"Palenie książek to oznaka końca kultury. Magia jest groźna dla dzieci, ale nie dla człowieka normalnie myślącego"
- Przeżyłem palenie książek. Przy płonącym stosie Rosjanie zostawili wartownika. Ale potem go zawołali na obiad. Wtedy przeskoczyłem płot, podbiegłem do palących się książek i trzy z ognia wyciągnąłem - opowiada w rozmowie abp Nossol.
- Palenie książek to oznaka końca kultury. Magia jest groźna dla dzieci, ale nie dla człowieka normalnie myślącego, który potrafi rozróżniać prawdę i fałsz - mówi abp Alfons Nossol w rozmowie z Arturem Sporniakiem, opublikowanej w "Tygodniku Powszechnym".
Przeżyłem palenie książek
Arcybiskup podkreślił, że tragedią jest fakt, iż zapominamy, jaką historię i kontekstualność ma palenie książek. Na pytanie, czy magia nie jest duchowym zagrożeniem, odpowiedział: - Magia może być zagrożeniem dla ludzi niepotrafiących logicznie myśleć. Człowiek daje się porwać urokowi zupełnie innego patrzenia na rzeczywistość.
- I daje się w ten sposób z normalnego logicznego życia wykołować. Ale tu jest potrzebny specyficznie uległy umysł. Ale powtarzam, nigdy nie miałem z magią do czynienia. Miałem tyle racjonalnych tematów, którym nawet w części nie dałem rady sprostać, że magia mnie nie mogła zainteresować - podsumował.
Dodał, że nawet jeśli w książkach jest odczłowieczające myślenie, to nie będziemy mogli się z nim zapoznać, jeśli je spalimy. - Przeżyłem palenie książek. Jak Rosjanie do nas przyszli 17 marca 1945 roku, spalili naszą bibliotekę szkolną - niemieckojęzyczną - z której tak często korzystałem. Wcześniej czytałem, co się dało - począwszy od Karola Maya. Przy płonącym stosie Rosjanie zostawili wartownika. Ale potem go zawołali na obiad. Wtedy przeskoczyłem płot, podbiegłem do palących się książek i trzy z ognia wyciągnąłem (było to między innymi "Quo vadis" - przyp. red.).
Biblia czytana przez prababcię
Opowiedział też historię związaną ze swoją prababcią, która w czasie żniw, czytała prawnukom Pismo Święte po niemiecku: - Najbardziej mnie interesowały ryciny w tym Piśmie Świętym. Kiedyś wyprosiłem prababcię, żeby mi pozwoliła je pooglądać.
Powiedziała, żebym bardzo ostrożnie przewracał stronice, bo to wartościowa księga. Siadłem w kącie, otwieram i... nie umiem nic przeczytać. Okazało się, że ta Biblia była po polsku, a ona nam po niemiecku czytała.
Prababcia pomagała w nauczaniu religii, dlatego proboszcz nauczył ją polskiego i podarował Biblię.
Skomentuj artykuł