Papież do proboszczów: kwestia miłosierdzia

(fot. EPA/OSSERVATORE ROMANO)
tłum. franciszkanie.pl

Genialną intuicją Jana Pawła II nazwał 6 marca papież Franciszek czas miłosierdzia w Kościele, który zaczął się około 30 lat temu beatyfikacją i kanonizacją Siostry Faustyny Kowalskiej oraz ustanowieniem święta Bożego Miłosierdzia. Spotkanie papieża z klerem rzymskim przerodziło się nie tylko w natchnioną wykładnię istoty Bożego miłosierdzia, ale także we wzruszające swoją prostotą dzielenie się doświadczeniem posługi miłosierdzia papieża Franciszka.

Poniżej pełen tekst tego niezwykłego spotkania, które może stać się źródłem głębokiej inspiracji nie tylko dla duchowieństwa. Tłumaczenie: franciszkanie.pl

Gdy razem z kardynałem wikariuszem myśleliśmy o tym spotkaniu, powiedziałem mu, że mógłbym zrobić dla Was medytację na temat miłosierdzia. Robi nam dobrze na początku Wielkiego Postu rozmyślać razem, jako kapłani, o miłosierdziu. Wszyscy my tego potrzebujemy. I także wierni, ponieważ jako pasterze musimy dać dużo miłosierdzia, dużo!

Fragment Ewangelii Mateusza, który wysłuchaliśmy, kieruje nasz wzrok na Jezusa, który przechodzi przez miasta i wioski. I to jest ciekawe! Jakie jest miejsce, gdzie Jezus był najczęściej, gdzie można Go było najłatwiej spotkać? Na drogach! Mogło się wydawać, że był bezdomnym, ponieważ zawsze był na drodze! Życie Jezusa było na drodze.

On zaprasza nas przede wszystkim do dostrzeżenia głębi Jego serca, tego, co On czuje dla tłumów, dla ludzi, których spotyka: tej wewnętrznej postawy "współczucia" - widząc tłumy, poczuł dla nich współczucie, ponieważ widzi osoby "zmęczone i wyczerpane, jak owce bez pasterza".

Słyszeliśmy wiele razy te słowa, które być może nie wchodzą nam wewnątrz z mocą. Ale są mocne!

To trochę tak, jak wiele osób, które spotykacie dziś na ulicach waszych dzielnic… Później horyzont się poszerza i widzimy, że te miasta i te wioski są nie tylko Rzymem i Włochami, ale są światem… i te zmęczone tłumy są ludami wielu krajów, które cierpią sytuacje jeszcze trudniejsze…

Wtedy rozumiemy, że my nie jesteśmy tutaj, aby robić ładny dzień skupienia na początku Wielkiego Postu, ale aby słuchać głosu Ducha, który mówi do całego Kościoła w tym naszym czasie, który jest właśnie czasem miłosierdzia.

Tego jestem pewien: nie tylko Wielki Post! My żyjemy w czasie miłosierdzia, od 30 lat mniej więcej aż do teraz.

1. W całym Kościele jest czas miłosierdzia.

To była intuicja bł. Jana Pawła II. On miał przeczucie, że to był czas miłosierdzia.

Pomyślmy o beatyfikacji i później kanonizacji Siostry Faustyny Kowalskiej, i wprowadził święto Bożego Miłosierdzia. Powoli je rozszerzył i poszedł po tej linii.

W homilii podczas kanonizacji, która miała miejsce w 2000 r., Jan Paweł II podkreślił u Faustyny, że przesłanie Jezusa Chrystusa do Siostry Faustyny sytuuje się czasowo pomiędzy dwiema wojnami światowymi i jest bardzo związane z historią dwudziestego wieku.

I patrząc na przyszłość powiedział: "Co przyniosą nam lata, które są przed nami? Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie dane nam jest ją poznać. Pomimo to jest pewne, że obok nowego postępu nie zabraknie, niestety, bolesnych doświadczeń. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które Pan zechciał jakby powierzyć na nowo światu poprzez charyzmat siostry Faustyny, będzie oświecać drogę ludzi w trzecim tysiącleciu".

To jasne. Tutaj mówi on otwarcie w 2000 r., ale to jest ta rzecz, intuicja, która dojrzewała w jego sercu od dłuższego czasu, w jego modlitwie.

