Sprawa dominikanina Pawła M. Długa lista zaniedbań przełożonych i zakonu
Lista zaniedbań ze strony władz zakonu dominikanów jest długa. Co pokazuje raport komisji Tomasza Terlikowskiego?
Początek: "będziemy zbierać bolesne owoce"
Jak wynika z ustaleń komisji Terlikowskiego, pierwsze wątpliwości co do Pawła M. pojawiły się bardzo wcześnie, już po pięciu latach od przyjęcia go do nowicjatu. Widać to w głosowaniach rady i kapituły zakonu, które decydowały o dopuszczeniu Pawła M. do dalszych ślubów zakonnych. Gdy przez pierwsze pięć lat liczba głosów przeciw i wstrzymujących się była znikoma, już w 1987 roku niemal przeważa. Niemal, bo jednak ówczesny prowincjał, o. Tadeusz Marek OP dopuszcza Pawła M. do ślubów czasowych na okres roku.
Rok później, gdy zakonnik powinien składać śluby wieczyste, zgoda na nie zostaje odroczona. Znacząca jest tutaj cytowana w raporcie komisji Terlikowskiego opinia rektora Kolegium Filozoficzno‐Teologicznego oo. Dominikanów w Krakowie z maja 1988 r., w której uznał, że „ten bardzo miły chłopiec nie dorósł do profesji solemnej [ślubów wieczystych – przyp. red], pozostaje ciągle małym, niedorozwiniętym dzieckiem. Uważam, że będziemy zbierać bolesne owoce, jeśli nie zdobędziemy się na odważne decyzje”.
Jednak odważne decyzje nie zostały podjęte. W 1989 r. Paweł M. zostaje dopuszczony do profesji wieczystej, a półtora roku później - do święceń diakonatu i prezbiteratu.
„Charyzmatyczny, otwarty, ciepły, troskliwy, zaangażowany, uduchowiony”
Tak mówi o Pawle M. z początków jego duszpasterskiej pracy jeden ze świadków przesłuchiwanych przez komisję. „On był dla nas charyzmatycznym guru, w którego byliśmy wpatrzeni. Pokazywał nam fajną propozycję, jak możemy być w Kościele” - także taką wypowiedź, dotyczącą początków pracy duszpasterskiej w klasztorze na Służewie, czytamy w raporcie.
Był rok 1989. Na pierwsze nadużycia duchowe ze strony charyzmatycznego, młodego dominikanina, gromadzącego wokół siebie młodzież, nie trzeba było długo czekać. W 1990 r. został przeniesiony do Poznania i mianowany „prowincjalnym promotorem powołań”, a w 1992 r. pojawiły się kolejne niepokojące sygnały. Dotyczyły głównie nadużyć duchowych, które według opisów świadków miały miejsce głównie podczas modlitwy wstawienniczej grupowej i indywidualnej. „Wracałyśmy z kolejnego spotkania u dominikanów, spędzałyśmy tam dużo czasu, i ona mi powiedziała, że Paweł M. chciał ją zgwałcić. Nie wiem, na ile on sobie pozwolił, i do czego doszło” - mówi komisji jedna ze składających zeznania kobiet. Nikt jednak nie zgłaszał tego przełożonym prowincji. Decyzją prowincjała od połowy 1992 r. Paweł M. ustąpił z dotychczasowej funkcji i zaczął zajmować się duszpasterstwem młodzieży licealnej w Poznaniu.
Symptomy zamieniania się normalnej, idącej w kierunku charyzmatycznej wspólnoty, w grupę o charakterze sekty, z czasem przybierały na sile. Członkowie duszpasterstwa byli krok po kroku separowani od innych znajomych i rodziny, rósł wymiar koniecznego zaangażowania we wspólnotę: wielogodzinne modlitwy, wspólne posiłki, plan dnia układany tak, by młodzi ludzie większość czasu i energii przeznaczali na działania z Pawłem M. „Ja mojego syna zostawiałam pod opieką, żeby tylko jechać na akcje z Pawłem M. Cały swój czas po pracy kierowałam na duszpasterstwo” - powiedziała jedna z uczestniczek tamtej wspólnoty.
