Trucizną i sztyletem – jezuicki sposób postępowania
„Dialogi w połowie drogi” – odcinek 26. Zatwierdzony przez ministerstwo i obowiązujący obecnie w całej Rosji podręcznik do historii dla klasy siódmej informuje, że „gdy ktoś z możnych tego świata nie chciał się podporządkować jezuitom, to mieli oni jeszcze w zanadrzu truciznę i sztylet. Ten, kto dopuszczał się takiego postępku, nie był uważany za grzesznika, gdyż moralną odpowiedzialność za zabójstwo dla wyższych celów brał na siebie przełożony albo jezuita starszy powołaniem.” Ten tekst – jeden z wielu tworzących wciąż bardzo żywą ‘czarną legendę’ jezuitów – stał się pretekstem do kolejnej rozmowy Ewy Skrabacz i Wojciecha Ziółka SJ.
Tym razem autorzy podcastu: rozmawiają o tym, jak reagować na fałszywe i niesprawiedliwe oskarżenia; uleganie uprzedzeniom zagraża nam wszystkim; prawdziwa jest teza: „myślenie boli, ale myśleć warto!”; wszystkie kryzysy są po coś (te związane z niesłusznymi oskarżeniami także!).
WZ: No to zaczynamy, dziś ja. Otóż. „Jezuita, to jest ktoś taki, kto w jednej ręce ma truciznę, a w drugiej sztylet”, dzień dobry!
ES: No właśnie, zaczęłam się zastanawiać, z kim ja się tutaj spotykam, z kim ja rozmawiam?
WZ: A no właśnie, to jest tylko przywołany cytat z podręcznika do historii dla siódmej klasy wszystkich szkół w Rosji.
ES: Dodajmy, że wy w Tomsku, czyli parafia prowadzi szkołę, stąd masz dobry wgląd w podręczniki, trzymasz rękę na pulsie.
Bezwarunkowe i ślepe posłuszeństwo
WZ: Tak jest, prowadzimy jedyną katolicką szkołę w całej Rosji, no ale podręczniki oczywiście są zatwierdzane przez Ministerstwo. Podręczniki są jednakowe dla wszystkich szkół. I właśnie taka perełka, że „kiedy wielcy tego świata nie chcieli się podporządkowywać temu, co jezuici wymyślili i czego chcieli, to jezuici zawsze jeszcze mieli na podorędziu w jednej ręce truciznę, a w drugiej sztylet” i – dodaje tekst – “zabójca nie był uważany za grzesznika, bo jego przełożony albo starszy powołaniem brał ten grzech na siebie, bo było to zrobione w jakimś świętym, ważniejszym celu”. To jest z cytatami z Ćwiczeń Duchownych, z cytatami z naszych Konstytucji, tylko że ładnie poprzeplatanymi, pozmienianymi i to jest podparte takim cytatem, że „jezuici doskonale sobie przyswoili jedną z zasad swojego zakonu, że jeśli kościół mówi, że coś jest czarne, a ty widzisz białe, to natychmiast powinieneś wiedzieć to czarne”.
ES: Czyli jest to opowieść o bezwarunkowym, ślepym posłuszeństwie.
WZ: Tak jest. Oczywiście, że Ignacy o tym pisał mówiąc, że “winniśmy być gotowi do tego”, żeby widzieć czarnym to, co nam się wydaje białe, jeśli Kościół tak mówi, czyli innymi słowy, żebyś sobie człowieku nie myślał, że to co ty myślisz, to jest już absolutne. Tylko jeżeli ci Kościół mówi, to się zastanów.
ES: Żeby była ta zdolność do zakwestionowania siebie w obliczu czegoś, co jest większe i wartościowe.
WZ: Zdolność do zakwestionowania siebie, czyli de facto zdolność dorosłego, dojrzałego człowieka.
ES: Dojrzałości, tak, tak, tak.
WZ: “Pani, mnie, społeczeństwa...”
Jak jezuici w Rosji to przeżywają?
ES: Tak jest, no ale powiedz, bo ja słuchając tych tekstów to czuję się, nazwijmy to najdelikatniej nieswojo. No a jak tobie, jakby nie było jezuicie, patrzącemu na te kartki, na których są zapisane te słowa i żyjącemu w tej przestrzeni, w której te słowa obowiązują, tak można powiedzieć, co ci to robi?
