Papież swoją podróżą na Cypr i do Grecji pokazał, jak ewangelizować Zachód
Podczas ostatniej pielgrzymki na Cypr i do Grecji papież Franciszek pokazał nam, jak ewangelizować we współczesnym zachodnim świecie, który traci, jeśli już nie stracił, jakiekolwiek związki kulturowe z Kościołem.
Za przykład postawił małe wspólnoty katolickie w tych krajach, które zamiast triumfalizmu typu „złote a skromne”, mają otwarte ramiona dla najbiedniejszych i najbardziej zmarginalizowanych.
Franciszek zauważył, że „małość” greckiego i cypryjskiego Kościoła czyni go wiarygodnym znakiem Ewangelii. Kościół przecież nie jest od tego, żeby się napawać poczuciem dumy, podążać za wielkimi liczbami, ulegać światowej pokusie, aby coś znaczyć i się liczyć. Otwarcie, bliskość, służba – to żywe znaki obecności Bożego Ducha.
Niestety również w małych Kościołach występuje ryzyko zamknięcia. Możliwe są przecież świetnie działające wspólnoty, z niewielką ale bardzo zaangażowaną grupą ludzi, które jednak zajmują się wyłącznie sobą, a od zewnętrznego (czyt. złego, zsekularyzowanego) świata odgradzają się grubym murem zbudowanym z poczucia wyższości i posiadania całej prawdy.
To wspólnoty bez życia, duchowe zombie, które jeszcze przez jakiś czas trzymają się na nogach, ale jeszcze nie wiedzą, że są martwe.
Czego więc potrzeba? Otwartości na najbardziej potrzebujących, zmarginalizowanych, na tych, o których większość chce zapomnieć lub udaje, że nie istnieją: na ubogich, migrantów, bezdomnych, grzeszników i wszystkich, którym według współczesnych kryteriów sukcesu się nie powiodło.
Mówiąc językiem Tomasza à Kempisa: potrzeba naśladowania Chrystusa, który tak właśnie żył.
Skomentuj artykuł