Szymon Hołownia o paleniu książek i narodowcach na Jasnej Górze
"Książka, kawałek drewna, plastiku nie może być zła czy zły. Złe mogą być decyzje człowieka, przedmiot nie. Jeśli człowiek chce spalić swoje decyzje - niech je pali (wewnętrznym ogniem). Jeśli chce palić artefakty - uprawia zabobon (nawet w imię Ewangelii, w imię Ewangelii robiono i gorsze rzeczy niestety), i tyle" - napisał publicysta na swoim Facebooku.
Szymon Hołownia odniósł się do dwóch sytuacji, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku dni: Pielgrzymki Środowisk Narodowych na Jasną Górę i spalania książek na terenie gdańskiej parafii.
Ks. Sławomir Sosnowski: palenie książek kojarzy się bardzo źle >>
"W sobotę Jasną Górę po raz kolejny sprofanowali swoim parteitagiem nacjonaliści, którzy pokrzyczeli tam te swoje zwyczajowe przedpotopowe bzdury o «Wielkiej Polsce Katolickiej, Wielkiej Polsce Narodowej» i ponarzekali na terror UE, która - co za zabawna historia- finansuje remont owej Jasnej Góry, o czym przypominają dwie wielgachne, zamontowane tuż przy wejściu do sanktuarium, tablice (unijne wyziewy, jak widać, czasem śmierdzą, a czasem jednak nie)"- napisał Szymon Hołownia w swoim wpisie na Facebooku.
Zdaniem dziennikarza nie ma wątpliwości, że Kościół w Polsce wszedł w "w najgłębszy kryzys, jaki ja za swojego życia widziałem".
Palenie książek nie ma wiele wspólnego z Ewangelią >>
"Dla mnie ta śmierć polskiego Kościoła, którą właśnie na żywo zacząłem oglądać, jest jednocześnie początkiem opowieści o jego - naprawdę w to wierzę - nowym, bardziej ewangelicznym odrodzeniu" - napisał Hołownia.
"Po trzecie - od jakiegoś czasu rozwija się u nas w Kościele coś, co w istocie jest powrotem do gnostyckich herezji, zaprawionych obrazkami z gier komputerowych i nordyckich mitologii: oto na świecie walczą dwie siły, Dobry Bóg walczy ze złym bogiem. Ten zły porywa temu Dobremu ludzi, «obsikuje» przedmioty, zastawia niewidzialne pułapki, w które wpada każdy, kto wejdzie do chińskiej restauracji albo dotknie czwartego tomu «Harry'ego Pottera»"- powiedział dziennikarz odnośnie sytuacji w Gdańsku.
Przeczytaj, co napisał Szymon Hołownia:
Bezdenna głupota - tak Zbigniew Nosowski skwitował na swoim profilu wczorajsze palenie książek "okultystycznych" (a także dziecięcej parasolki Hello Kitty) podczas (albo po) Eucharystii (ksiądz jest jeszcze w szatach liturgicznych) w kościele NMP Matki Kościoła w Gdańsku, zorganizowane przez Fundacja SMS Z NIEBA. Jest to komentarz trafny i w zasadzie wyczerpujący.
Ale to przecież nie koniec wrażeń z weekendu. W sobotę Jasną Górę po raz kolejny sprofanowali swoim parteitagiem nacjonaliści, którzy pokrzyczeli tam te swoje zwyczajowe przedpotopowe bzdury o "Wielkiej Polsce Katolickiej, Wielkiej Polsce Narodowej" i ponarzekali na terror UE, która - co za zabawna historia- finansuje remont owej Jasnej Góry, o czym przypominają dwie wielgachne, zamontowane tuż przy wejściu do sanktuarium, tablice (unijne wyziewy, jak widać, czasem śmierdzą, a czasem jednak nie).
Dowiedziałem się o tym wszystkim wracając z rekolekcji, które prowadziłem w Korbielowie, wspaniałego czasu modlitwy, wspierania się w drodze, słuchania mądrych kazań tamtejszych dominikanów. Poczułem się jakbym wyszedł z domu i został spoliczkowany. Nie mam już żadnych wątpliwości, że nasz Kościół wszedł właśnie w najgłębszy kryzys, jaki ja za swojego życia widziałem.
