Poruszające świadectwa śmierci Jana Pawła II

(fot. Lucky Team Studio / Shutterstock.com)
KAI / pz

"W momencie kiedy Ojciec Święty skonał, dostrzegłem niezwykły kontrast....", "Słyszałem to osobiście, a także, na końcu, po południu - ale to słyszała jedna z sióstr", "Jana Paweł II przypominał mi Chrystusa" - przeczytaj poruszające świadectwa śmierci Jana Pawła II.

W 13. rocznicę przejścia Jana Pawła II do Domu Ojca publikujemy świadectwa osób, które były obecne wówczas w apartamentach papieskich: ks. prof. Tadeusza Stycznia, kard. Stanisława Dziwisza i dr. Renato Buzzonetti, papieskiego lekarza:

Ks. prof. Tadeusz Styczeń: Ostatnie chwile...

W momencie kiedy Ojciec Święty skonał, dostrzegłem niezwykły kontrast. Jeszcze niedawno ten niezwykły ból na jego twarzy. To skrępowanie przyrządami, które miały pomóc przedłużyć mu życie. On, który widzi swoją wierność Ojcu przez to, że służy, ale służąc ma prawo, żeby mu nie skracać drogi cierpienia do Ojca. Byłem świadkiem, jak podnosił ręce skowane. Czy nie prosił Ojca: bo jeśli to jest rzeczywiście dość, to chyba niech moi opiekunowie - jacy dobrzy, byłem tego świadkiem - rozumieją i to, że ja mam prawo oddać życie, a nie zatrzymywać życie, że Ty jesteś tym, który rozstrzyga. I te ręce, które oglądał cierpiący Papież i wysoko podnosił, jak gdyby wołał.

DEON.PL POLECA

Ukochane siostry i bracia, ta twarz cierpiącego, uległa, chyba słowo właściwe jest - pojawiła się na niej, jak gdyby z impulsu Tego, który konając skonał, ta twarz pojawiła się nieoczekiwanie jako twarz kogoś uśmiechniętego, skłoniona w stronę poduszki, która wyglądała - ja wiem? - jak baranek czy owieczka, i uśmiechnięty w tamtą stronę tak stygnął. Nikt nie śmiał interweniować, wszyscy czekali z całą procedurą obowiązującą. Ja nie wytrzymałem. Miałem w kieszeni dwa różańce, dotknąłem rąk, delikatnie mi powiedziano, że nie wolno, bo już ciało podlega zabiegom, zaraz potem wykonywanym dyskretnie, ale zgodnie z obowiązkami. A ja przecież ciągle widziałem - i uważam, że chyba lepiej ode mnie osoby, siostry zakonne, siostra pielęgniarka, chyba geniusz kobiety na tym polega, że odczytywały lepiej ode mnie ten uśmiech, który jak gdyby nie konał, ale pozostawał żywy, coraz bardziej wymowny. Tracił linię, charakter poduszki, na której oparło się oblicze zmarłego i wyglądało, jak gdyby spotkanie ocalonej owieczki czy ocalonego baranka. I w tym momencie jak gdyby odpowiednie stopnie tego, więcej, że oto wykonał wielkie zadanie ten, któremu powierzono zadanie pasterza, ze względu na które to zadanie jednak Bóg Ojciec postawił mu skrajnie wielkie wymagania. Chodzi o to, żeby wyrównać wielkość sprzeniewierzenia się tych owieczek w taki sposób, żeby trafiło to do nich, żeby wiedziały na czym polega ich odkupienie.

I w tym czasie, kiedy pojawiły się na placu te odgłosy, nie sposób było inaczej to wiwatowanie tam przeżywać, jak - chociaż oni jeszcze nie wiedzieli o zgonie, nikt ich do tego nie prowokował. I właśnie to on ich tak zainspirował, że z własnej inicjatywy przyszli, tworzyli grupki, z tych grup stworzyła się jedność wołająca i ciesząca się, że mają tak wiernego pasterza i że jego wierność polega na tym, że stawia im ogromne wymagania! Chodzi o identyczność, to trzeba zapamiętać, jako wymóg tego, że się jest sobą. Pamięć i tożsamość. Zostaje cena okupu za to wszystko i uśmiechnięty dalej przy tym wszystkim pasterz.

Jego twarz, twarz zupełnie innego człowieka niż ten, którym był dzień przedtem, dwa dni przedtem. Jeszcze wiele dni przedtem, kiedy w jego kaplicy po wielu latach zaśpiewałem znowu Exultet, ten hymn o winie szczęśliwej, która stała się powodem przyjścia Odkupiciela. Poproszono mnie, żeby to zaśpiewać po łacinie. Ojciec Święty wszystkiego tego mógł jeszcze wysłuchać i cieszył się, to było widoczne.

