W Kościele jest miejsce dla wszystkich - homilia
Życzymy Kościołowi w Polsce i Europie, by umacniał nadzieję ludzi naszego pokolenia, by nikt nie czuł się poza wspólnotą Kościoła, w której jest miejsce dla wszystkich, również dla wątpiących, poszukujących, zagubionych, rozczarowanych, szukających motywów życia i radości - mówił dziś kard. Stanisław Dziwisz podczas homilii jaką wygłosił w Niedzielę Wielkanocna w Katedrze Wawelskiej.
Publikujemy pełną treść homilii
Bracia i Siostry!
Powstanie Jezusa z martwych dokonało się w ciszy nocy. Przełomowe wydarzenie w dziejach świata i człowieka nie miało żadnych naocznych świadków. W wydarzeniu, które rozegrało się na ziemi, w konkretnym miejscu, wokół jednego grobu, uczestniczyło tylko niebo. Uczestniczył tylko Bóg.
Ale prawda o tym wydarzeniu była przeznaczona dla każdego człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże (por. Rdz 1, 27), a więc stworzonego nie do śmierci, lecz do życia i miłości.
Odczytana przed chwilą Ewangelia jest pierwszym zapisem odkrywania prawdy o tym, co dokonało się podczas Nocy, którą nazywamy Wielką. Prawdę odkrywają najpierw najbliższe Jezusowi osoby.
Pierwszą jest Maria Magdalena, która udaje się do grobu ukrzyżowanego Pana „pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno” (J 20, 1). Kierowała się niewątpliwie odruchem serca.
Znamy ten odruch, gdy po śmierci najbliższych otaczamy szacunkiem ich ciało i grób, chociaż jako uczniowie zmartwychwstałego Pana wiemy już znacznie więcej niż Maria Magdalena. Znamy pełną prawdę o naszym losie. Wiemy, że ostatecznym przeznaczeniem człowieka, naszych bliskich i każdego z nas nie jest grób, lecz życie z Bogiem i w Bogu w Jego królestwie.
Odsunięty od grobu kamień jest pierwszym znakiem, że stało się coś niezwykłego, co wykraczało poza ustalony porządek rzeczy po śmierci człowieka.
Maria Magdalena, wstrząśnięta odkryciem, biegnie z wiadomością do Piotra i Jana, najbliższych uczniów Tego, którego złożono w grobie. Jej interpretacja faktu nie wykracza jeszcze poza ludzkie doświadczenie i poprawną logikę: skoro kamień jest odsunięty, więc „zabrano Pana z grobu” (J 20, 2). Jakże inaczej wytłumaczyć to wydarzenie?
Teraz przychodzi kolej na Szymona Piotra i Jana. Oni też biegną. Po wydarzeniach Wielkiego Piątku, po spokojnym szabacie oraz – zdawało się – zwykłej po nim nocy, wszystko teraz nabiera przyspieszenia, bo wydarzenie przerasta wyobraźnię.
Szybciej biegnie młodszy Jan i on pierwszy przybył do grobu. „A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka” (J 20, 5). Dopiero później, jako pierwszy, wszedł Piotr. „Ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” (J 20, 6-7).
Uderza sporządzony po latach szczegółowy opis wnętrza grobu, w którym nie było już ciała pogrzebanego wcześniej Jezusa. Zostały pogrzebowe płótna i chusta. Czyżby nie były już Mu potrzebne?
Pierwszą odpowiedź przekazuje nam dzisiaj Jan. „Ujrzał i uwierzył” (J 20, 8). Jako pierwszy poprawnie odczytał to, co się naprawdę stało. Wprawdzie Jezus wielokrotnie i wyraźnie mówił uczniom o swojej męce i zmartwychwstaniu, ale ta prawda była zbyt wielka, zbyt rewolucyjna, by mogła dotrzeć do ich umysłów.
Dlatego męka i śmierć Mistrza była dla nich przygnębiającym doświadczeniem. Nie było w nim jeszcze nadziei i oczekiwania na przełom. Św. Jan stwierdza wprost, że „nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20, 9).
Ale zmartwychwstały Pan pomógł uczniom otworzyć oczy na to, co dokonało się po Jego śmierci. Sam przyszedł do nich „wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. (...) Stanął pośrodku nich i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok” (J 20, 19-20).
Przebite ręce i bok stanowią znaki Jego tożsamości. Nabył je za cenę swojej krwi, przelanej na krzyżu dla naszego zbawienia. Znakiem tożsamości jest Jego zranione Serce, niezwykle czytelny symbol ukrzyżowanej Miłości. Miłości do końca i bez granic. Miłości, która trwa nadal.
