Pasażerka Concordii i stuła proboszcza
Mieszkanka Wenezueli przyjechała na włoską wyspę Giglio, by miejscowemu proboszczowi oddać jego stułę. Wzięła ją, by się nią okryć, gdy przemarznięta koczowała w kościele z setkami rozbitków po katastrofie statku Costa Concordia.
Egly Cabrera powróciła po ponad dwóch i pół roku od katastrofy wycieczkowca, który rozbił się koło wyspy. Na jej brzegi dotarli wtedy szalupami prawie wszyscy z około 3 tysięcy rozbitków. Wraz z wieloma mieszkańcami Giglio w nocy z 13 na 14 stycznia 2012 roku gościny udzielił im wtedy także proboszcz tamtejszego kościoła Lorenzo Pascuotti.
"Byliśmy wszyscy przemarznięci, ja miałam na sobie tylko dżinsy, bluzkę i plastikowe klapki" - opowiedziała kobieta włoskiej agencji Ansa.
"W kościele można było zamarznąć z zimna. Z moją przyjaciółką weszłyśmy do konfesjonału, który wydawał nam się najcieplejszym miejscem. Zobaczyłam tam stułę, założyłam ją sobie na szyję, by i nią się ogrzać" - wspomniała uratowana pasażerka Concordii. Przyznała, że później, w ogólnym chaosie, jaki wokół panował, została ze stułą na szyi, gdy wywożono wszystkich z wyspy.
"Zabrałam stułę do Wenezueli i zawsze myślałam o tym, by ją oddać i podziękować księdzu, który tak się dla nas poświęcał" - powiedziała Egly Cabrera, która w tych dniach przebywała na Giglio.
Podkreśliła, że spotkanie z proboszczem kościoła było dla niej wielkim przeżyciem. Wenezuelka widziała się również z miejscowym małżeństwem, które tamtej nocy dało jej ciepłe ubranie. "Kontaktujemy się ze sobą co miesiąc, a oni niedługo odwiedzą mnie w Wenezueli" - dodała.
W katastrofie statku Costa Concordia zginęły 32 osoby. Od końca lipca jego wraku nie ma już przy wyspie. Został odtransportowany do Genui, gdzie czeka na demontaż.
Skomentuj artykuł