Dom, nie event

(fot. facebook.com/Pielgrzymka.Dominikanska)

Kiedy zaczynam ten tekst, do wyjścia pozostają 193 dni. Jak to możliwe, że przez cały rok odliczam do jednego sierpniowego tygodnia, chociaż na początku umiałam z niego tylko szydzić?

Jak droga może być domem?

Zaczęło się od kanapek

Biuro prasowe Jasnej Góry podaje, że w 2018 roku do sanktuarium przybyło 255 pieszych pielgrzymek. To ponad 124 tysiące osób.

DEON.PL POLECA

* * *

Chorągiew w biało-czarnych, dominikańskich kolorach. Ciężka jak nieszczęście. Dookoła mnie grupa obcych ludzi, którzy - niestety - w większości się znali. Szliśmy w pełnym słońcu, boczną, piaszczystą drogą. Upał. Kurz. Pot na plecach. Dopiero co wyszliśmy z Krakowa, a ja już byłam na siebie wściekła.

Przecież zawsze wiedziałam, że pielgrzymki nie są dla mnie. Długie spódnice i drewniane kolczyki u dziewczyn? Chłopaki niosący tuby? Śpiewanie coverów na zbyt pobożną modłę przy gitarze? Panie, zmiłuj się.

Miałam ochotę dojść do Morawicy, rzucić chorągiew do pierwszego lepszego rowu, wsiąść w autobus i wrócić. Ale od razu włączyła mi się alarmowa lampka na ambicji: że ja nie dam rady?! Mam się poddać?! Nie ma takiej opcji!

Skwar dawał się we znaki, chorągiew była coraz cięższa, a mnie strasznie chciało się pić. I co teraz? Nagle pilot naszej grupy, który szedł przede mną, wyjął z plecaka butelkę wody. Odwrócił się.

- Może wody? - spytał. Pierwszy raz widzę gościa na oczy.
- Super, dzięki.

Ktoś obok wziął ode mnie chorągiew, napiłam się. Najlepszy smak na świecie. Chłopak poczęstował jeszcze dwie osoby obok. Na końcu sam wziął spory łyk.

Tego samego dnia wieczorem, dumna, że się nie poddałam, szczęśliwa, że obeszło się bez pobożnych coverów, i wykończona doczłapałam z kilkoma dziewczynami do domu, w którym miałyśmy nocować. Myślałam tylko o kawałku podłogi, prysznicu i kubku wrzątku, żeby rozmieszać rosół z papierka. Zadzwoniłyśmy do drzwi.

- Dzień dobry. Jesteśmy z pielgrzymki…
- Tak, czekałam na was! - przerwała nam starsza pani, wyraźnie zachwycona. - Proszę, wejdźcie! Kolacja już gotowa!

Kolacja? Zrzuciłyśmy plecaki i weszłyśmy do salonu.

Tego widoku nie zapomnę. Salon z meblościanką, paprotką, meblami z brązowym obiciem i porcelanowymi figurkami. Stół. Na nim stały dwa talerze kanapek. Nasza gospodyni musiała się nad nimi nieźle napracować. Były dopieszczone w każdym calu, misterne, z szynką, serem, jajkiem na twardo, ogórkiem, pomidorem, szczypiorkiem i majonezem. Obok dzbanek wody z cytryną i miętą.

- Siadajcie i częstujcie się. Jeśli zabraknie, dorobię, nie martwcie się.

Pierwszy raz widok kanapek i wody autentycznie mnie wzruszył. Nie pamiętam, czy to właśnie wtedy postanowiłam, że od trzeciego do dziewiątego sierpnia będę znikać dla świata i chodzić na Jasną. Bardzo prawdopodobne.

Mała wielka droga

Najdłuższa jest Pielgrzymka Kaszubska. Uczestnicy wyruszają z Helu, pokonują 640 kilometrów w 19 dni. Dziennie to średnio 35 kilometrów. Zaraz po niej jest pielgrzymka szczecińsko-kamieńska - ze Świnoujścia (625 kilometrów w 19 dni).