Tu jest ta sama młodzież, a równocześnie czy wolno powiedzieć młodzież? Przecież tu chodzi o kogoś, kto z osobna jest kimś zupełnie niezwykłym, nieporównywalnym z nikim drugim, jest poniekąd absolutem osobowości, to znaczy osobności. Tak, wszyscy jesteśmy siostrami i braćmi, a jednocześnie dla Boga bez ciebie konkretnego cały ten świat dla Niego nie byłby tym samym światem, dlategoś jest! Bóg jest zazdrosny o ciebie. Uwierzmy w tę miłość do nas.

To wszystko jest jakąś wielką harmonią radości w tym bólu, z powodu którego ja, byłem tak blisko, powiedziałem "nie", gdy mnie poproszono o wywiad, tłumacząc się tym, jeszcze w Rzymie, że ktoś, komu umiera ojciec i on jest przy tym, nie mówi do telewizji o tym.

Czas biegnie, emocje słabną, ale chodzi o taką wielką prawdę, która polega na tym, że w pewnych istotnych momentach przeciwieństwa chodzą razem, nie wykluczają się, ale stanowią jakieś specyficzne "i". I dlatego ja kończąc, chcę się z wami podzielić tym, że nam nie wolno nie radować się z tego, że odszedł taki ojciec, ale równocześnie, że wolno też, trzeba zapłakać, że go już nie ma. Dopiero wtedy jest pełnia i umiejmy walczyć w sobie o tę równowagę. Żeby to było jakimś przyczynkiem, kim Bóg Ojciec jest w stosunku do nas, skoro nam swojego Syna dał, by w ten sposób, nikogo nie gwałcąc, skłonił człowieka, by sam wybrał tego, który jest jego ojcem. Tego, który jest jego Ojcem, dał swojego Syna nam ludziom za brata. Oczekuję, żebyśmy z tym szli do naszych domów, i roznosili radość okupując ją świadomością cierpienia i braku, i pustki, że jego nie ma, że jest tam. Ale on się tak nam zjawił w tym cierpieniu, w tym bólu, który czuł do końca! Do końca umiłowawszy ich na tym świecie, do końca ich umiłował. Do tego stopnia, że została dopełniona jakaś nieskończona miara, i w związku z tym ta pustka otwiera miejsce na niewyczerpaną, głęboką radość. I żyjmy tą radością. To jest dzień radości, dzień zmartwychwstania. Dzień, który dał nam wszystkim Pan.

*Świadectw to, ks. prof. Tadeusz Styczeń wygłosił 5 kwietnia 2005 r. w kościele akademickim w Lublinie na zakończenie Mszy św. z okazji 50-lecia swoich święceń kapłańskich.

Kard. Stanisław Dziwisz: Jan Paweł II był przytomny niemal do końca...

Jan Paweł II niemal do ostatniej chwili życia był przytomny, słyszał modlitwy wiernych zebranych na Placu św. Piotra, a przed śmiercią wypowiedział słowa "Totus Tuus" - ujawnił osobisty sekretarz Ojca Świętego, abp Stanisław Dziwisz w wywiadzie dla włoskiej telewizji Canale 5.

"W tych ostatnich chwilach, gdy byliśmy przy nim, widzieliśmy, że śmierć była dla niego jakby przejściem z jednego pokoju do drugiego, z jednego życia w drugie. W tych dniach słychać było wszystko: plac, modlitwy, śpiewy, okrzyki, obecność młodzieży. On zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ był przytomny do końca, prawie do końca. Także ostatniego dnia, w sobotę, był bardzo przytomny" - stwierdził arcybiskup.

Pytany o ostatnie słowa Jana Pawła II, abp Dziwisz odpowiedział: "Na pewno «Totus Tuus», słyszałem to osobiście, a także, na końcu, po południu - ale to słyszała jedna z sióstr, które były blisko - powiedział: «Pozwólcie mi odejść do Pana»".

