"Wydaje mi się, że politycy wiele mówią o skarbach, jakie trzeba chronić, a mało o ludziach, których należy ratować. Ja w tych dniach wkładam kalosze, wychodzę i spotykam ludzi, którzy płaczą, bo nie mają, co jeść albo jak dostać się do szpitala" - podkreślił abp Moraglia. "Apel, jaki kieruję do władz państwa, płynie z będącego w agonii serca krypty bazyliki świętego Marka, liczącej prawie tysiąc lat; pomyślmy o kobietach i mężczyznach, którzy w Wenecji są u kresu sił. Tylko w ten sposób możemy potem nadać sens ratowaniu dziedzictwa artystycznego i kulturalnego" - wskazał.
Patriarcha zaznaczył, że Wenecja "nie może być punktem tranzytowym transatlantyków, nie może być więcej wyprzedawane turystyce, nie może być więcej upokarzane obietnicami ochrony, służącymi starej i nowej korupcji". "Kto pozwolił i pozwala na taki rabunek, musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności" - grzmiał abp Moraglia.
Wyraził uznanie dla młodzieży, bo to ona pierwsza zaraz po wtorkowej powodzi zmobilizowała się do działania, by - jak to ujął hierarcha - "nie pozwolić na to, aby miasto umarło". "Widzę ich (młodych ludzi) w uliczkach i na placach stojących w wodzie, z rękoma w błocie. To, a nie oświadczenia, znaczy dzisiaj prowadzić politykę w Wenecji" - zauważył.
Dostojnik zaakcentował, że od polityki ważniejsze jest społeczeństwo, a od społeczeństwa - osoba. "Nie mówimy więcej o stratach materialnych czy kradzieżach, ale o życiu ludzi" - apelował.
Arcybiskup Wenecji przypomniał, że od 30 lat oczekuje się, że będzie ona chroniona, a od 16 lat trwa stale opóźniana budowa systemu zapór Mose. "Musi on zostać ukończony natychmiast" - wezwał abp Moraglia. "Jeśli tego się nie zrobi, nie zatonie Wenecja, ale polityka krajowa i europejska, jedyna perspektywa także dla pokoju" - ostrzegł.
Abp Moraglia uważa, że miasto powinno mieć uznawany na arenie międzynarodowej specjalny status jako jedyne takie na świecie. "Nie chcemy przywilejów, ale taka nadzwyczajność historyczna musi zostać dogłębnie rozumiana. Nie można zdawać się na okazjonalne finansowanie i chaotyczną politykę" - wyjaśnił.
Według niego kataklizm w Wenecji jest dowodem tego, że człowiek ignoruje stan alarmowy, wywołany przez zmiany klimatyczne. Tymczasem - jak przypomniał hierarcha - coraz częściej na lagunie występuje destrukcyjny przypływ i tropikalne wiatry.
Skomentuj artykuł