WZ: No, szkoda mi jest. Po pierwsze – oczywiście, że boli, kiedy to widzisz, ale ja, kiedy patrzę na tych naszych uczniów, którzy coś takiego czytają, którzy, jeżeli któryś z nich wybierze to na egzaminie, to musi to powtarzać, to mi jest szkoda. I oczywiście dobrze, żeśmy to odkryli, bo to było odkrycie takie przypadkowe dosyć, ale będziemy do tego nawiązywać nie w takim znaczeniu, że słuchajcie tu was okłamują, bo dobrze wiem, jaki jest dla dzieci autorytet podręcznika, pani nauczycielki. Ja przypomnę historię z mojej piątej klasy podstawówki, kiedy pani w szkole mówiła o Katyniu i ja się spytałem wprost, czy to zrobili Niemcy czy Rosjanie. I pani nasza patrząc mi w oczy powiedziała, że Niemcy. Ja wróciłem do domu, stanąłem naprzeciw rodziców z pretensjami do nich: czemu mnie okłamujecie? Ja do dziś pamiętam minę mojego ojca, który tak patrzył na mamę pytając się: Oleńka, coś mu zrobić już teraz czy poczekamy jeszcze trochę?
ES: Choć tak sobie myślę, że chyba niekoniecznie można porównywać autorytet dzisiejszych nauczycieli, dzisiejszej szkoły do tego sprzed tylu lat. No i jeszcze mówimy o bardzo określonych okolicznościach, prawda? O bardzo konkretnej rzeczywistości, tej rosyjskiej, a nawet chciałam powiedzieć radzieckiej.
Odłożona trucizna i sztylety – ‘ludzka twarz jezuitów’
WZ: To prawda, ale ogólnie rzecz biorąc, chciałem powiedzieć to, że nie ma sensu, bo przynosiłoby to odwrotny skutek, gdybyśmy teraz mówili, że słuchajcie tu... Przedsięwzięliśmy pewne kroki, żeby pokazać ‘ludzką twarz jezuitów’. Czyli, na razie ‘odłożyliśmy zarówno truciznę, jak i sztylety’ i zapraszamy klasy do siebie, pokazujemy im, jak żyjemy. Pytamy się, czy kiedykolwiek wśród tych jezuitów, których znają, doświadczyli czegoś złego, jakiejś dwulicowości, czy mieli takie wrażenia? No więc coś takiego.
ES: No tak, wydaje się, że rozmowa i takie normalne, ludzkie kontakty to jest taka podstawowa, żeby nie powiedzieć jedyna droga, żeby ‘odkłamać’ podręcznik.
WZ: Żeby odkłamać podręcznik, żeby wyjść z jakiegoś takiego stereotypu. No, ale właśnie, skoro mowa o wychowankach jezuickich. Pani doktor, pani też jest wychowanką duszpasterstwa akademickiego jezuitów, zna pani wielu jezuitów z tego co wiem. Proszę powiedzieć, z czym się pani kojarzą jezuici i co to są za ludzie? Jak ich pani ocenia?
ES: Ewidentnie ci, których spotkałam musieli bardzo te sztylety chować, bo jakoś do tej pory ich nie zauważyłam. Ale rzeczywiście, od czasów duszpasterstwa akademickiego spotykam wielu jezuitów na mojej drodze. I tak, jak się zastanowię to... Nie chciałabym zabrzmieć jakoś tak zbyt laurkowo, ale naprawdę mam dobre zdanie o jezuitach. I to z doświadczenia własnego. Nie z książek, nie z podręczników i rzecz jasna różnych ludzi spotkałam, bo przecież różni ludzie są wszędzie. Choć tak myślę, że twoje pytanie, podobnie jak moja odpowiedź będzie tendencyjna, bo ty jesteś jezuitą, a ja krążę wokół i jest mi bardzo blisko do tego, co ignacjańskie, co jezuickie, więc moja odpowiedź nie będzie obiektywna, ale oczywiście jakoś tam prawdziwa.
