Uchodźczyni o papieżu: Szanuję go bardziej niż islamskich przywódców
- Czułam się jak Alicja - mówi jedna z syryjskich uchodźczyń. - Jak Alicja w Krainie Czarów. To słowa, którymi Nour, kobieta niedawno przyjęta wraz z mężem i synkiem przez papieża, opisała swoje doświadczenie podróży do Rzymu wraz z Franciszkiem.
16 kwietnia papież odwiedził obóz dla uchodźców znajdujący się na greckiej wyspie Lesbos, gdzie przebywa blisko pół miliona uciekinierów z Syrii, Afganistanu i Iraku, którzy dotarli tam w zeszłym roku. Z tej wizyty Franciszek nie powrócił sam. Wraz z nim do Wiecznego Miasta przyleciało dwunastu syryjskich uchodźców, wśród nich sześcioro dzieci.
Z nowymi mieszkańcami Watykanu rozmawiała Katie Couric z Yahoo Global News Anchor. Nour i Hasan oraz Suhila i Ramy, oba małżeństwa, prosiły o to, by nie podawać ich nazwisk. Zapytane o niedawne doświadczenie ucieczki z ogarniętej wojną Syrii oraz przyjęcie przez papieża, nie kryły głębokiego wzruszenia i wdzięczności za ofiarowane im nowe życie.
- To bardzo serdeczny człowiek - zaznaczyła Nour. - Osobiście cenię go bardziej niż islamskich przywódców, religijnych liderów czy arabskich polityków. Żaden z nich nie uczynił dla nas tego, co ten człowiek.
- Jego decyzja nie była podyktowana kolorem naszej skóry czy wyznawaną religią - mówi Ramy, dodając, że widzi w tym potwierdzenie tego, iż ludzie są dla siebie braćmi.
Od momentu przybycia do Rzymu rodziny nie mały okazji na powtórne spotkanie z Franciszkiem, wiedzą jednak, co chciałyby mu powiedzieć.
- Podziękuję temu człowiekowi, bo dzięki niemu nadzieja wróciła do naszego życia - zaznaczyła Suhila, wskazując: "będziemy odtąd żyli dla tych, których pozostawiliśmy w Syrii".
Szlak z Syrii na wyspę Lesbos był dla rodzin długą i trudną przeprawą. Nour i Hasan trzykrotnie próbowali przekroczyć granicę z Turcją, by za czwartym razem dotrzeć do wybrzeży greckiej wyspy.
- To była bardzo trudna i niebezpieczna przeprawa - przypomina Hasan. Suhila i Ramy dotarli do Grecji na pontonie, który uległ uszkodzeniu na środku Morza Śródziemnego.
W odpowiedzi na pytanie dziennikarki "Jakie to uczucie być uratowanym?" padła jednoznaczna odpowiedź:
- To wspaniałe. Wierzymy, że była to wola Boża, byśmy dotarli do tego kraju. Cieszymy się również, że nauczymy się języka włoskiego.
Dodatkowo dziennikarka zapytała o to, co by powiedzieli przywódcom krajów niechętnych przyjmowaniu uchodźców.
- Chciałbym im przekazać wiadomość, że jesteśmy normalnymi ludźmi - powiedział Nour. - Nie jesteśmy dżihadystami ani terrorystami. Jako Syryjczycy jesteśmy bardzo dobrymi i przyjacielskimi ludźmi.
Skomentuj artykuł