Dzisiaj zapominamy wszystko zbyt szybko, także Magisterium Kościoła!

Po części jest to nieuchronne, ale nie możemy zapomnieć wielkich treści, wielkich intuicji i depozytu pozostawionego Ludowi Bożemu. I ten Bożego Miłosierdzia jest jego częścią. Jest depozytem, który on nam dał, ale który pochodzi z wysoka.

Należy do nas jako sług Kościoła, utrzymywać żywe to przesłanie przede wszystkim w przepowiadaniu i w gestach, w znakach, w wyborach pastoralnych, na przykład w wyborze oddania priorytetu dla sakramentu pojednania, a jednocześnie dla dzieł miłosierdzia. Jednać, godzić poprzez Sakrament, także poprzez słowa i poprzez dzieła miłosierdzia.

2. Co oznacza dla kapłanów miłosierdzie?

Przypominają mi się niektórzy z Was, którzy dzwonili do mnie, napisali list, później rozmawiałem telefonicznie…

"Ale Ojcze święty, dlaczego zawziął się na księży?" - ponieważ mówili, że ja dokładam księżom! Nie chcę tutaj dokładać księżom…

Co oznacza miłosierdzie dla księży? Zapytajmy się, co oznacza miłosierdzie dla kapłana, pozwólcie mi powiedzieć: dla nas kapłanów. Dla nas, dla wszystkich nas!

Kapłani wzruszają się wobec owiec, jak Jezus, gdy widział ludzi zmęczonych i wyczerpanych jak owce bez pasterza.

Jezus ma "wnętrzności" Boga, Izajasz mówi wiele o tym: jest pełen czułości dla ludzi, szczególnie dla osób odrzuconych, czyli dla grzeszników, dla chorych, o których nikt się nie troszczy…

Tak, na obraz Dobrego Pasterza, kapłan jest człowiekiem miłosierdzia i współczucia, bliski swoim ludziom i sługa wszystkich.

To jest kryterium pastoralne, które chciałbym bardzo podkreślić: być bliskim! Być bliskim i służyć, ale przede wszystkim być bliskim!

Ta bliskość… Ktokolwiek jest zraniony w swoim życiu, w jakikolwiek sposób, może znaleźć w kapłanie uwagę i wysłuchanie…

W sposób szczególny kapłan ukazuje wnętrzności miłosierdzia w administrowaniu sakramentu pojednania; ukazuje to w całym swoim zachowaniu, w sposobie przyjęcia, udzielania porad, rozgrzeszania…

Ale to pochodzi od sposobu w jaki on sam we własnej osobie przeżywa sakrament, jak pozwala się obejmować Bogu Ojcu w spowiedzi, i jak pozostaje wewnątrz tego objęcia… Jeżeli ktoś doświadcza tego na sobie, we własnym sercu, może to także dać innym w posłudze.

I stawiam wam pytanie: "Jak się spowiadam? Pozwalam się obejmować?".

Przychodzi mi na myśl pewien wielki kapłan z Buenos Aires… ma trochę mniej lat niż ja: będzie miał może 72… Pewnego razu przyszedł do mnie.

Jest wielkim spowiednikiem: zawsze kolejka tam… Kapłani, większość, chodzi do niego do spowiedzi… jest wielkim spowiednikiem! Pewnego razu przyszedł do mnie: "Ale Ojcze…" -"Mów…" - "Ja mam trochę skrupułów, bo ja wiem, że przebaczam zbyt wiele!" - "Ale módl się… jeżeli ty przebaczasz za dużo…".

I rozmawialiśmy o miłosierdziu. W pewnym momencie powiedział mi: "Ale wiesz, gdy ja czuję, że ten skrupuł jest mocny, idę do kaplicy, przed tabernakulum… i mówię Mu: "ale wybacz, wina jest Twoja, ponieważ dałeś mi zły przykład!" I idę spokojny…". To piękna modlitwa miłosierdzia. Jeżeli ktoś w spowiedzi doświadcza tego na sobie, we własnym sercu, może także dać to innym.

Kapłan jest wezwany, aby nauczyć się tego: mieć serce, które się wzrusza. Kapłani - pozwalam sobie użyć tego słowa - "aseptyczni", ci "z laboratorium", wszystko czyste, wszystko piękne - nie pomagają Kościołowi!

