Betlejemscy pasterze pospieszyli nie zwlekając

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy bracia i siostry!

«Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany» (Iz 9, 5). To, co patrząc w daleką przyszłość, Izajasz mówi Izraelowi pogrążonemu w udręce i mrokach, by dodać mu otuchy, anioł, od którego promieniuje obłok światła, zwiastuje pasterzom jako teraźniejszość: «dziś (...) w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan» (Łk 2, 11). Pan jest obecny. Od tej chwili Bóg jest rzeczywiście «Bogiem-z-nami». Już nie jest Bogiem odległym, którego daleką obecność pozwala w jakiś sposób wyczuć intuicyjnie stworzenie i świadomość. On przyszedł na świat. Jest Bliski. Zmartwychwstały Chrystus powiedział do swoich uczniów, do nas: «Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt 28, 20). Dla was narodził się Zbawiciel: to, co anioł oznajmił pasterzom, Bóg teraz przypomina nam za pośrednictwem Ewangelii i jej zwiastunów.

Nie możemy pozostać obojętni na tę wiadomość. Jeżeli jest prawdziwa, wszystko się zmieniło. Jeżeli jest prawdziwa, dotyczy również mnie. A zatem i ja muszę powiedzieć jak pasterze: Oto chcę pójść do Betlejem i zobaczyć Słowo, które tam się «wydarzyło». Ewangelia nie bez powodu opowiada nam historię pasterzy. Oni pokazują, jak należy odpowiedzieć na to przesłanie, które jest skierowane także do nas. Co zatem mówią nam ci pierwsi świadkowie wcielenia Boga?

O pasterzach powiedziane jest przede wszystkim, że czuwali i że orędzie mogło do nich dotrzeć właśnie dlatego, że nie spali. Musimy się przebudzić, aby dotarło do nas przesłanie. Musimy stać się osobami naprawdę czuwającymi. Co to oznacza? Różnica między kimś, kto jest pogrążony we śnie, a tym, kto nie śpi, polega przede wszystkim na tym, że śniący jest w swoim świecie. Jego «ja» jest zamknięte w świecie snu, który jest właśnie tylko jego światem i nie łączy go z innymi. Przebudzić się oznacza wyjść ze świata własnego «ja» i wejść we wspólną rzeczywistość, w jedną prawdę, która łączy nas wszystkich. Konflikty na świecie, niemożność pogodzenia się jednych z drugimi wynikają stąd, że skupiamy się na własnych interesach i opiniach, zamykamy się w naszym własnym, prywatnym małym świecie. Egoizm, zarówno grupowy, jak i indywidualny, więzi nas w kręgu naszych interesów i pragnień, które są sprzeczne z prawdą i dzielą nas między sobą. Ewangelia mówi: obudźcie się.

Wyjdźcie na zewnątrz, by żyć w wielkiej prawdzie powszechnej, we wspólnocie jedynego Boga. Przebudzić się oznacza zatem pogłębić wrażliwość na Boga; na bezgłośne znaki, poprzez które On pragnie nas prowadzić; na rozliczne ślady Jego obecności. Niektórzy mówią, że są «w sprawach religii pozbawieni słuchu». Tak jakby zdolność postrzegania Boga była cechą, której pewne osoby nie mają. W istocie — nasz sposób myślenia i postępowania, mentalność współczesnego świata, nasze rozmaite doświadczenia mogą spowodować osłabienie wrażliwości na Boga, pozbawić nas owego «słuchu». A jednak w każdej duszy jest obecne, w sposób ukryty bądź jawny, oczekiwanie na Boga, zdolność spotkania Go. O tę czujność, o tę umiejętność przebudzenia się na to, co istotne, chcemy się modlić dla nas samych i dla innych, dla tych, którzy wydają się «pozbawieni owego słuchu», a jednak żywo pragną, aby Bóg się objawił. Wielki teolog Orygenes powiedział: gdyby mnie dana była łaska widzieć tak, jak widział Paweł, mógłbym teraz (podczas liturgii) kontemplować wielki zastęp aniołów (por. in Lc 23, 9). Rzeczywiście, w czasie liturgii otaczają nas aniołowie Boży i święci. Sam Pan jest obecny pośród nas. Panie, otwórz oczy naszych serc, abyśmy się stali ludźmi, którzy czuwają, i widząc, mogą przybliżać Cię również innym!

