Papież spotkał się z Meriam Ibrahim
Papież Franciszek przyjął w Domu św. Marty w Watykanie Sudankę Meriam Yahia Ibrahim Ishak (i jej rodzinę), skazaną w jej kraju na śmierć za porzucenie islamu, a następnie zwolnioną, pod naciskiem światowej opinii publicznej. Kilka godzin wcześniej przybyła ona z mężem i dwojgiem małych dzieci do Rzymu.
W audiencji wzięli udział także wiceminister spraw zagranicznych Włoch Lapo Pistelli i sekretarz papieża, egipski kapłan koptyjski ks. Joannis Lahzi Gaid, który był tłumaczem.
Kobieta podziękowała serdecznie Ojcu Świętemu za okazane jej wsparcie, on zaś wyraził jej wdzięczność za jej świadectwo. Poinformował o tym po spotkaniu dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi SI. Oświadczył, że w rozmowie "bardzo spokojnej i serdecznej" mówiono także o przyszłości Sudanki. Dodał, że gest Ojca Świętego "chce być wyrazem bliskości ze wszystkimi, którzy cierpią z powodu swej wiary, przeżywanych trudności lub ograniczeń i tym samym ma znaczenie symboliczne, wykraczające poza to, tak piękne spotkanie".
Meriam Ibrahim przybyła dziś rano wraz z rodziną do Rzymu. Na lotnisku Ciampino powitali ją premier Włoch Matteo Renzi z żoną Agnese i minister spraw zagranicznych tego kraju Frederica Mogherini.
"Dzisiaj jest radosny dzień" - powiedział, witając mężną kobietę, szef rządu włoskiego. A Mogherini dodała: "Śledziliśmy na bieżąco całą sprawę, od początku, zanim jeszcze skazano Meriam za porzucenie islamu". Za względu na przylot Sudanki z rodziną szefowa dyplomacji włoskiej opóźniła rozpoczęcie swej zaplanowanej wcześniej dwudniowej podróży na Bałkany.
Na pokładzie włoskiego samolotu rządowego, który przywiózł Meriam, jej męża Daniela Waniego oraz dwuletniego syna Martina i dwumiesięczną córeczkę Mayę, znajdował się również wiceminister Lapo Pistelli. Czuwał on na miejscu nad biegiem wydarzeń. "Czujemy się dobrze i jesteśmy zadowoleni, że znaleźliśmy się tutaj. Będziemy mieli kilka spotkań w najbliższych czasie, po czym udamy się do Nowego Jorku" - oświadczył polityk.
Przypadek niespełna 27-letniej Meriam zmobilizował międzynarodową opinię publiczną, zwłaszcza Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię; we Włoszech największe zaangażowanie w tej sprawie wykazał dziennik katolicki "Avvenire" i jego czytelnicy. O losach kobiety, skazanej na śmierć, a później uwolnionej od tego zarzutu, za porzucenie islamu i przyjęcie chrześcijaństwa, mówił kilka miesięcy temu w Parlamencie Europejskim w Strasburgu premier Renzi. Wspominając o niej i o dziewczętach nigeryjskich, uprowadzonych w ostatnich miesiącach przez terrorystów z Boko Haram, szef rządu włoskiego zaznaczył: "Jeśli nie ma [na to] reakcji europejskiej, to nie możemy czuć się godni nazywania się Europejczykami".
Meriam urodziła się 3 listopada 1987 r. we wschodnim Sudanie z ojca muzułmanina z Etiopii (wcześniej należał do tamtejszego Kościoła prawosławnego) i matki chrześcijanki (również z Kościoła etiopskiego), która wychowała ją w swej wierze. W 2011 r. poślubiła katolika Daniela Waniego i sama przeszła na jego wiarę. Później jednak jeden z jej muzułmańskich krewnych oskarżył ją z tego powodu o cudzołóstwo i apostazję. Stanęła przed sądem, który 15 maja br. skazał ją za to na karę śmierci, mimo że ona sama twierdziła, że zawsze była chrześcijanką i nie zmieniała religii.
Kobieta odwołała się od tego wyroku i ostatecznie została ułaskawiona, ale z nakazem opuszczenia kraju. Podczas pobytu w więzieniu 27 maja urodziła swe drugie dziecko - dziewczynkę. 24 czerwca miała odlecieć do Stanów Zjednoczonych (które przyznały jej obywatelstwo), ale już na pokładzie samolotu została wraz z rodziną ponownie aresztowana na żądanie jednego z jej krewnych. W dwa dni później ją zwolniono, ale musiała się schronić wraz z rodziną w ambasadzie amerykańskiej w Chartumie do czasu wydania ostatecznej zgody na wyjazd. Ostatecznie opuściła Sudan dzisiaj i przyleciała do Rzymu, skąd za kilka dni odleci za ocean.
Skomentuj artykuł