Możemy myśleć dzisiaj o Kościele jak o "szpitalu polowym." To - przepraszam Was - powtarzam, ponieważ ja to tak widzę, tak to odczuwam: "szpital polowy".

Potrzeba leczyć rany, wiele ran! Jest wielu ludzi zranionych przez problemy materialne, przez skandale, także w Kościele… Ludzie zranieni przez złudzenia świata… My, kapłani, powinniśmy być tam, blisko tych ludzi.

Miłosierdzie oznacza przede wszystkim leczyć rany. Gdy ktoś jest zraniony, potrzebuje tego od razu, a nie badań, jaki jest poziom cholesterolu, glikemii… Ale jest rana, najpierw lecz ranę, a później zobaczymy badania. Później dokonuje się badań specjalistycznych, ale najpierw należy leczyć rany otwarte. Dla mnie, w tym momencie, jest to ważniejsze. Także rany ukryte, ponieważ są ludzie, którzy oddalają się, aby nie pokazać ran…

Przychodzi mi na myśl zwyczaj prawa mojżeszowego dotyczący trędowatych w czasach Jezusa, aby ich zawsze oddalać, aby nie zarażali… Ludzie, którzy oddalają się ze wstydu, z powodu tego wstydu, aby nie ukazać ran… I oddalają się może z krzywą miną, przeciw Kościołowi: ale w głębi, wewnątrz, jest rana… Chcą czułości!

A Wy, drodzy Bracia, pytam Was: znacie rany Waszych parafian? Wyczuwacie je? Jesteście im bliscy? - to tylko pytanie…

3. Miłosierdzie nie oznacza ani laksyzmu, ani rygoryzmu.

Powróćmy do sakramentu pojednania. Zdarza się często nam, kapłanom, słyszeć doświadczenia wiernych, którzy opowiadają nam, że spotkali podczas Spowiedzi kapłana bardzo "sztywnego", lub bardzo "luźnego", rygorystę lub laksystę. Nie jest to dobre.

Jest to normalne, że pomiędzy spowiednikami są różnice stylu, ale te różnice nie mogą dotyczyć natury rzeczy, czyli zdrowej doktryny moralnej i miłosierdzia.

Ani laksysta ani rygorysta nie daje świadectwa Jezusowi Chrystusowi, ponieważ ani jeden ani drugi nie bierze odpowiedzialności za osobę, którą spotyka. Rygorysta obmywa ręce: przygważdża faktycznie osobę prawem pojętym w sposób zimny i sztywny; laksysta natomiast myje sobie ręce: tylko pozornie jest miłosierny, ale w rzeczywistości nie bierze na poważnie problemu tego sumienia, minimalizując grzech.

Prawdziwe miłosierdzie bierze odpowiedzialność za osobę, słucha ją uważnie, przybliża się z szacunkiem i w prawdzie do jej sytuacji, towarzyszy jej w drodze pojednania. A to jest uciążliwe! Tak, z pewnością! Kapłan naprawdę miłosierny zachowuje się jak Dobry Samarytanin… ale dlaczego to robi? Ponieważ jego serce jest zdolne do współczucia, jest sercem Chrystusa!

Wiemy dobrze, że ani laksyzm, ani rygoryzm nie prowadzą do wzrostu w świętości. Może niektórzy rygoryści wydają się święci, święci… Ale pomyślcie o Pelagiuszu, i później możemy mówić…

Ani laksyzm ani rygoryzm nie uświęcają kapłana i nie uświęcają wiernego! Miłosierdzie natomiast towarzyszy drodze świętości, towarzyszy jej i powoduje jej wzrost…

Zbyt dużo pracy dla proboszcza: jest naprawdę za dużo pracy! A w jaki sposób towarzyszy i powoduje wzrost drogi świętości? Poprzez cierpienie pastoralne, które jest formą miłosierdzia.

Co oznacza cierpienie pastoralne? To znaczy cierpieć dla i z osobami. I to nie jest łatwe! Cierpieć, jak ojciec i matka cierpią dla synów. Pozwolę sobie powiedzieć także: z lękiem…

Aby wytłumaczyć lepiej, stawiam Wam kilka pytań, które pomagają mi, gdy przychodzi do mnie jakiś kapłan (i pomagają także mnie, gdy jestem sam przed Panem): "Powiedz mi: ty płaczesz?". Lub zatraciliśmy już zdolność płakania?.