Przemoc psychiczna, „modlitwa nagością”, naruszanie tajemnicy spowiedzi
Inny świadek przywołuje w raporcie wspomnienia z tamtego czasu: „On [Paweł M. – dop. red] był bardzo wymagający, stosował psychiczną i duchową przemoc. W pewnym momencie przyszedł do mnie i powiedział, że powinienem się nawrócić. Ja zapytałem, jak mam to zrobić, a on mi powiedział, że po prostu mam to zrobić, nie powiedział, jak i z czego, a tak długo jak tego nie zrobię, to nie mam prawa przychodzić do duszpasterstwa”. Inny świadek podsumowuje to tak: „Ojciec Paweł miał taki dar, że albo przekonał osobę, która odrzucała jego metody, albo ją «kasował», odsuwał, przestawał się kontaktować”.
Paweł M. „rozeznawał” wolę „bożą” wobec członków duszpasterstwa i wymagał stuprocentowego posłuszeństwa jego „rozeznaniom” i decyzjom. Jednej ze studentek polecił rzucenie studiów i podjęcie innych, by mogła dostąpić zbawienia.
Zaczęły się też nadużycia związane z zachowywaniem tajemnicy spowiedzi. Jak czytamy w raporcie: „ Z tamtego okresu pochodzą także pierwsze świadectwa – przekazane obecnie Komisji - 'modlitwy nagością' czy 'nauczania o wolności', które przeradzać się miały w dziwne zachowania Pawła M. wobec niepełnoletnich”.
Jak zaznaczają autorzy raportu, do przełożonych docierały już wówczas sygnały alarmowe. Do przeora zgłaszali się rodzice niektórych członków duszpasterstwa młodzieży, ktoś udał się ze skargą do biskupa, inni ludzie - do jednego ze starszych zakonników z klasztoru w Poznaniu. Przed działalnością Pawła M. ostrzegał też ówczesnego poznańskiego przeora szef Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Sektach i Ruchach Religijnych w Katowicach. Przeor przeprowadził rozmowę z Pawłem M., a gdy nic to nie dało, poprosił prowincjała, o. Jana Śliwę OP, o przeniesienie Pawła M. W 1996 r. Paweł M. rzeczywiście został przeniesiony do Wrocławia i… objął opieką Duszpasterstwo Akademickie „Dominik”.
Jak podkreślają autorzy raportu, zarzuty i wątpliwości co do Pawła M. były już wówczas znane.
"Duszpasterstwo Pawła M. jest wielkie, prężne i znakomite"
Prowincjał, wtedy o. Jan Śliwa, był informowany o nadużyciach także przez twórcę i pierwszego dyrektora Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Krakowie, który otrzymywał relacje od siostry jednej z członkiń duszpasterstwa we Wrocławiu.
„13 maja 1997 r. prowincjał o. Jan Śliwa OP skierował w tej sprawie pismo do ówczesnego przeora klasztoru we Wrocławiu, w którym wezwał go do podjęcia działań na rzecz uzdrowienia sytuacji w duszpasterstwie Pawła M.” – czytamy w raporcie.
Autorzy cytują fragment listu prowincjała:
„Pragnę przedstawić Ojcu sprawę Ojca Pawła M., którego działalność budzi wiele zastrzeżeń i kontrowersji. Dlatego też przesyłam Ojcu odbitki materiałów, które zostały nadesłane do Urzędu Prowincjalskiego. Proszę, aby Ojciec zapoznał się z tym materiałem i przeprowadził rozmowę z Ojcem Pawłem, zwracając mu uwagę na niewłaściwość metod, jakich używa w swojej pracy duszpasterskiej” - pisał prowincjał do przeora wrocławskiego klasztoru. Jednak, jak zaznacza komisja w raporcie, „w dokumentach Prowincji nie ma po tym śladu, a przeor, do którego skierowany był list, w ogóle tego nie pamięta”.
W 1998 roku na urząd prowincjała został wybrany o. Maciej Zięba.
