"Relacje księży z kobietami to kwestia kluczowa"
Jesteśmy absolutnie pewne: ta kwestia ma kluczowe znaczenie dla przyszłego życia Kościoła - pisze Giulia Galeotti o relacjach księży z kobietami na łamach L'Osservatore Romano.
Zbyt długo zaniedbywana z powodu mizoginii, strachu, nieufności, wygodnictwa i niewiedzy, kwestia stosunków pomiędzy kapłanami a kobietami jest zasadniczym warunkiem, aby życie we wspólnocie chrześcijańskiej było rzeczywiście płodnym spotkaniem, sprzyjającym wzrastaniu i dojrzewaniu wszystkich jej członków.
Dlaczego - zgodnie z długowieczną i opaczną tradycją - kobiety wciąż jeszcze są widziane przez duchowieństwo jako problem? Jako osoby, których obecność stanowi niebezpieczeństwo dla integralności powołania, a nie źródło jego bogactwa? Dlaczego kobiety są de facto nieobecne w procesie formacyjnym seminarzystów?
Jak przypomina Caterina Ciriello, w Pastores dabo vobis, adhortacji apostolskiej Jana Pawła II, sięgającej odległego już roku 1992, podkreśla się «zasadniczo "relacyjny" charakter tożsamości prezbitera»: lecz jakąż relację można zbudować, jeżeli nigdy nie spotyka się - jak równy z równym - innego od siebie?
Także dlatego, że wychowankowie seminariów, już jako duszpasterze - bez względu na to, czy będą proboszczami, misjonarzami czy profesorami - będą żyli w świecie zamieszkiwanym przez mężczyzn i przez kobiety. I w tej właśnie rzeczywistości będą musieli wykonywać swoje posłannictwo, bez uprzedzeń czy obsesji, bez chorobliwego czy wyniosłego podejścia.
Obrazem ogromnego bólu jest pamiętna scena z filmu "Rzym, miasto otwarte", arcydzieła Roberta Rosselliniego, zrealizowanego nazajutrz po drugiej wojnie światowej. W poetyckiej, straszliwie realnej czerni i bieli księdza Pietra (Alda Fabriziego), który trzyma w ramionach pozbawione życia, martwe ciało Piny (Anny Magnani), za każdym razem odnajdujemy potęgę Piety na wspak. Gdzie to nie ona opłakuje jego, gdzie to ją kołysze w ramionach i tuli on. On, kapłan, patrzy jej w oczy. Kapłan, który patrzy w oczy - jak równy równemu sobie - kobiecie, z którą płakał i śmiał się, dzielił nadzieję i modlił się. Z którą przeszedł, we wspólnym, wzajemnym dojrzewaniu, szmat drogi.
Skomentuj artykuł