"W tych ostatnich godzinach jego życia w domu panował ogromny spokój: On wiedział, że jego przeznaczeniem był Pan. Żadnego lęku, wielki spokój. Ostatniego dnia poprosił, by całymi godzinami czytano mu Ewangelię. Ostatniego dnia ktoś z nas czytał Ewangelię według świętego Jana, po czym odprawiliśmy Mszę św., ponieważ przyszła nam do głowy natchniona myśl: odprawić Mszę ku czci Bożego Miłosierdzia, nadchodziły bowiem sobota i niedziela Miłosierdzia Bożego. Odprawiliśmy tę Mszę około ósmej i daliśmy Ojcu Świętemu wiatyk, kilka kropli Przenajdroższej Krwi. Ewangelia była bardzo piękna: «Pan przyszedł do wieczernika». Modliliśmy się bardzo: «Niech Pan przyjdzie w tym momencie». A potem trwaliśmy do ostatniego uderzenia serca, kiedy doktor Buzzonetti powiedział: «Odszedł do domu Pana», nie odmówiliśmy: «Wieczny odpoczynek», ale zaśpiewaliśmy «Te Deum». Nie żałoba, ale dziękczynienie. On napisał w swoim testamencie, aby także jego śmierć przyczyniła się do dzieła ewangelizacji" - opowiadał abp Dziwisz.

Osobisty lekarz Papieża: Jan Paweł II przypominał mi Chrystusa

Umierający Jan Paweł II przypominał mi Chrystusa, z tą różnicą, że Chrystus na krzyżu mógł mówić, Papież zaś odchodził w milczeniu. Tą refleksją dzielił się z rzymskim dziennikiem "La Repubblica" doktor Renato Buzzonetti.

Dr Buzonetti podkreślił, że jako specjalista w dziedzinie gastroenterologii i hematologii, zdaje sobie sprawę ze śmiałości swego porównania, ale nie potrafi tego wyrazić inaczej. 81-letni włoski lekarz Ojca Świętego towarzyszył mu od początku pontyfikatu do ostatniej chwili.

"Daleki jestem od ulegania pokusie tego rodzaju porównań, takie jednak miałem wrażenie w dniach, które spędziłem w pokoju Ojca Świętego", powiedział papieski lekarz osobisty.

"Chrystus z krzyża mógł przemówić do swoich oprawców, do apostołów, do Matki Bożej... . Ojciec Święty nie był w stanie wymówić ani słowa przed odejściem... . Można go jednak było doskonale zrozumieć. Owszem, to długie, niekończące się milczenie cechowało w mistrzowski sposób końcową lekcję jego nadzwyczajnego pontyfikatu. Przemawiał spojrzeniem, łagodnością oczu, poddaniem się typowym dla wielkiego mistyka, stawiając w centrum światowego zainteresowania swój fizyczny ból, i zrozumiano go".

Doktor Buzzonetti zarzuca jednocześnie mediom "hałas wokół cierpień Papieża". "Czasem należało wykazać więcej szacunku dla choroby Ojca Świętego. Mam tu na myśli przede wszystkim niepowstrzymaną pogoń medialnego cyrku za tym, by 'opowiedzieć' o tym, co działo się na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego czy w klinice Gemelli".