„Po przeniesieniu do Wrocławia, od 1997 r. o części wątpliwości co do funkcjonowania wspólnoty i samego zakonnika pisał w listach do Pawła M., przekazanych do wiadomości prowincjała o. Macieja Zięby OP, opiekujący się z własnej inicjatywy osobami skupionymi wokół Pawła M. w duszpasterstwie w Poznaniu zakonnik”. Prowincjał trzymywał także notatki dotyczące dziwnych zachowań Pawła M. wobec dziewcząt: chodzenie za rękę, siadanie na kolanach, wspólne kąpiele, publiczne wyznawanie miłości.
Jeden z dominikanów, świadków komisji, opowiadał o tej sytuacji tak: „Relacje z tych ustaleń przekazywałem prowincjałowi o. Maciejowi. Czyniłem to głównie ustnie (…). Maciej mnie nie słuchał, miał krótki sposób załatwiania spraw, dłuższe opowieści go męczyły. Powtarzał, że się czepiam, bo duszpasterstwo Pawła M. jest wielkie, prężne i znakomite.”
„Dobre owoce uśpiły nas”
Diagnozę takiego stanu rzeczy znajdujemy w streszczeniu raportu: „W czasie, gdy dochodziło do najbardziej bulwersujących zdarzeń związanych z działalnością wrocławskiej Wspólnoty św. Dominika, której duszpasterzem był Paweł M., zaczęła już funkcjonować narzucona przez ówczesnego prowincjała kultura sukcesu.
Dominikanie cieszyli się niemałym prestiżem w społeczeństwie polskim, szczególnie w kręgach inteligencji. Dostrzegano w nich często jedną z najlepszych części Kościoła w naszym kraju. Doceniano poziom intelektualny zakonników, ich zaangażowanie w działalność publiczną, zasługi na polu duszpasterstwa.
Ojciec Maciej Zięba OP pragnął na bazie wizerunku, jakim cieszyli się wówczas dominikanie, tworzyć strategię dalszego rozwoju zakonu w Polsce. Sukcesy duszpasterskie Pawła M. świetnie się wpisywały w zamierzenia i plany ówczesnego prowincjała. Utrudniło to w maksymalnym stopniu odpowiednio skuteczne rozpoznanie zastrzeżeń zgłaszanych odnośnie do działalności krzywdzącego powierzonych mu ludzi zakonnika” - czytamy na str. 18 raportu komisji Terlikowskiego.
Gwiazda nie może zgasnąć
Z zewnątrz duszpasterstwo prowadzone przez Pawła M. wyglądało imponująco. Pomoc dla bezdomnych, pomoc ofiarom powodzi we Wrocławiu, niezwykle dynamiczne akcje duszpasterskie i ewangelizacyjne. „Gdy byliśmy w nowicjacie, przez o. Macieja Ziębę OP był wskazywany jako prawdziwy charyzmatyk, ewangelizator, który nawet stopem jeździ w habicie, wszędzie ewangelizuje” - mówił komisji jeden z dominikanów. „Kiedy ktoś próbował o. Maciejowi coś krytycznie o Pawle M. powiedzieć, to ten odpowiadał: zgromadź trzy tysiące osób na modlitwie o uzdrowienie, to pogadamy.”
Jednak w głębi działo się bardzo źle. Zaczął funkcjonować już klasyczny mechanizm budowania sekty: mała, ściśle dobrana grupa miała we wszystkim słuchać swojego charyzmatycznego guru, przyjmować to, co „rozeznawał”, czyli: polecenia izolacji od bliskich, konieczność wyczerpujących, wielogodzinnych modlitw, długotrwały brak snu, przymus brania udziału w aktach przemocy fizycznej (bicie po twarzy, długotrwałe bicie pasem po obnażonych pośladkach, by „nie stawiać przeszkód modlitwie”), wykorzystywanie seksualne, w tym gwałty, mające służyć „oczyszczeniu z grzechów nieczystości”, przemoc finansowa (studenci oddawali wspólnocie wszystkie swoje pieniądze).