Powróćmy do bożonarodzeniowej Ewangelii. Opowiada nam ona, że po wysłuchaniu słów anioła pasterze mówili do siebie: «'Pójdźmy do Betlejem' (...). Udali się też pośpiesznie» (Łk 2, 15 n.). Tekst grecki mówi dosłownie «pospieszyli». To, co zostało im oznajmione, było tak ważne, że musieli pójść natychmiast. W istocie to, co wówczas usłyszeli, było całkiem niezwykłe. Zmieniało świat. Narodził się Zbawiciel. Oczekiwany Syn Dawida przyszedł na świat w jego mieście. Cóż mogło być od tego ważniejsze? Z pewnością powodowała nimi także ciekawość, ale przede wszystkim poruszyło ich to, że ta wielka nowina została oznajmiona właśnie im, skromnym ludziom, na pozór nic nie znaczącym. Pospieszyli nie zwlekając. Niestety, nie jest tak w naszym życiu codziennym. Większość ludzi nie uważa spraw Bożych za pierwszoplanowe, nie mają one na nas tak bezpośredniego wpływu. W ogromnej większości przypadków jesteśmy skłonni odłożyć je na później. Przede wszystkim zajmujemy się tym, co wydaje się pilne tu i teraz. Pośród spraw priorytetowych Bóg często zajmuje ostatnie niemal miejsce. Myśli się: na to zawsze będzie czas. Ewangelia mówi nam, że absolutne pierwszeństwo należy się Bogu. Jeśli w naszym życiu coś bezwzględnie zasługuje na pośpiech, to jest to jedynie sprawa Boga. Jedna z maksym w Regule św. Benedykta mówi: «Niczego nie przedkładać nad dzieło Boże (to znaczy nad służbę Bożą)».

Liturgia jest dla mnichów sprawą pierwszorzędną. Wszystko inne jest mniej ważżne. Ta zasada w swej istocie obowiązuje jednak każdego człowieka. Bóg jest ważny, jest absolutnie najważniejszą rzeczywistością w naszym życiu. Właśnie o tym Jego pierwszeństwie pouczają nas pasterze. Od nich chcemy się uczyć nie dopuszczać do tego, by nas przytłoczyły wszystkie nie cierpiące zwłoki sprawy życia codziennego. Od nich chcemy uczyć się wewnętrznej wolności, pozwalającej odsunąć na dalszy plan inne zajęcia — niezależnie od tego, jak ważne — aby zwrócić się ku Bogu, pozwolić Mu wejść do naszego życia i w nasz czas. Czas poświęcony Bogu i — przez wzgląd na Niego — bliźniemu nie jest nigdy czasem straconym. Jest czasem, w którym żyjemy naprawdę, w którym żyjemy naszym człowieczeństwem.

Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że pierwsi przyszli do Jezusa leżącego w żłóbku i spotkali Odkupiciela świata pasterze, ludzie prostoduszni. Mędrcy, którzy przybyli ze Wschodu — reprezentujący wysoko postawionych i znanych — przyszli o wiele później. Ci komentatorzy dodają, że jest to całkowicie naturalne. Pasterze mieszkali bowiem w pobliżu. Wystarczyło, że «poszli» (por. Łk 2, 15), tak jak się idzie parę kroków do sąsiadów. Mędrcy natomiast mieszkali daleko. Musieli odbyć długą i trudną podróż, by dotrzeć do Betlejem. Potrzebowali też przewodnika oraz wskazówek. Otóż również i dziś są ludzie o sercach prostych i pokornych, którzy mieszkają bardzo blisko Pana. Są oni, można powiedzieć, Jego sąsiadami i z łatwością mogą do Niego chodzić. Lecz większość z nas, ludzi współczesnych, żyje z dala od Jezusa Chrystusa, od Tego, który stał się człowiekiem, od Boga, który przyszedł do nas. Filozofie, życiowe sprawy i zajęcia całkowicie nas absorbują, a droga, która wiedzie od nich do żłóbka, jest bardzo długa. Bóg na rozmaite sposoby musi nas wielokrotnie ponaglać i wspierać, abyśmy mogli przebić się przez plątaninę naszych myśli i spraw i znaleźć drogę do Niego. A każdy ma swoją drogę. Pan daje każdemu odpowiednie znaki. Wzywa nas wszystkich, abyśmy i my mogli powiedzieć: Naprzód, «pójdźmy», chodźmy do Betlejem — na spotkanie Boga, który przyszedł do nas. Tak, Bóg wyszedł nam naprzeciw. Sami nie moglibyśmy do Niego dojść. To podróż ponad nasze siły. Ale Bóg zstąpił. Wychodzi nam na spotkanie. On przebył dłuższą część drogi. Teraz prosi nas: przyjdźcie i zobaczcie, jak bardzo was kocham. Przyjdźcie i zobaczcie, że jestem tutaj. Transeamus usque Bethleem — mówi Biblia łacińska. Chodźmy tam! Przekroczmy samych siebie! Stańmy się wędrowcami, podążającymi ku Bogu na różnorakie sposoby — zmierzając ku Niemu duchem. A jednak także drogami bardzo konkretnymi — przez liturgię Kościoła, posługę bliźniemu, w którym czeka na mnie Chrystus.

