Klerykalna choroba Kościoła

(fot. depositphotos.com)

Konserwowanie tego, co było, może tylko zaszkodzić. Klerykalizm jest reliktem, który powinien odejść. Będzie trwał, dopóki sami na to pozwolimy.

Wiedziałem o tym od zawsze, choć z różnym natężeniem. Że coś mi tutaj nie pasuje, że to powinno być inaczej. Może po raz pierwszy pomyślałem o tym, kiedy dowiedziałem się, że w jeden dzień w tygodniu mam pojawić się w konkretnym budynku i stać tam przez godzinę. Mimo dziecięcej dociekliwości, z jaką każdy człowiek rodzi się na świecie, szafowano odpowiedzią z gruntu rzeczy dorosłą: bo tak. Albo nie, bardziej jednak zgrzytnęło, kiedy młody umysł pełen ciekawości zapytał o "niewygodne" fragmenty świętego tekstu. Dlaczego nie usłyszał wtedy odpowiedzi dobrze uarugmentowanej, spokojnej i trafiającej w sedno? Tego nie wiem. Karuzela niedopowiedzeń kręciła się dalej, małe krzesełka poddane niewidzialnej ręce siły odśrodkowej oddalają się od jej centrum, a stary i skorodowany łańcuch wydaje odgłos śmierci.

Pęknięcie nastąpiło kilka miesięcy temu. Szybko zrozumiałem, że strategia milczenia, niedomówień, lawirowania między odpowiedziami to taktyka, którą stosuje się od lat. Jest tania, prosta w obsłudze i szalenie uniwersalna - pasuje do każdego problemu. Sprawdza się tak samo dobrze w czasie katechezy (niezależnie od poziomu), w parafialnej radzie ekonomicznej (gdzie dobrze przemilczeć fakt, że mimo jej demokratyzacji ostateczne zdanie i tak należy do proboszcza), w duszpasterstwie (gdzie udzielanie sakramentów jest za darmo, ale lepiej głośno nie mówić o wyznaczonych cennikach), jak i w - najgorszym z nich wszystkich - milczeniu na temat krzywdy.

Krzesełka na karuzeli powoli odlatują coraz bardziej, gdzieniegdzie pojedyncze łańcuchy trzymają jeszcze kawałek deski i oparcie, ich los wydaje się jednak przesądzony. W mojej głowie rodzą się setki pytań. Dlaczego o pewnych rzeczach nie mówi się głośno? Co jest powodem ukrywania? Dlaczego Kościół pozwolił sobie na wyrośnięcie w jego wnętrznościach złożonej struktury zdolnej do zamiatania pod dywan tego wszystkiego, co niewygodne, wstydliwe, bolesne? Porównanie do rozrastającej się tkanki nowotworu jest tutaj całkiem na miejscu. Objawy widoczne były od dawna, pacjent skarżył się na bóle. Lekarze są zgodni, że im szybciej wykryjemy raka, tym większe szanse na pozbycie się choroby. Dlaczego nikt nie reagował? Jaka blokada stawała na drodze prostej decyzji o klarowności, przejrzystości działań, odkryciu kart i stanięciu w świetle reflektorów? Wstyd? Ego? Przyznanie się do porażki?

DEON.PL POLECA


Może wszystko po trochę, pewnie każde z nich miało swoje "trzy grosze" w coraz bardziej terminalnym stanie organizmu. O jednym jednak nie wiedziałem, ten jeden sprawił, że szkody są jeszcze poważniejsze, trudno nie zauważyć, że w nim krzyżują się wszystkie bóle i porażki, jakie na drodze walki z kryzysem poniósł polski Kościół. Tym jednym jest klerykalizm.