Była to - jak podkreśla - dla niego osobiście "niepowtarzalna lekcja zawodu i życia, za którą bez ustanku będę dziękować Bożej Opatrzności, która dała mi spotkać takiego Papieża jak Jan Paweł II".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Poruszające świadectwa śmierci Jana Pawła II
Komentarze (25)
A
Alfred
2 kwietnia 2017, 13:19
Dla ścisłości dzisiaj ma 12 rocznicę śmierci św. Jana Pawła II
AK
Anna Kowalewska
2 kwietnia 2018, 19:36
Dla ścisłości to trzynasta rocznica - Jan Paweł II zmarł w 2005 roku.
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 00:26
A dla Jana Pawła Wielkiego trochę spoźniony wspominek. Chciałbym z tej okazji przypomnieć część "Tryptyku Rzymskiego", utworu pisanego niczym testament przez naszego Wielkiego Rodaka. Jest on niejako podsumowaniem jego życiowej i zarazem poetyckiej spuścizny: [url]https://www.youtube.com/watch?v=eaXwRNIh_zk[/url]
Agamemnon Agamemnon
2 kwietnia 2016, 23:04
W związku ze śmiercią Jana Pawła II mam takie niecodzienne wspomnienie. Przestudiowałem kiedyś "Miłość i odpowiedzialność"bp. Karola Wojtyły. Było tam coś kompromitującego go z zakresu jego teorii małżeńskiego pożycia. Gdy podano komunikat, że właśnie JPII odszedł, zapytałem w duchu: "No i co?". I usłyszałem odpowiedź ku mojemu ogromnemu zdumieniu: "Rozmawiajcie".
3 kwietnia 2016, 00:14
Ciekawe:) Ja też mam wiele wspomnień z tamtego okresu, przede wszystkim to we mnie wtedy autentycznie coś pękło i dało początek czemuś nowemu czego nie znałam wcześniej,. Wydarzyło się wtedy tak dużo najrozmaitszych historii w moim życiu, przychodziły tzn. ja je znajdowałam odpowiedzi na wiele pytań, jakbym wychodziła z jakiegoś labiryntu. Zupełnie  jakbym znajdowała pogubione gdzieś brakujące elelmenty puzzli. Miałam wtedy niezwykle intensywne trzy lata podczas których wydarzyło się tyle, że możnaby obdzielić spokojnie dekadę, conajmniej. Dzisiaj patrzę z dystansu i jestem wdzięczna, jedno wydarzenie zazębiało się z drugim i dawało początek następnemu, nigdy tego nie zapomnę bo to cudowny czas w moim życiu zupełnie jak Boże Narodzenie:)
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 00:19
Poproszę o szczegóły. Nie liże się loda przez szybę, bo nie ma smaku. :-)
3 kwietnia 2016, 00:24
Ale co chcesz wiedzieć? Mam ci streścić tamte trzy lata oraz wszystko co było potem do dzisiaj włącznie?:)
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 00:33
Oczywiście nie, ale poproszę o jakieś świadectwo z tamtych lat. Wtedy stanie się ono wartościowym portretem, a tak...   :-) Do dzieła Amelio, przecież chciałaś pisać swego czasu bloga.
3 kwietnia 2016, 00:47
A tak... a tak to jest codzienne życie, w którym nie próżnuję:) To jest świadectwo:) Ale kto wie, może jakoś się zbiorę i utrwalę na piśmie co w duszy gra, chodzi to za mną, czasem mniej lub bardziej silnie. Obawiam się jedynie, że jak znam siebie mogłoby mnie za bardzo ponieść, to jest więcej niż pewne i zrobiłoby się z tego już nie świadectwo a jakiś serial brazylijski. Więc gdyby ktoś chciał się na tym oprzeć mógłby zbłądzić, więc może lepiej nie będę ryzykować;)
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 00:56
Strach jest złym doradcą Amelio. Zaś świadectwo ma przede wszystkim służyć innym, się może spróbuj ograniczyć w pisaniu i zaryzykuj. Ja obiecuję- przeczytam. :-)
3 kwietnia 2016, 09:35
A gdzie w tym co napisałam wyczytałes strach? Nie rzutuj swoich strachów na innych, po drugie spisywanie świadectwa wprost wydaje mi się czymnś nie do końca przekonującym, to powinno się dziać mimochodem. Po trzecie, to co najważniejsze jest nie do opisania, jest niewyrażalne więc jedyna metoda żeby dać wiarygodne świadectwo to zwyczajne codzienne życie. Dla mnie to jest najważniejsze. Po czwarte, spisanie świadectwa zawsze skupia uwagę czytelnika na spisującym świadectwo, zresztą spisujący świadectwo właśnie po to jes pisuje bo o sobie chce powiedzieć światu, wiadomo że jego radość wypływa z obdarowania i wdzięczności ale łatwo stracić dobre proporcje i przenieść uwagę na siebie - ja, ja, ja. Z drugiej strony dlaczego nie, przecież człowiek obdarowany czuje że jest kimś wyjątkowym i ważnym, ale trzeba zaznaczyć ważnym dzięki. Mimo wszystko spisywanie świadectwa to bardzo odpowiedzialne zadanie.
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 22:49