Posłuchajmy jeszcze raz Ewangelii. Jeden pasterz mówi drugiemu, dlaczego wyruszają w drogę: «Zobaczmy, co się tam zdarzyło». Tekst grecki mówi dosłownie: «Zobaczmy to Słowo, które tam się 'wydarzyło'. Tak, na tym polega nowość tej nocy: można zobaczyć Słowo. Albowiem stało się ciałem. Ten Bóg, którego nie powinno się przedstawiać na żadnym obrazie, gdyż wszelki obraz mógłby Go jedynie pomniejszyć, co więcej, zniekształcić, ten Bóg, On sam, stał się widzialny w Tym, który jest Jego prawdziwym obrazem, jak mówi św. Paweł (por. 2 Kor 4, 4; Kol 1, 15). W osobie Jezusa Chrystusa, w całym Jego życiu i działaniu, w Jego śmierci i zmartwychwstaniu możemy oglądać Słowo Boże, zatem tajemnicę samego Boga żyjącego. Taki jest Bóg. Anioł powiedział do pasterzy: «A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie» (Łk 2, 12; por. 16). Znakiem Bożym, znakiem danym pasterzom i nam, nie jest budzący entuzjazm cud. Znakiem Boga jest Jego pokora. Bożym znakiem jest to, że On staje się mały; staje się niemowlęciem; pozwala się dotykać i prosi nas o miłość. Jakże my, ludzie, pragnęlibyśmy innego, imponującego, niepodważalnego znaku mocy Boga i Jego wielkości.

A Jego znak wzywa nas do wiary i do miłości i dlatego daje nam nadzieję: taki jest Bóg. Ma moc, a jest Dobrocią. Zachęca nas, abyśmy się do Niego upodabniali. A stajemy się podobni do Boga, jeśli pozwalamy, by nas kształtował ten znak; jeśli my sami uczymy się pokory, a przez to prawdziwej wielkości; jeśli rezygnujemy z przemocy i walczymy jedynie orężem prawdy i miłości. Orygenes, w myśl słów Jana Chrzciciela, upatrywał wyrażenia istoty pogaństwa w symbolice kamieni: pogaństwo to brak wrażliwości, oznacza ono serce z kamienia, niezdolne kochać i odczuć miłość Bożą. Orygenes mówi o poganach: «Pozbawieni uczuć i rozumu, przemieniają się w kamienie i drewno» (in Lc 22, 9). Chrystus jednak pragnie dać nam serce z ciała. Kiedy widzimy Jego, Boga, który stał się Dziecięciem, nasze serce się otwiera. W liturgii Świętej Nocy Bóg przychodzi do nas jako człowiek, żebyśmy my stali się prawdziwie ludźmi. Posłuchajmy jeszcze, co mówi Orygenes: «W istocie, jaki pożytek miałbyś z tego, że Chrystus kiedyś przyszedł w ciele, jeśli nie dociera On do twojej duszy? Módlmy się, aby przychodził do nas codziennie i abyśmy mogli powiedzieć: 'teraz (...) już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus' (Ga 2, 20)» (in Lc 22, 3).

Tak, o to chcemy się modlić w tę Świętą Noc. Panie Jezu Chryste, który narodziłeś się w Betlejem, przyjdź do nas! Przyjdź do mnie, do mojej duszy. Przemień mnie. Odnów mnie. Spraw, abyśmy — ja i my wszyscy — przemienili się, z kamienia i drewna stali się żywymi osobami, w których Twoja miłość się uobecnia, a świat zostaje przemieniony. Amen.

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Betlejemscy pasterze pospieszyli nie zwlekając
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.