Pamiętam, że w starych mszałach, tych z innych czasów, jest piękna modlitwa prosząca o dar łez. Zaczynała się tak modlitwa: "Panie, Ty, który dałeś Mojżeszowi mandat uderzenia kamieniem, aby wyszła woda, uderz kamień mego serca, aby łzy…": taka była, mniej więcej, modlitwa. Była piękna.

Ale ilu z nas płacze wobec cierpienia dziecka, wobec zniszczenia rodziny, wobec wielu ludzi, którzy nie znajdują drogi?

Płacz dzisiaj… Ty płaczesz? Lub w tym prezbiterium zatraciliśmy łzy? Płaczesz za twój lud?

Powiedz mi, dokonujesz modlitwy wstawienniczej przed tabernakulum? Ty walczysz z Panem za twój lud, jak walczył Abraham? A gdyby było ich mniej? A gdyby było ich 25? A gdyby było ich 20? Ta odważna modlitwa wstawiennicza…

Ale my mówimy o parezji, o odwadze apostolskiej, a myślimy o planach pastoralnych, ale ta sama parezja jest konieczna w modlitwie.

Walczysz z Panem, czy dyskutujesz z Panem, jak robił to Mojżesz, gdy Pan był znużony, zmęczony swoim ludem i powiedział mu: "Ale, ty bądź spokojny… zniszczę wszystkich, a tobie, uczynię cię wodzem innego ludu…". Nie. Nie. Jeżeli Ty zniszczysz lud, zniszczysz także mnie. Ale oni mieli ikrę! I ja stawiam pytanie: czy my mamy ikrę, aby walczyć z Bogiem dla naszego ludu?

Inne pytanie, które stawiam: wieczorem, jak kończysz twój dzień? Przed Panem, czy przed telewizorem?

Jaka jest twoja relacja z tymi, którzy pomagają być bardziej miłosierni? Czyli: jaka jest twoja relacja z dziećmi, ze starszymi, z chorymi? Potrafisz ich pocieszać, czy wstydzisz się dotykać osoby starszej?

Nie wstydź się ciała twojego brata. Na końcu będziemy sądzeni z tego, jak potrafiliśmy przybliżyć się do "wszelkiego ciała" - to jest Izajasz (Iz 40, 5).

Nie wstydź się ciała twojego brata. "Stać się bliskim": przybliżenie, bliskość, stać się bliskim ciała brata.

Kapłan i lewita, którzy przeszli przed Dobrym Samarytaninem, nie potrafili zbliżyć się do tej osoby sponiewieranej przez zbójców. Ich serce było zamknięte.

Może kapłan popatrzył na zegarek i powiedział: "muszę iść na Mszę, nie mogę przybyć w opóźnieniu na Mszę", i poszedł sobie. Usprawiedliwienia! Ile razy posługujemy się usprawiedliwieniami, aby obejść problem, osobę.

Inny, lewita, lub doktor prawa, adwokat, powiedział: "nie, nie mogę, bo jeżeli to uczynię, jutro będę musiał stawić się jako świadek, stracę czas…". Wymówki! Mieli serce zamknięte. Ale serce zamknięte usprawiedliwia się zawsze z tego, czego nie czyni.

Natomiast ten Samarytanin otwiera swoje serce, pozwala się wzruszyć we wnętrznościach, i to poruszenie wewnętrzne przekłada się na konkretne działanie, na konkretną i skuteczną interwencję, aby pomóc tej osobie.

Na końcu czasów będzie dopuszczony do kontemplacja uwielbionego ciała Chrystusa tylko ten, kto nie wstydził się ciała swojego brata zranionego i porzuconego.

Przyznaję się Wam, że mnie dobrze robi, czasami, czytać wykaz, na podstawie którego będę sądzony, dobrze mi robi: jest w Mateuszu 25.

To są rzeczy, które przyszły mi na myśl, aby podzielić się z Wami. Są one bezpretensjonalne, tak, jak wyszły (kard. Vallini: "dobry rachunek sumienia"). Dobrze nam zrobi.

6 marca 2014

Aula Pawła VI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Papież do proboszczów: kwestia miłosierdzia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.