Prohibicja pomoże, ale nie zastąpi rozsądku
Temperatura sporu o nocną sprzedaż alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych w Warszawie była ogromna. Po gorącej dyskusji, w której padły argumenty o Jaruzelskim i Ku Klux Klanie, stołeczni radni ostatecznie odrzucili pomysł wprowadzenia prohibicji. I choć w Krakowie podobny przepis przynosi wymierne korzyści – spadek liczby interwencji służb i wykroczeń popełnionych pod wpływem alkoholu – to jednak jest oczywiste, że zakazy i nakazy nie rozwiązują definitywnie problemów. Znamy to dobrze z naszej kościelnej bańki…
Weźmy przykład zupełnie codzienny. Dziesiątki razy przechodziłem na dietę. Lekarz mówił: „mniej soli, mniej tłuszczu, żadnych słodyczy”. I co się działo? Przez tydzień heroicznie trzymałem się postanowień, a potem przychodziła chwila słabości. Nagle lodówka o drugiej w nocy wydawała się mówić: „otwórz mnie, czeka tam kawałek sernika”. Sam zakaz – nawet zapisany na kartce i przyczepiony magnesem do drzwiczek – nie ma mocy zmienić serca. Można żyć jak niewolnik zakazu, a i tak skończyć z łyżką w puszce orzeszków i kremu czekoladowego.
Tak samo z alkoholem. Można ograniczyć godziny sprzedaży, zamknąć monopolowy na rogu, a stacja benzynowa sprzeda co najwyżej hot doga i colę. I może faktycznie – mniej będzie krzyku pod blokiem, mniej policyjnych interwencji, mniej wykroczeń. Ale jeśli człowiek nie nauczy się sam panować nad sobą, rozeznawać, co mu służy, a co szkodzi, to żaden zakaz go nie powstrzyma. Zamiast „wódki o północy” będzie „piwko kupione wcześniej na zapas”. Zakaz nie zastąpi rozsądku. A nadużywanie alkoholu zawsze prowadzi w tę samą stronę – do krzywdy własnej i cudzej.
Dlatego bardziej od zakazów potrzebujemy mądrości, która podpowiada: „mogę, ale nie muszę”. Św. Paweł w Liście do Galatów (Ga 5,1) napisał: „ku wolności wyswobodził nas Chrystus”. Ku wolności, a nie po to, byśmy wymienili jedne kajdany na drugie. Prawdziwa wolność zaczyna się tam, gdzie człowiek nie tylko unika zła, ale świadomie wybiera dobro. I dalej – uczy się rozeznawać, które dobro jest większe, które prowadzi do życia pełniejszego i bardziej owocnego.
Nie chodzi o to, by nie było zakazów i praw, ale znacznie ważniejsze jest, by w sercu rozpoznawać, co przybliża mnie do Boga i do człowieka, a co oddala. Rozeznawanie sprawia, że uczę się przechodzić od byle jakiej poprawności do życia pełnego sensu, od przeciętności do miłości hojniejszej, od „nie szkodzi” do „naprawdę buduje”. I dlatego zakazy nigdy nas nie zbawią – ale mądre wybory mogą w tym pomóc.
Skomentuj artykuł