WZ: Natomiast problem jest oczywiście o wiele szerszy niż Rosja, która jest olbrzymia, o wiele szerszy niż ‘czarna legenda jezuitów’. Tylko wszelkich takich stereotypów. Mówimy tutaj w kontekście Rosji: mówimy – katolicyzm – od razu wyprawy krzyżowe; mówimy – papież – sprzedawanie odpustów; katolicy – sekciarze.
ES: No tak stereotypy, które nam upraszczają rzeczywistość, no i najczęściej kojarzymy te negatywne, bo przy okazji załatwiamy sobie jeszcze taką sprawę, że znajdujemy kogoś lub coś, co można obarczyć odpowiedzialnością za coś jeszcze, prawda? No bo te czarne legendy, te spiskowe teorie trochę nam w ten sposób wyjaśniają świat. I co z tym zrobić?
WZ: Zanim spróbujemy odpowiedzieć, ja jeszcze powiem, że przecież my o Rosji też mamy całą masę takich... Że hasło Rosja, ruscy, no i tu od razu się odpala, prawda?
ES: To działa w każdym kierunku, tak jest.
Komplikacje i drogi wyjścia
WZ: Mój pobyt tutaj, praca, kontakt z ludźmi, wszystko jeszcze dodatkowo skomplikował. Bo łatwiej jest żyć w takim czarno białym świecie, a kiedy spojrzysz człowiekowi w oczy i kiedy widzisz, że on naprawdę tak wierzy, że kiedy widzisz, że on naprawdę jest do tego przekonany, a to przecież dobry człowiek, bo ty go znasz, bo znasz go z innych sytuacji, to wszystko się tak właśnie komplikuje. Ale ja myślę, że to skomplikowanie to jest dobry znak.
ES: Tak, bo to skomplikowanie to dowód na to, że zbliżamy się do prawdy. Bo z jednej strony oczywiście prawda jest jednoznaczna w takim znaczeniu, że nie będziemy sobie właśnie jej relatywizować, naginać w tę czy w tę stronę, ale jednocześnie bardzo złożona i droga do niej nie jest właśnie taka – przepraszam za kolokwializm – ale na rympał. Jest właśnie najeżona takimi trudnościami, złożonością.
WZ: Dlatego jak myśmy to odkryli i zaczęliśmy rozmawiać z dyrektorką, z nauczycielami, to potem tak we wspólnocie mówiliśmy, że to nam na dobre wyjdzie, kiedy już tak zaczęliśmy mówić o tym jakie kroki przedsięweźmiemy, to wtedy, tak mówiliśmy, że oby więcej takich odkryć, takich kryzysów, bo one jest sprawiają, że czegoś się dotyka, ale dotyka się w taki sposób, że się pogłębia. I właśnie to, co mówisz, skomplikowanie rośnie, ale do prawdy się przybliżamy.
ES: Sam problem, od którego wyszliśmy, bo to nie tylko kwestia jezuitów w Rosji, przedstawiania ich, ale tak jak mówiliśmy bardzo wielu spraw i ten sposób wyjścia z tych sytuacji, można powiedzieć, że jest uniwersalny, czyli – ja zawsze mówię – że ‘myślenie boli’. To nieprawda – to zawsze studentom mówię – że myślenie nie boli. Ja wręcz będę prowadziła akcję społeczną pod hasłem: ‘myślenie boli, ale warto!’. Ono boli, bo rzeczywiście jak zaczynasz myśleć, to ci się komplikuje, bo dostrzegasz to, dostrzegasz jeszcze tamto i jeszcze jedno, i jeszcze coś. No, ale tylko tak można dojść do prawdy.
WZ: Bo na przykład padło pytanie do nauczycielki od historii, że czemu pani nam nie powiedziała wcześniej o tym. Odpowiedziała, że „tak mi jakoś było niezręcznie. To jest tutaj program ministerialny...”
ES: A szkoła jezuicka, więc pani nauczycielka była trzasku.
WZ: No, ale przecież my byśmy mogli przyjść i coś opowiedzieć. Tak, no ale jej było... I właśnie, takie ludzkie rzeczy, które mają takie dalekosiężne konsekwencje.
ES: No tak, można powiedzieć, że nie pierwszy raz wybrzmiewa nam prawda o tym, że warto rozmawiać.
WZ: Tak i że ważna jest szczerość, otwartość i odwaga, żeby prowadzić... dialogi w połowie drogi.
Skomentuj artykuł