochłonąć znacznie więcej ofiar, gdyby nie bohaterska postawa muzułmanów, zamieszkujących wieżowiec. Dzięki temu, że świętowali ramadan, uratowali setki osób przed spaleniem.
Kilka dni temu świat obiegły zdjęcia płonącego wieżowca Grenfell Tower w Londynie. Służby informują, że jest już ponad 30 ofiar śmiertelnych, a kilkadziesiąt innych osób zostało rannych. W wypadku ucierpieli także Polacy. Jak podają media na Wyspach: ofiar mogło być znacznie więcej, gdyby nie heroiczna postawa muzułmańskiej społeczności, która również zamieszkiwała pechowy budynek.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
To muzułmanie zaalarmowali sąsiadów o niebezpieczeństwie. - Londyn jest głośnym miastem, helikoptery i alarmy nikogo już nie dziwią. Tej nocy wielu z nas myślało, że to gdzieś indziej - mówią świadkowie pożaru.
Muzułmanie na całym świecie obchodzą właśnie ramadan. Większość z nich w tym czasie nie idzie spać wcześniej niż o 2:30. O tej godzinie bowiem mogą zjeść ostatni posiłek i odmówić modlitwę. Dzięki temu jako jedyni nie spali, gdy wybuchł pożar. Szybko zaczęli budzić niczego nieświadomych sąsiadów. W rozmowie z Sky News jedna z Marokanek zamieszkujących budynek powiedziała, że od lat żyją w tym mieście obok siebie różne mniejszości etniczne, zachowując pokój i wzajemny szacunek. Nie jest więc zaskoczona postawą swoich współbraci. Grenfell Tower był głównie zamieszkany przez Marokańczyków, którzy stworzyli tu dobrze działającą społeczność.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
Na miejsce przychodzą obcy ludzie, by spontanicznie okazać wsparcie poszkodowanym. - Przyszedłem w środę w nocy, wróciłem do domu po drugiej nad ranem w czwartek; teraz znowu jestem. Nie mieszkam w okolicy, ale jestem poruszony tym, co się stało - jestem ojcem trójki dzieci, każdy z nas mógłby być na ich miejscu. Poza tym jestem chrześcijaninem, to element naszej etyki - tłumaczył w rozmowie z PAP Chukuma, który zaklejał paczki z darowiznami.
Sąsiedzi oraz władze są wdzięczni dzielnym muzułmanom za pomoc. Oni również stracili wszystko w tym pożarze, dlatego w akcję wspierania mieszkańców włączyły się ochotnicze służby, a także lokalny meczet i poblisko kościół św. Klemensa. Działacze z opieki z społecznej oraz szkoły organizują miejsca noclegowe oraz zbierają najpilniejsze rzeczy, które pomogą przetrwać poszkodowanym.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
Od pożaru łącznie przekazano na rzecz poszkodowanych rodzin kilkaset ton darowizn, m.in. jedzenia, napojów, ubrań, kosmetyków, zabawek dla dzieci. Reakcja zwykłych londyńczyków była na tyle szczodra, że w czwartek popołudniu wystosowano apel o przerwanie dalszych darowizn, podkreślając, że zgromadzone dary wystarczą nawet na kilka tygodni.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
Jeden z muzułmanów, imieniem Chukuma, "fantastyczne jest, jak wszyscy ludzie - niezależnie od rasy, religii, narodowości - jednoczą się". - To ogromna tragedia, o skali, której nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. (...) Musimy wspierać lokalną społeczność - dodaje. Zaznaczył jednak, że oprócz solidarności i pomocy, wiele osób czuje także gniew i frustrację. - Władze mogą być współodpowiedzialne za śmierć tych ludzi: rezydenci wielokrotnie narzekali na (brak) bezpieczeństwa budynku, a na dodatek procedura nakazywała im w razie pożaru pozostać w mieszkaniach - tłumaczył.
W podobnym tonie wypowiadał się ubrany w tradycyjny muzułmański strój Adam, przenoszący gotowe paczki do samochodów dostawczych, które przewoziły je do pobliskich magazynów.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
- Czujemy się w obowiązku pomóc tym ludziom, tak jak każdy z nas potrafi. Jestem muzułmaninem i naszym obowiązkiem jest pomaganie innym, szczególnie w trakcie ramadanu. Nie rozumiem jednak, gdzie są władze dzielnicy, rząd. Rozejrzyj się dookoła, wszystko tutaj działa tylko dzięki wolontariuszom - tłumaczył.
(fot.PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA)
W londyńskim wieżowcu mieszkało kilkaset osób. Ludzie chcąc się ratować, wyrzucali przez okna własne dzieci. Powodem pożaru z dużym prawdopodobieństwem była awaria instalacji elektrycznej. Wstępnie zgromadzone dane mówią, że wykonawca zeszłorocznego remontu oszczędził pieniądze, kupując elementy gorszej jakości.
Skomentuj artykuł