Kilka lat temu rozmawiałem z bpem Pieronkiem o tym, jak rozumie on klerykalizm. Powiedział tak:

"Natomiast «klerykalizm» jest czymś, co tworzyło się przez wieki, miało różne formy i znaczyło zawsze to samo. To znaczy dominację duchowieństwa nad tymi, których mogli sobie podporządkować. (...) Klerykalizm nie był taki, że ksiądz chciał być królem, ale inne stanowiska i godności były bardzo łakomym kąskiem. Sam mówię o sobie od dawna, że jestem antyklerykałem, ponieważ klerykalizm jest złem, które wypacza misję kapłańską. (...) Takich form jest bardzo wiele. Po pierwsze to jest pycha, czyli patrzenie na drugiego z góry przy jednoczesnym patrzeniu na siebie jak na postać z pomnika, której zdanie jest absolutnie najważniejsze. Jest to jakaś forma ubóstwiania siebie".

Klerykalizm sprawił, że trudno było przyznać się do błędu, pokazać ból. "Bo jak to tak? Skoro jesteśmy tymi, którzy zostali przez Boga wybrani do specjalnej funkcji, to nie możemy o tym mówić. Skoro On wymaga od nas celibatu, to z pewnością takie grzechy nie mogą się zdarzać. My prowadzimy lud i jesteśmy jego światłem. Nie można przygaszać światła. Jest tylu wrogów, którzy gotowi są zaatakować tylko wtedy, kiedy choćby na moment okażemy słabość".

Przez lata duchowni byli narażeni na myślenie, że są lepszą kastą, która ma prowadzić Kościół przez mroki dziejów. Wielu z nich - krytycznie nie zadufanych w znaczeniu swojego powołania - wiedziało, że są tacy, jak inni wierzący, że ich powołaniem jest służba, naginanie karku za grzeszników, mycie brudnych nóg, cierpienie z cierpiącymi i radość z radosnymi. Ale czy nabyta w seminarium wiedza o tym, że jest się specjalnie namaszczonym przez Boga kapłanem, nie działała także w tych, którzy do takiej refleksji nie byli zdolni? Czy urzędy, ciepłe posadki, znaczenie i poważanie, blichtr i społeczny szacunek, pieniądze i ślepe zapatrzenie wiernych w czasie kazania nie były wystarczającym powodem, by stać się duchownymi?

Każda kasta tworzy mechanizmy, które mają ją ochronić przed wrogami z zewnątrz. Wilki miały barwy czerwonych komunistów, neoliberalnych polityków, Zachodu, żydów, muzułmanów i homoseksualistów. I znowu przeciskają się przeze mnie pytania, w tym jedno najważniejsze: nikt nie zauważył wilków w koloratkach? Chyba że obronny mechanizm zadziałał wybiórczo i nie skanował - jak program antywirusowy w komputerze - wybranych plików.

Do kryzysu, który przetacza się przez Kościół, doprowadził klerykalizm. Pogląd o lepszej warstwie społecznej księży grzeszy wieloma uczynkami. Co z tego, że zaraz wszystkie je wypiszę? To cokolwiek zmieni? Nazywanie zła sprawi, że pryśnie jak bańka? Nie, od Sokratesa już wiemy, że nie wystarczy wiedzieć, co jest złe, by tego zła nie popełniać. Trzeba wybrać dobro. Mam zatem kilka pomysłów, jak na nowo ułożyć nasze świecko-duchowne relacje.

Grzech wywyższania się - najwyraźniej widać go na linii przebiegającej pomiędzy świeckimi a duchownymi. Linii, dodajmy, której w ogóle nie powinno być. Duchowny w Kościele nie ma jakichś super mocy, nie jest bohaterem, który przez liczne wyrzeczenia stał się godny traktowania go jak kogoś ważniejszego od innych. Bardzo możliwe, że zrobiono mu krzywdę i w ciągu długiej, bo sześcioletniej formacji w seminarium uświadomiono, że sam Bóg powierza mu wyjątkową i specjalną misję. Kiedy młody kleryk jedzie do swojej pierwszej parafii, to zjawisko przybiera tylko na sile. Mamy w tym my, świeccy, swoją winę. Od młodych lat jesteśmy strofowani, żeby duchownego traktować w inny sposób, lepiej, z większym dystansem. Ta zmiana odbywa się nawet na poziomie języka. Jednym słowem: sztywniejemy. Kiedy ksiądz przychodzi na kolędę, nie wypada mówić o rzeczach błahych, nie można pytać o drażliwe tematy ani wchodzić w dyskusje, które aktualnie pasjonują domowników. Wina wychowania do poczucia inności, które skutkuje wywyższaniem się, to jedno, wina, którą ponoszą świeccy, nie "sprowadzając księdza na ziemię", to drugie. Lekarstwo jest tutaj proste: nie traktujmy duchownych jak bohaterów z innego świata, ale jak ludzi. Dla swojego i ich pożytku.