„Opis zaskakujących praktyk jest bardzo szczegółowy i sugerujący, że działania Pawła M. i Wspólnoty św. Dominika nie powinny uciec uwadze klasztoru. Głośne, niekiedy całonocne modlitwy odbywały się wewnątrz mniejszego niż obecnie klasztoru, a świadkami wielu wydarzeń byli inni dominikanie, którzy żartowali z nich lub je ignorowali. W zeznaniach wobec Komisji ówczesny przeor twierdzi, że niczego zaskakującego czy dziwnego nie zauważył. Świadkowie rozmawiający z Komisją zastrzegają jednak, że przeor miał wówczas problem alkoholowy, w którego ukrywaniu pomagali także członkowie Wspólnoty św. Dominika. Inny zakonnik z tego klasztoru wspomina, że o dziwnych zachowaniach we wspólnocie wiedziano. Powoli napływające zarzuty były ignorowane. Paweł M. cieszył się szczególnymi względami i był pozbawiony kontroli” – czytamy na 38 stronie raportu.
W 1999 r. wyszły na jaw nadużycia seksualne Pawła M. Prowincjała poinformował o nich o. Marcin Mogielski, neoprezbiter skierowany do pracy we Wrocławiu, który jako pierwszy zaczął słuchać świadectw i relacji osób wykorzystanych lub zaniepokojonych działalnością Pawła M. Na skutek jego interwencji Paweł M. został w 2000 r. odsunięty od duszpasterstwa. O. Marcin Mogielski zaczął szukać informacji i rozmawiać z kobietami skrzywdzonymi w duszpasterstwie. O wszystkim był informowany prowincjał o. Maciej Zięba.
Z listu do prowincjała, 2001: „Bił, gdzie popadło, gwałcił, kiedy chciał”
Już w pierwszych, pochodzących z kwietnia 2000 r. i spisanych dla prowincjała świadectwach, mowa jest o stosowaniu manipulacji, budowaniu sekty, zaskakującej demonologii, a także przemocy i wykorzystaniu seksualnym. Świadectwa skrzywdzonych przez Pawła M. kobiet, które zostały opublikowane w raporcie, są wstrząsające. Jednak bardziej wstrząsające jest to, że do 2021 r. nikt się poważnie sprawą nie zajął.
„Po przekazaniu za pośrednictwem o. Marcina Mogielskiego OP przez pokrzywdzonych świadectw nie podjęto żadnych działań mających uściślić posiadaną wiedzę. Do 2021 r. zarówno ówczesny prowincjał, jak i jego następcy mieli jedynie wiedzę przekazaną w roku 2000, uzupełnioną nieznacznie dzięki listom od pokrzywdzonych pisanym do o. Krzysztofa Popławskiego OP i o. Pawła Kozackiego OP, jak też o treść opinii psychologicznych i psychiatrycznych. Nie podjęto wysiłków w celu uszczegółowienia wiedzy na temat tamtych zdarzeń i mechanizmów, jakie w nich zachodziły” - czytamy w raporcie.
Przejmujące świadectwa osób wykorzystanych i spotkanie z kilkoma z nich zaowocowały wyłącznie jednym: dekretem o rocznym zakazie wykonywania jakichkolwiek przejawów władzy święceń na czas od 25 czerwca 2000 r. do końca czerwca roku 2001. Jak podaje komisja, Paweł M. został także zobowiązany do odbycia rekolekcji w klasztorze kamedułów w dniach od 3 do 30 lipca 2000 r. i rocznej pracy w hospicjum. Decyzje te nie zostały poprzedzone dochodzeniem kanonicznym ani procesem, a podejmowała je Rada w bardzo okrojonym składzie.
„By nie wyrządzał tak wielkiego zła”
We wrześniu 2001 r. do prowincjała trafił list od psycholog jednego z ośrodków we Wrocławiu. Do niej zgłosiły się na terapię pierwsze osoby pokrzywdzone we Wspólnocie św. Dominika. Psycholog, zachowując tajemnicę zawodową, jasno stwierdziła, że Paweł M. wymaga długiej i żmudnej pracy nad sobą, a to dyskwalifikuje go jako duszpasterza, bowiem istnieje u niego prawdopodobieństwo powtórzenia się podobnych do wcześniejszych praktyk - podają autorzy raportu i cytują fragment jej listu:
„Paweł M. potrzebuje pomocy, nie po to, by wrócić na łono Kościoła jako duszpasterz, lecz po to, by jako człowiek nie wyrządzał tak wielkiego zła”.
Skomentuj artykuł