W dalszym ciągu boisz się Amelio, choć zupełnie niepotrzebnie. :-) Świadectwo to nie blog, bo dotyczy jakiejś krótkiej, konkretnej relacji. Ma raczej opowiedzieć czytelnikowi o czymś szczególnym, co się samemu przeżyło i jaką refleksję wzbudziło w nas. Tylko tyle. Nie ma sensu zawczasu przewidywać, co sobie o nim pomyśli czytelnik a i Panu Bogu zostawmy "co nieco do roboty". :-) Jednym słowem nie zamartwiajmy się na zapas.  Piszę w liczbie mnogiej - "-my", bo chcę koniecznie załapać się jako Twój literacki agent. Już czuję nosem, że będzie wiele dodruków tego Świadectwa. Amelio myślę, że wkrótce będziemy sławni. 1mln euro mamy 10 grudnia jak w banku, od Ciebie tylko zależy jaki to będzie bank. ;-)  Ale się rozmarzyłem ... jednak nie zapeszaj i nie pisz na przyszłość "ja, ja, ja", tylko przykładem prem. Marcinkiewicza: "yes, yes, yes". No to jak, damy radę?  :-)
3 kwietnia 2016, 23:18
Dlaczego chcesz zarobić na moim świadectwie, nie uczciwiej zarobić na swoim? No i kto tu się boi?
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 23:32
Oki, niech Ci będzie, bardzo sie boję ... ale tylko o Ciebie. Niepotrzebnie się Amelio stresujesz.  :-) Nie wiem czemu masz ostatnio gorszy nastrój, ja próbuję Ci go tylko poprawić.  :-) Sam nie potrafię pisać, jak Ty. Dlatego pozostanę w cieniu jako Twój  manager. Zgadzasz się?
3 kwietnia 2016, 23:45
A właściwie to dlaczego tak cię to interesuje, jaki mam nastrój, moje świadectwo, co to ma znaczyć? A tak w ogóle to jak sądzisz - czy świadectwo może być oderwane od życia? Skoro tu piszę, to jest to też część życia, więc pisząc tu również daję świadectwo, nie da się tego oddzielić, spisać świadectwo a potem niby co dalej? Świadectwo to w/g ciebie jakies fajerwerki a po daniu świadectwa to już szaro bure życie? gdyby tak było, to świadectwo nie byłoby świadectwem tylko jakimś kłamstwem.
no_name (PiotreN)
3 kwietnia 2016, 23:54
Pisałem Ci kiedyś o teologii dialogu ks. prof. Tischnera. Właśnie tego tyczy to zainteresowanie, pytałem z troską. Czyżbyś zapomniała, bo mówiłem o tym całkiem niedawno? Świadectwo Twoje zaś ma być dla wszystkich, nie tylko dla mnie. :-)
4 kwietnia 2016, 00:16
Nie czytam wszystkiego co ty piszesz czy inni, nie wiem co to jest teologia dialogu ks. prof. Tischnera. Skąd wiesz, czy moje świadectwo może być dla kogokolwiek interesujące, po czym to poznajesz i dlaczego nie składasz takich propozycji innym.
no_name (PiotreN)
4 kwietnia 2016, 00:17
Sorki Amelio dopiero teraz czytam inne wątki. Rozumiem, że nie masz ochoty na żarty. Przepraszam jeśli sam cię czymś tu uraziłem.  :-) I jeszcze ad rem odnośnie Twojego pytania. Nie myślę tak, jak to opisujesz. Wydaje mi się natomiast, że czasem zupełnie inaczej obserwujemy coś z perspektywy czasu, czyli patrząc retrospekcyjnie zauwazamy takie cichutkie działanie Boga we własnej przeszłości. Ja takie, jak powyżej opisane działania Boga przynajmniej kilkukrotnie odnotowywałem w swoim życiu. :-)  
4 kwietnia 2016, 00:25
no_name powiedz otwarcie że piszesz na deonie bo chcesz sobie pożartować. Tak będzie uczciwiej zamiast owijać w bawełnę o jakimś świadectwie , które tak naprawdę w ogóle cię nie interesuje. Ja cię w pewnym sensie rozumiem, uważasz, że odkryłeś już wszystko na tym świecie, umierasz z nudów. Tak jak w pewnym dowcipie; siedzi facet przy stole i mówi - jestem znudzony życiem, widziałem już wszystko. Zza jego pleców czyjś głos pyta: nie widziałeś mojej szczotki do włosów? Widziałem, w kuchni na parapecie. no_name ja ci nie pomogę w twoich dolegliwościach, sorry:)
no_name (PiotreN)
4 kwietnia 2016, 00:34
Jak przeczytasz uważniej, co wyżej napisałem, to zrozumiesz, że jest inaczej. Przykro tylko, że próbujesz przypisac mi coś, co nie ma miejsca. Dobranoc. :-)
4 kwietnia 2016, 00:36
patrząc retrospektywnie zauważamy takie cichutkie działanie Boga we własnej przeszłości. Ja takie jak powyzej opisane działanie Boga przynajmniej kilkukrotnie odnotowywałem w swoim życiu:-) No to podziel się tym z innymi.
M
mkr
2 kwietnia 2014, 22:19
A Ty jesteś częścią pokolenia JP2 ? - artykuł  http://pochwalony.eu/?p=1597
M
maz
2 kwietnia 2014, 20:10
Moja zone zwolnili dzisiaj z pracy!!!!!!!!!  mamy dzieci !!!!!!!!!!
E
Elka
2 kwietnia 2014, 21:17
Ja mam 30 lat pracy i zadnego wynagrodzenia  do osiagniecia wieku emerytalnego ,a za co zyc przez te 7 lat? Co mozemy zrobic, tylko modlic sie soprawiedliwe glosowanie,tylko na kogo :(
AA
aut aut
2 kwietnia 2014, 17:12
Ktoś tu kłamie. Albo mógł mówić w ostatni dzień, albo nie mógł. A rzekomo nawet nominacje biskupie podpisywał.