Niestety, mam wrażenie, że skoro Bóg dopuścił takie rzeczy, zezwolił na takie pomieszanie umysłów, to nie tylko takie kwiaty za chwilę w Kościele zobaczymy. Tyle, że to dla mnie jest wezwanie nie tylko do tego, by piętnować zło, jakie teraz wyłazi u nas z każdej strony, ale wspierać też praktycznie dobro. Jeśli chcesz poprzestać na stwierdzaniu zła - idź robić do policji, załóż agencję prasową. Jeśli chcesz, żeby dobro ze złem wygrało - nie możesz poprzestać na diagnozie, musisz wspierać zdrowie. Czas wzmożonej ekspozycji tych idiotyzmów: nacjonalizmów, partykularyzmów, korpotchórzostwa, nie jest dla mnie czasem na uciekanie z Kościoła, a przeciwnie - na wsparcie w nim jeszcze mocniej tego, co zdrowe: mądrych grup, super księży, parafii w których jest życie i wspólnota, dobrych wydawnictw, dobrych mediów. Za stary jestem, by wierzyć, że zmienię tych, co wierzą, że mają całą rację - niech robią, co chcą, ja nie będę latał i wyrywał wszystkich chwastów, bo mógłbym od tego nie mieć czasu na dbanie o wzrost zboża. A Pan sam rozsądzi, co na jaką kupkę (albo kupę) pójdzie przy końcu czasów. Jeśli oceniam - to tylko po to, by wiedzieć, gdzie samemu iść, a gdzie nie iść. Dla mnie ta śmierć polskiego Kościoła, którą właśnie na żywo zacząłem oglądać, jest jednocześnie początkiem opowieści o jego - naprawdę w to wierzę - nowym, bardziej ewangelicznym odrodzeniu. Właśnie dlatego moje miejsce jest dziś przy moich braciach, a nie na odpływającej od naszego nabierającego wody statku szalupie.
To tyle oświadczeń poselskich, a teraz jeszcze dwie wskazówki praktyczne.
Jeśli ktoś z katolików tak jak ja oburzonych robieniem z Jasnogórskiej Matki Bożej druhny zastępowej samozwańczych obrońców cywilizacji, dla których problemem nie jest to, że dziś na świecie umrze z głodu 15. tysięcy dzieci (i to jest ta "cywilizacja śmierci"; dla "cywilizacji chrześcijańskiej" nie ma nic ważniejszego, niż stanięcie na głowie by uratować każde z tych dzieci - gendery, homopropaganda i inne bzdury to przy tym sprawy dziesięciorzędne), a to że ktoś ich podobno (co za miękkie charaktery, swoją drogą) próbuje zindoktrynować, więc jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, dlaczego to coś jest nie tylko głupie, ale też antychrześcijańskie (choć głośno buzie kardynałem Wyszyńskim wyciera) - zapraszam do wpisania do Google: "stanowisko Episkopatu w sprawie nacjonalizmu" oraz "wywiad bpa Krzysztof Józef Zadarko dla KAI".
A jeśli ktoś chciałby zrozumieć, dlaczego pogaństwem było palenie książek w Gdańsku, wyjaśniam, co następuje:
Walka z magią, którą oglądamy na tych zdjęciach to magia, tyle że a rebours. Ktoś - jak rozumiem - trzymał jakieś przedmioty w przekonaniu, że one zostały w magiczny sposób poświęcone jakimś bożkom, więc teraz my je spalimy, żeby ten wgrany do nich magiczny faktor wyparował (jak powszechnie wiadomo - złe moce giną w mniej więcej 200. stopniach, zabija je też czosnek, może być w aerozolu, i osikowe kołki, ale poświęcone).
Po pierwsze - nie ma żadnych bożków. Albo się wierzy w Jedynego Boga Jahwe, a całą resztę tzw. "bożków" uznaje za to, czym są - a więc po prostu kawałki drewna, metalu, papieru, albo się jest politeistą, a więc heretykiem. Kropka.
Po drugie - w Ewangelii stoi jak wół, że nic, co wchodzi w człowieka nie czyni go nieczystym, a to co z niego wychodzi. Książka, kawałek drewna, plastiku nie może być zła czy zły. Złe mogą być decyzje człowieka, przedmiot nie. Jeśli człowiek chce spalić swoje decyzje - niech je pali (wewnętrznym ogniem). Jeśli chce palić artefakty - uprawia zabobon (nawet w imię Ewangelii, w imię Ewangelii robiono i gorsze rzeczy niestety), i tyle.
