"Z całego serca przepraszam Pana za wielką krzywdę". Biskup Czaja odpowiada ofierze księdza-pedofila
Pan Dariusz Kołodziej skierował do biskupa Czai zarzuty w trakcie konferencji prasowej w Sejmie. Na jego słowa odpowiedział dziś biskup.
"Księże biskupie, mój szacunek do ciebie nie istnieje w tym momencie" - mówił Dariusz Kołodziej 18 marca 2019 roku w trakcie konferencji prasowej zorganizowanej w Sejmie przez Fundację "Nie lękajcie się" i posłankę Joannę Scheuring-Wielgus.
Pokrzywdzony oskarża biskupa o ukrywanie faktu, że jeden z księży molestował dzieci, jak również o brak przeprosin z jego strony. Irena Kołodziej, matka pokrzywdzonego, twierdzi, że biskup Czaja namawiał ją do zachowania sprawy molestowania jej syna w tajemnicy. Na ich słowa odpowiedział dziś biskup w liście opublikowanym na łamach opolskiego "Gościa Niedzielnego".
"Gorzkie słowa, jakie Pan skierował wraz z mamą w moją stronę, staram się zrozumieć i odczytuję je jako wyraz ogromnego bólu i cierpienia, i wielkiej traumy, które są pochodną straszliwego czynu pedofilii, którego dopuścił się wobec Pana ks. Mariusz. Do tego doszły jeszcze rany związane z sytuacją w parafii, zwłaszcza niezrozumiała dla Pana modlitwa o zdrowie dla sprawcy. Chodzi o sytuację, która powstała jako nieprzewidziany rezultat obranej drogi dyskrecji, którą w dobrej wierze podjąłem na prośbę Pana mamy. Jest mi bardzo przykro z tego powodu!" - pisze biskup Czaja w liście.
"Podobnie jak w naszym pierwszym spotkaniu i w liście pasterskim", który ogłoszono w październiku zeszłego roku w całej diecezji, biskup przeprasza pokrzywdzonego za to, czego dopuścił się wobec niego ksiądz. Pisze także, że przykro mu, że podjęta "droga dyskrecji", czyli między innymi nie informowanie parafian księdza Mariusza o przeniesieniu ze względu na popełnione przestępstwo, przysporzyła ofierze cierpienia. "Boleję także bardzo nad stanem Pańskiego zdrowia i zarówno Panu, jak i mamie oferuję konieczne wsparcie dla powrotu do pełni sił" - dodaje biskup Czaja.
"Szkoda, że odwołał Pan spotkanie, o które Pan prosił w Środę Popielcową. Być może udałoby się uniknąć tego wielkiego napięcia, które powstało. Ufam jednak, że Pan zechce się ze mną spotkać. Zawsze gotów jestem na takie spotkanie, w czasie którego mógłbym jeszcze raz, bardzo osobiście, Pana przeprosić. Niech Pan Bóg ma Pana w szczególnej opiece i uzdrowi wszelkie rany" - kończy swój list biskup Andrzej Czaja.
Jeszcze przed publikacją raportu Fundacji "Nie lękajcie się", w której opisana jest sytuacja z Jemielnicy, biskup opolski wspominał ją w opolskim Radio Doxa: "Nie mogłem być przygotowany na taki moment, było to kompletne zaskoczenie. Pierwsza reakcja: ciekną nam wielkie łzy. Wszyscy płaczemy. To był czas, kiedy nie mieliśmy żadnej drogi postępowania wytyczonej: nie wiem, co mam mówić, jak mam reagować. Reagujesz po prostu sercem, tak jak sumienie dyktuje". Był to pierwszy przypadek zgłoszenia, na który trafił jako ordynariusz w Opolu.
Już po publikacji raportu biskup wyjaśnił wszelkie wątpliwości dotyczące sprawy pana Dariusza Kołodzieja w wywiadzie z "Więzią". W rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim podkreślał, że matka pokrzywdzonego chłopca i towarzysząca jej przyjaciółka prosiły, by zachował dyskrecję w tej sprawie.
W 2012 roku, czyli gdy nastąpiło zgłoszenie, prawo karne nie nakładało obowiązku poinformowania o takim przestępstwie. Dlatego poinformowano o nim prokuraturę dopiero w lipcu 2017 r., gdy prawo uległo zmianie. Proces kanoniczny rozpoczął się wcześniej, bo sprawa natychmiastowo trafiła do Kongregacji Nauki i Wiary, która uruchomiła proces kanoniczny. Biskup sugerował wtedy mamie pana Kołodzieja o tym, by dokonała zgłoszenia na policję, ale "matka jednak stanowczo twierdziła, że zależy jej bardzo na dyskrecji. Dlatego szanując jej wolę, nie mówiłem o sprawie nawet proboszczowi" - relacjonuje biskup opolski i zaznacza, że cała dokumentacja sprawy jest złożona zarówno w Kongregacji Nauki Wiary i w prokuraturze.
Skomentuj artykuł