Grzech niekompetencji - w wymiarze kompetencji twardych, pal licho. Nie wymagam od księdza znajomości papieskich encyklik na pamięć, nie oczekuję cytowania po łacinie orzeczeń soborów powszechnych, nawet nie dokładnej znajomości Pisma Świętego, ale na Boga, umiejętność pracy z ludźmi to coś, co trzeba znać, kiedy całe swoje życie poświęca się na słuchanie innych, rozwiązywanie ich problemów, dawanie czasu, wspieranie. Rozumiem, że nie każdy ma takie umiejętności dostatecznie dobrze rozwinięte. Ale czego nie wynosi się z domu, tego można nauczyć: lepiej lub gorzej. Księża nie mogą uciekać od swojego najważniejszego powołania, którym jest prowadzenie ludzi do Boga. I to niezależnie od tego, czy pracują w kurii, hospicjum albo na misjach. Świecki ma tutaj takie pole manewru, na ile sam takie miękkie kompetencje posiada. Seminariów duchownych nie zmienimy, nas samych i nasze umiejętności pracy z ludźmi - tak. Zacznijmy od tego. Potem będziemy mogli uczyć tego duchownych.

Grzech gburowatości - możliwe, że zabrzmi to jak tani kołczing, ale oczekuję od duchownego tego, żeby po prostu lubił innych ludzi. Nie unikał ich, nie psioczył na każde zagadanie go, nie odpowiadał spode łba, nie miał wiecznej pretensji do świata o to, że ten świat czegoś od niego oczekuje (można uciec tutaj w kierunku "głębokiej teologii", która każe duchownym myśleć o sobie, że "nie są z tego świata"). Liczę na wyrozumiałość i cierpliwość, szacunek dla mnie jako tego, który przychodzi po pomoc. Każdej z tych cech oczekujemy od lekarza, policjanta czy sprzedawcy w sklepie, nie stosujmy więc ulgowej taryfy wobec tych, którzy w założeniu mają odpowiadać na najbardziej palące ludzkie potrzeby i dramaty. I nie bójmy się reagować w momencie, kiedy owa gburowatość dotknie i nas: odpowiedzieć bez użycia podobnych "mało miłych" środków i dać do zrozumienia, że takie zachowanie nie jest akceptowane.

Grzech chciwości - w Kościele od dawna odmieniany jest przez wszystkie przypadki. I jak dobrze się przyjrzeć, to nie chodzi tutaj o zasobność księżowskiego portfela, ale stosunek, jaki ma do swoich pieniędzy. Są księża bogaci, są biedni, są średniozamożni. Są tacy, którzy swoje pieniądze traktują jak coś normalnego, inni modlą się do nich częściej niż do Boga. I to wkurza świeckich. Nie lepsze auto, które stoi pod plebanią, ale wyraźny kociokwik na zarabianiu, inwestowaniu i pomnażaniu dóbr tego świata. Pieniądze mogą zrobić sporo dobrego, ale nic tak jak one nie zniewala człowieka, który będzie chciał mieć ich więcej i więcej. Co mogą zrobić świeccy, żeby przerwać zaklęte koło, które każe niektórym duchownym obracać się bardziej wokół spraw materialnych? Cóż, możemy działać czynnie i kiedy przyjdzie co do czego, kiedy okaże się, że pieniądze zmąciły księdzu w głowie i jego wymagania wobec "płatności" za darmowy sakrament są zbyt wygórowane, zaprotestować. Proboszcz, który (wzorem bohatera pewnego filmu) zbiera pieniądze na dach, ale zebrać nie może? Porozmawiaj z nim. Rolą świeckich, którzy są zaangażowani w funkcjonowanie parafii, jest kontrolowanie, czy pieniądze są wydawane w odpowiedni sposób. Finansowa przejrzystość to podstawa. Kasa parafii nie może być tylko w rękach proboszcza.

