Myślisz, że Marcin Zieliński jest heretykiem? Przeczytaj to. Ksiądz mocno odniósł się do krążących opinii
W weekend po raz trzeci odbyło się wielkie modlitewne spotkanie pod nazwą "Chwała Mu". Jego współorganizatorem jest Marcin Zieliński, ewangelizator ze skierniewickiej wspólnoty Głos Pana. Wydarzenie po raz kolejny rozgrzało internet - i to wcale nie tylko dlatego, że ludzie zachwycają się sześcioma godzinami modlitwy i jej piękną duchową oprawą.
Część z bardzo niepochlebnych komentarzy pochodzi od katolików (a może należy napisać: "katolików), którzy są przekonani, że Marcin Zieliński jest heretykiem i robi rzeczy w Kościele katolickim nie do przyjęcia. Nietrudno jest spotkać w sieci zagorzałych przeciwników ewangelizatora, którzy próbują udowadniać w licznych dyskusjach, że "Marcin Zieliński współpracuje z diabłem".
"Czy ludzie nie wiedzą, że oszczerstwo jest grzechem ciężkim?"
Do kolejnej fali komentarzy odniósł się na swoim facebookowym profilu ks. Przemysław Sawa. "Przeglądnąłem wpisy i komentarze - zastanawiam się czy ludzie nie wiedzą, że oszczerstwo jest grzechem ciężkim? Tymczasem wielu katolików swobodnie rzuca niesprawdzone wiadomości, pomawia i niszczy. Jedna osoba napisała, że nic nie oglądała i nie czytała, ale słyszała, że Marcin jest heretykiem, więc z pewnością jest. Tragiczny stan moralności niektórych, którzy jeszcze na ustach mają katolicyzm. Tak nie wolno, w żadnym przypadku. Ktoś inny odpowiedział, że jest wolność słowa. Nie, gdy jest oszczerstwo albo ktoś zabiera głos, kiedy nie ma wiedzy, to nie wolność słowa, ale głupota." - pisze kapłan.
W tym, co głosi Marcin Zieliński, nie ma teologicznych błędów
W swoim wpisie ks. Sawa bardzo jasno formułuje dwanaście zwięzłych punktów, w których wyjaśnia wątpliwości związane z podejrzeniami rzucanymi na Marcina Zielińskiego. Jak podkreśla, zna ewangelizatora osobiście i nigdy nie usłyszał od niego nic niekatolickiego ani niewłaściwego pod względem wiary. W głoszeniu Marcina nie znajduje też żadnych teologicznych błędów. Wręcz przeciwnie: jak podkreślił we wpisie, Marcin "dobrze komentuje słowo Boże i jest wierny nauczaniu Kościoła katolickiego".
Jak dodaje, ewangelizatorowi zarzuca się "głoszenie Ewangelii sukcesu". "Jeden z komentatorów jako niekatolickie uznał głoszenie o zdrowiu i radości. To absurd. Cała Ewangelia jest osnuta tym, że Jezus uzdrawia, uwalnia, zmienia ludzkie życie." - pisze ks. Sawa. Zauważa też, że owoce działań Marcina Zielińskiego są dobre: ludzie słuchają lub czytają komentarze do słowa Bożego, wprowadzają do swojego życia Ewangelię, wchodzą w uwielbienie.
O co chodzi z "Toronto blessing"?
Ksiądz wyjaśnia również nieustannie poruszaną w internetowych komentarzach sprawę tzw. "Toronto blessing" (błogosławieństwo z Toronto). Przez część zwalczających ewangelizatora katolików jest ono równoznaczne z "działaniem szatana". "Chrześcijanie nie mogli się pomodlić nad nim? Nade mną też modlili się ludzie związani z tamtejszym przebudzeniem(...).Byłem i jestem katolikiem, Marcin też. Poza tym ludzie wypowiadają się o "Toronto blessing" nie mając odpowiedniej wiedzy - zauważa ksiądz. Jak podkreśla, zjawisko interesowało go jako teologa także od strony naukowej i jest pewien, że to nauczanie jest bardzo ewangeliczne i nie było tam treści, które nie mogłyby być przyjęte przez katolików.
Czy Marcin Zieliński przyjął "drugi chrzest"?
W swoim wpisie ks. Sawa porusza też kwestię tzw. "drugiego chrztu". Ewangelizatorowi zarzuca się bowiem, że przyjął chrzest z rąk chrześcijan innej denominacji.
"Prawda jest taka: Marcin w wieku 20 lat chciał odnowić dar przyjętego chrztu (jak w przypadku różnych grup formacyjnych czy pielgrzymek do Ziemi Świętej). Z taką intencją, jednocześnie świadomego wyboru Jezusa, poddał się takiemu obrzędowi z rąk znajomych z innej denominacji. Po latach Marcin uznał to za niefortunny akt, bo mógł być źle zrozumiany. Ważna jest jednak intencja - nie był to akt chrztu w niekatolickiej wspólnocie jako negacja chrztu w Kościele katolickim. O tej sytuacji Marcin rozmawiał ze swoim biskupem Wojciechem Osialem (Łowicz), który uznał, że to, co wydarzyło się nie miało znamion przestępstwa kanonicznego i nie było aktem apostazji." - wyjaśnia ksiądz. Jak podkreśla, bp Osial jest administratorem diecezji, więc jego ocena jest wiążąca, a jednocześnie hierarcha bierze za tę sytuację odpowiedzialność. "Wniosek: Marcin był i jest katolikiem. Jest w jedności z biskupem. Powielanie innych informacji jest oszczerstwem." - podsumowuje ks. Sawa.
Przeczytaj cały wpis na Facebooku:
Źródło: Facebook.com / mł
Skomentuj artykuł