* * *

Rok później ani przez moment nie zastanawiałam się, czy iść. Raczej: którym funkcyjnym mogłabym zostać? Zgłosiłam się do służby medycznej i byłam w niej trzy lata z rzędu. Co dwa dni razem z dwiema koleżankami miałyśmy dyżur w karetce podczas postojów całej pielgrzymki, a codziennie wieczorem organizowałyśmy punkt medyczny w miejscu noclegu naszej grupy. Przebijanie pęcherzy, proste opatrunki, panthenol na spalony kark, alantan na otarcia, znowu pęcherze. Wszystkie trudniejsze przypadki - do lekarza.

W ciągu dnia jest stały rytm: rano Eucharystia, potem etapy i postoje. W drodze jutrznia albo godzinki, konferencja, milczenie, wielbienie, różaniec, spowiedź. Na postojach karimata, zdejmowanie butów, nogi do góry, wrzucanie jedzenia na wspólną, grupową ceratkę, kolejka do toi-toi, spontaniczna modlitwa, która zaczyna się od pięciu osób, a często kończy na kilkudziesięciu osobach, na sekcjach gitarowych, bębniarskich i dętych, i energetycznym uwielbieniu - jakby każdy nagle zapomniał, że jest zmęczony.

Wieczorem krótka odprawa, prysznic, adoracja w kościele lub wspólna modlitwa, czasem rozkładanie namiotu, czasem tylko śpiwora. No i, jeśli jesteś medycznym, przebicie około dziesięciu miliardów pęcherzy. Rekord był w szkole w Myszkowie: skończyłyśmy o wpół do pierwszej.

Po całodziennym marszu w upale najczęściej nie ma żadnych duchowych przeżyć. Myślisz tylko o tym, żeby zjeść, wykąpać się i zasnąć. Ale sierpniowe noce są jedyne. Raz na krawężniku, innym razem na stercie pustaków opowiadasz komuś najtrudniejsze sprawy, które niesiesz. Dzielisz się małym, wielkim przełomem. Płaczesz z tym, który płacze. Spowiadasz się. Słuchasz.

Pielgrzymka? Upał, detoks, miłość

Pierwszym polskim reportażem jest Pielgrzymka do Jasnej Góry Władysława Reymonta z 1895 roku. Sto dwadzieścia jeden lat później w teledysku do piosenki Taco Hemingwaya Deszcz na betonie w połowie trzeciej minuty widać grupę pielgrzymującą na Jasną Górę.

* * *

Mówi się, że to polski fenomen. Być może. To nie musi być zaraz ucieczka od codzienności ani budowanie swojej wiary na jednym wydarzeniu. To przestrzeń, w której można wrócić do pierwszej miłości, jak mówi Apokalipsa. Odetchnąć wśród swoich. Nabrać siły. Wyleczyć się z czegoś. Prosić o coś. Dziękować. Dla jednych czymś takim będzie wyjazd na Taizé, dla innych - konferencja Serce Dawida, dla kolejnych - rekolekcje ignacjańskie.

Dla mnie to tydzień sierpniowego upału w drodze między Krakowem a Częstochową. Czas, kiedy naprawdę spotykam się z Jezusem. Detoks od ekranów, deadline’ów, planowania i zamartwiania się. Wdzięczność za wszystko. Prawdziwy odpoczynek. Ludzie, którzy nie chodzą, nie dowierzają. - Odpoczynek? Chyba średnio… - śmieją się.

Może i racja, podejście do klasztoru w Czernej ciężko nazwać odpoczynkiem.

Ale są wariaci, którzy biorą urlop, żeby tak odpocząć. I żeby spotkać swoją pierwszą miłość. W Eucharystii boso na karimacie, w spowiedziach za winklem, w uwielbieniu w drodze i w kościele, w kolejnych wersetach psalmu w jutrzni. W milczeniu. W dzieciaku, który podchodzi z talerzem pokrojonego arbuza i wszystkich częstuje. W ludziach, którzy pomagają nieść plecak. Albo nocą, z czołówką na głowie, z buteleczką wody utlenionej w ręce. "To może być mój jedyny moment w życiu, kiedy jestem do Ciebie naprawdę podobna" - pomyślałam nagle nad czyjąś stopą.

Boże, co za absurd. Gdzie mi do Jezusowego mycia nóg uczniom? Nie robiłam przecież nic wielkiego. Naprawdę. Po prostu próbowałam nie zasnąć, nie drasnąć kogoś igłą. A jednak miałam pewność, że w oczach Jezusa to śmieszne "nic" jest czymś wielkim. Że robi coś niezwykłego: zmienia wodę utlenioną w wodę święconą.