Zmartwychwstały Jezus podąża drogami człowieka. Tak było w wypadku uczniów podążających do Emaus. Oświecił ich umysły, umocnił ich wiarę, rozpalił ich serca. I dał się rozpoznać przy „łamaniu chleba” (Łk 24, 35). To samo doświadczenie staje się naszym udziałem. Podczas każdej Eucharystii On sam staje pośród nas. Karmi nas swoim słowem oraz swoim Ciałem, abyśmy się nie zagubili i nie ustali w drodze.
Zmartwychwstały Pan potrzebował i nadal potrzebuje świadków swojego ostatecznego zwycięstwa. Pierwsze pokolenie jego uczniów i apostołów podjęło z entuzjazmem to zadanie. Jednym z nich był Piotr.
Dziś usłyszeliśmy o jego wystąpieniu w Cezarei. Przybliżał ludziom sprawę Jezusa z Nazaretu, który przeszedł dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich. Został zabity, zawieszony na drzewie. Ale Bóg Go wskrzesił trzeciego dnia i ustanowił sędzią żywych i umarłych. Każdy, kto w Niego wierzy, w Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów (por. Dz 10, 37-43). Oto najkrótsza katecheza o tożsamości i posłannictwie ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana, Odkupiciela człowieka.
Bracia i siostry, zdajemy sobie sprawę, jak wybitnym świadkiem Jezusa we współczesnym świecie stał się Jan Paweł II. Cały czas rozbrzmiewają jego słowa, by cały świat otwarł na oścież drzwi Chrystusowi, bo tylko On ma słowa życia wiecznego.
Te słowa nie przestają docierać do nas po śmierci Sługi Bożego. Co więcej, wspiera je teraz jego osobiste świadectwo świętości. On sam otworzył i ofiarował Chrystusowi swoje serce, czyli to, co w człowieku najgłębsze, najbardziej cenne i drogie.
Za tydzień będziemy świadkami jego beatyfikacji. Co oznacza ten oficjalny akt Kościoła? Oznacza on stwierdzenie prawdy, popartej przekonaniem i wiarą ludu Bożego, że Bóg odniósł zwycięstwo w tym człowieku. Dlatego został dopuszczony, by trwał w miłości u tronu Najwyższego i by nadal służył swoim siostrom i braciom na ziemi, wstawiając się za nimi.
Ileż nadziei rodzi się w nas na myśl, że już wkrótce będziemy się modlić do błogosławionego Jana Pawła II, by nam pomagał zdążać w tym samym, co on kierunku, przemieniając nasz świat na bardziej Boży i ludzki, świat otwarty na przyjęcie decydującej prawdy o Chrystusie, zwycięzcy „śmierci, piekła i szatana”.
Dziś dobrą nowiną o zmartwychwstałym Panu pragniemy się podzielić ze wszystkimi. Ze wzgórza wawelskiego, na którym przez tyle lat pełnił pasterską posługę i dorastał do świętości Kardynał Karol Wojtyła, przesyłamy synowskie pozdrowienia i życzenia Benedyktowi XVI. Jesteśmy mu wdzięczni za dar beatyfikacji jego Poprzednika. Życzymy Ojcu Świętemu świateł i mocy zmartwychwstałego Pana w kierowaniu nawą Kościoła do portu zbawienia.
Życzymy Kościołowi w Polsce i Europie, by umacniał nadzieję ludzi naszego pokolenia, by nikt nie czuł się poza wspólnotą Kościoła, w której jest miejsce dla wszystkich, również dla wątpiących, poszukujących, zagubionych, rozczarowanych, szukających motywów życia i radości.
Nasza miłość nie chce nikogo wykluczać, nie chce o nikim zapominać, nikogo lekceważyć. Wyrażamy wdzięczność kapłanom, osobom konsekrowanym, członkom ruchów, stowarzyszeń i wspólnot za ich codzienne świadectwo i zaangażowanie.
Życzymy sprawującym władzę w naszym kraju, aby kierowały się troską o dobro każdego człowieka, zwłaszcza o uboższych, o rodziny wielodzietne, o chorych i starszych, o nowe pokolenie Polek i Polaków.
Życzę wam wszystkim, bracia i siostry, zgromadzonym w katedrze wawelskiej, radości i pokoju. Chrystus zmartwychwstał. Jego zwycięstwo jest naszym zwycięstwem i nadzieją.
Amen!
Skomentuj artykuł