Po trzecie - od jakiegoś czasu rozwija się u nas w Kościele coś, co w istocie jest powrotem do gnostyckich herezji, zaprawionych obrazkami z gier komputerowych i nordyckich mitologii: oto na świecie walczą dwie siły, Dobry Bóg walczy ze złym bogiem. Ten zły porywa temu Dobremu ludzi, "obsikuje" przedmioty, zastawia niewidzialne pułapki, w które wpada każdy, kto wejdzie do chińskiej restauracji albo dotknie czwartego tomu "Harry'ego Pottera". My zaś jesteśmy czymś w skrzyżowaniu "Ghost Busters" z komandosami Pana Boga. Mamy tropić tych skurczysynów, detonować ich miny, egzorcyzmować "demony wegetarianizmu" kiełbasą swojską (bo salceson na nie już kurczę - ile to mówi o jakości polskiego mięsa - nie działa). Ks. prof. Grzegorz Strzelczyk od lat pisze o tym obłędzie i od lat zbiera bęcki od różnych miłośników kato-magii, ilustrowanych magazynów dla miłośników tropienia szatana etc. Dla nich znany (i bardzo kontrowersyjny, bo widzący szatana chyba wszędzie) o. Gabriel Amorth jest źródłem teologicznym ważniejszym niż Jezus Chrystus. Skutek tego skrzywienia - w mojej ocenie - jest szatański. Dokładnie tak: poświęcanie szatanowi czasu zabiera go Bogu. Robi z Boga niepełnosprawnego, patologicznego Ojca, który nie jest Zwycięzcą, który szatana de facto nie kontroluje, który nie jest w stanie z palcem w uchu "ogarnąć" wszystkiego, jeśli mu zaufam. To chrześcijaństwo, które budzi lęk - bo przecież wszędzie mogą czaić się "zakażone" książki, meble, sprzęty, a nie daje nadziei. Chrześcijaństwo nie jest mówieniem światu, że jest szatan, a że istnieje, żyje Chrystus. Oczywiście, że są potrzebni egzorcyści, oczywiście że jeśli ktoś zdecyduje, że pakuje się w szambo, trzeba go przed tym przestrzec, albo pomóc, gdy prosi. Ale to są osobiste dramaty, delikatne sprawy, a nie materiał na tak żałosne happeningi.
Po czwarte - przestańcie, błagam, zasłaniać się hasłami "Jesteśmy posłuszni Słowu". Tacy jesteście posłuszni? A oczy już sobie wyłupiliście, skoro zdarzyło Wam się nimi (a na pewno się zdarzyło) grzeszyć? A nakaz zakopywania odchodów łopatką (Pwt 23,14) już spełniony? A kamienowanko dziewcząt współżyjących przed ślubem (ta sama księga, rozdział 22) kiedy i w jakiej parafii po Mszy się w ramach "nowej ewangelizacji" odbędzie? Nie róbcie z Jezusa scenarzysty Waszych eventów, bo jedynym jego Eventem jest Pascha - od umycia uczniom nóg i paschalnej kolacji przez śmierć za nich i zmartwychwstanie. Wszystko, co w Kościele nie zawiera się w tym, nie ma w tym korzenia i do tego nie prowadzi, to nie żadna ewangelizacja, a cyrk.
Po piąte - trzeba być naprawdę z innej planety, by nie wiedzieć, jakie konotacje ma w naszej kulturze palenie książek. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by doprowadzić do tego, by Jezus Chrystus dzięki takiemu matołectwu swoich sług stawiany był na zdjęciach obok Hitlera, Stalina i innych totalitarnych zbrodniarzy, którzy takie auto da fe praktykowali (BTW - na książkach skończymy, czy - zgodnie z wielowiekową tradycją - w przyszłą niedzielę będą czarownice)?
Po szóste - ks. Rafał Jarosiewicz (którego miałem okazję poznać, spec od "nowej ewangelizacji") broni się teraz w najgłupszy możliwy sposób, pisząc: "a gdybyście tak przeciwko aborcji protestowali jak przeciwko paleniu książek". Wszystko się tym argumentem ogarnia: "Protestujecie przeciwko dręczeniu zwierząt? A aborcja?!", "Zarzucacie, że księża skrzywdzili dzieci? A aborcja?!" Cóż, gdyby ks. Rafał wykazał w tę niedzielę troskę o owe ginące podczas aborcji dzieci, protestując konstruktywnie - przez wsparcie podejmujących taką decyzję kobiet, choćby po to by nie czuły się bez wyjścia (a co wybiorą - to inna rzecz) - należałoby tylko temu przyklasnąć. Ale on ma czas na palenie bajek o "Harrym Potterze", z których pewnie wiele radości (bo to po prostu sympatyczne bajki są) miałyby dzieciaki w jakiejś wiejskiej bibliotece.
Jak widać walka z opętaniem przybrać może formę opętania walką.
Mam więc do czcigodnej fundacji i do ks. Rafała osobiście jeden apel: przestańcie nas kompromitować. Pokażcie, że bycie "solą świata" nie polega na tym, by walić nią ludziom w oczy, sypać w rany, kazać jeść na surowo na kilogramy, ale pokazać im, że ich życie może mieć smak.
Ludzie, co Wam odbiło? Naprawdę będziecie teraz robić tu hokus pokus z paleniem czarowników, by pokazać im, że mamy lepsze czary? Czym wy się wtedy różnicie od tego znienawidzonego przez Was Harry'ego Pottera? Co wy, na wszystkie świętości, robicie?!
Skomentuj artykuł