Kim Ona jest?

W 2018 roku z Warszawy przyszło na Jasną Górę pięć pieszych pielgrzymek, w sumie 12 570 osób. Najliczniejsza była Warszawska Piesza Pielgrzymka. Z kolei w skali kraju najwięcej osób szło z Pielgrzymką Krakowską - 8100.

* * *

Na mojej pierwszej pielgrzymce, po kryzysie na starcie, było tylko lepiej. Dobrzy, hojni i otwarci ludzie, dominikański klimat, orzeźwiająca modlitwa, wdzięczność, która przychodzi sama… Dotarliśmy na Jasną Górę. Poszłam do kaplicy Cudownego Obrazu, gdzie mieliśmy mieć mszę.

Gęsty tłum. Pełno turystów. Duszno. Zanim na dobre weszłam, już chciałam wyjść. Spojrzałam na obraz. Przepych - i długo, długo nic. Pomodliłam się jedną zdrowaśką. Odwróciłam się, wyszłam, rozłożyłam karimatę na dziedzińcu.

Dotarło do mnie, że chociaż przez cały tydzień szłam do Niej, chociaż na tym właśnie polega pielgrzymka na Jasną Górę - na przyjściu, o dziwo, do sanktuarium na Jasnej Górze, nadal nie mam pojęcia, kim Ona jest. Widziałam Ją tylko na obrazach i figurach, znałam Ją z ludowych pieśni. I czułam, że nie znam Jej za grosz.

Co ja właściwie tu robię? Po co szłam tu przez tydzień? Zaczęła się msza. Ewangelia o weselu w Kanie Galilejskiej.

- Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.

Dowiedziałam się o Niej pierwszej rzeczy: Ona cały czas wskazuje na Syna. Szłam do Niej, trafiłam do Niego.

Najdziwniejszy dom pod słońcem

Za stroną pielgrzymka.dominikanie.pl: "W 1981 roku wyruszyła na Jasną Górę I Piesza Pielgrzymka Krakowska, organizowana przez Duszpasterstwo Akademickie prowadzone przez księży misjonarzy "Na Miasteczku". Z tą pielgrzymką, już od samego początku, chodziła grupa z Beczki. Grupa była duża, liczyła około 800 osób". Dziesięć lat później po raz pierwszy wyruszyła Pielgrzymka Dominikańska.

* * *

Pięć ostatnich początków sierpnia spędziłam na Pielgrzymce Dominikańskiej. Spokojnie moglibyśmy przejść nasz śmieszny dystans szybciej niż w tydzień. Ale nie spieszy nam się szczególnie. Na przykład ósmego sierpnia zatrzymujemy się w Poczesnej, tuż pod Częstochową, i przez pół dnia świętujemy imieniny - uroczystość świętego Dominika.

Mamy Dziewiętnastkę - grupę młodzieżową, dwie Beczki - akademickie, Dorosłych - otwartą na wszystkich pełnoletnich, Pokutę, którą prowadzi o. Adam Szustak, i Ciszę II - obie grupy idą w milczeniu, Rodzinę I i Rodzinę II. I moje Janki - grupę, którą organizujemy z ludźmi z krakowskiej, dominikańskiej wspólnoty o tej samej nazwie.

"Bardzo sobie ceńcie zadomowienie w Kościele. To nam daje siłę do życia i funkcjonowania" - mówił na Jasnej Górze w 2017 r. o. Janusz Pyda OP, duszpasterz Beczki i przewodnik grupy Beczka I.

Tak, chyba o to chodzi - ta pielgrzymka jest domem. Nie ma z nim nic wspólnego. Ciągle w drodze, zero stałości, konkretnego miejsca… A jednocześnie ma wszystkie jego najważniejsze cechy: jest bezpiecznie, można odpocząć i czuć się swobodnie. Czasem coś się zmienia, zdarza się niewielkie przemeblowanie albo remont - ale dom pozostaje ten sam. Ludzie są różni i, całkiem jak w rodzinie, mniej lub bardziej poznani, mniej lub bardziej lubiani - a jednak jakoś bliscy.

Po tygodniu wsiadam do pociągu. Wiem, że wrócę. To w końcu mój dom.

Dominika Frydrych - polonistka, copywriterka, autorka (m.in. Aleteia Polska). Prowadzi blog misskryzys.pl

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dom, nie event
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.