Takich grzechów pewnie jest więcej, choć nie wszystkie są po stronie duchownych. Klerykalizm dobrze ma się w Kościele, ponieważ świeccy odpuszczają i nie wymagają od swoich pasterzy. Wiem, że to niełatwe, bo "szklany sufit" instytucji blokuje czasem najprostsze działania.

W Kościele trwa kryzys, który zmieni go na dobre, nic już nie będzie takie jak kiedyś. Konserwowanie tego, co było, może tylko zaszkodzić. Klerykalizm jest reliktem, który powinien odejść. Będzie trwał, dopóki sami na to pozwolimy.

Michał Lewandowski - dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog, koordynuje projekt "Wspólny Dom" poświęcony ekologii chrześcijańskiej

Dziennikarz, publicysta, redaktor DEON.pl. Pisze głównie o kosmosie, zmianach klimatu na Ziemi i nowych technologiach. Po godzinach pasjonują go gry wideo.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Klerykalna choroba Kościoła
Komentarze (12)
2 sierpnia 2019, 14:22
Typowy artykuł na sezon ogórkowy. Odgrzanie tematu, by broń Boże ktoś nie zapomniał, że istnieje klerykalizm. Panie Lewandowski, jedno pytanko: a czy w małżeństwie, w rodzinie, nie ma wywyższania się, niekompetencji, gburowatości, chciwości? Znam proboszcza, który dziś przyjmuje intencje za 20 zł bez upominania się o więcej. Proszę nie czepiać się szczegółów. Ma pan zastrzeżenia do konkretnego kapłana, to proszę z nim porozmawiać, ewangelia podpowiada metodę, ale błędem jest generalizowanie. Ponownie proszę o nie przedstawianie jako autorytetu ks. bpa Pieronka. Jego postawa jako biskupa dała wiele do życzenia, nie zachował podstawowych obowiązków (rezydencji w diecezji), wielokrotnie głosił swoje politpoprawne poglądy stawiając je w opozycji do nauczania episkopatu (był tylko sufraganem, nie miał do tego prawa). O niezgodności z nauczaniem św. Jana Pawła II nie wspomnę. Cytat, który pan przytacza pasuje do niego jak ulał, jakby mówił o sobie. Zostawy więc w spokoju tego człowieka zakompleksionego z powodu niespełnionych ambicji.
K
Krzysztof
2 sierpnia 2019, 13:21
A ja tylko zostawię do przemyślenia redaktorom Deonu, którzy twierdzą że bycie antyklerykałem jest OK, słowa ks. Kaczkowskiego: "Katolik nie może być antysemitą, antygejem, antykimkolwiek, bo bycie 'antyktosiem' oznacza, że pogardzamy drugim człowiekiem, a tego czynić nie wolno" Czy wobec tego ks. Kaczkowski jest spoko gdy pasuje akurat do tezy, a zaraz potem pojawia się artykuł który jest w sprzeczności do jego słów?
2 sierpnia 2019, 14:12
Antyklerykalizm jest skierowany przeciwko klerykalizmowi (różnie defioniowanym). A klerykalizm to nie jest osoba, ale zjawisko, postawa, zachowanie, ideologia itd, ale - nie osoba. Kaczkowski wspomniał o antysemitach (semita - to osoba); antygejach (gej - to osoba); antyktosiach (ktoś - to też jakaś osoba). Antyklerykalizm jest więc jak najbardziej katolicki, bo piętnuje grzech a nie osobę. Mam nadzieję, że pomogłem uporać się z pojęciami - pozdrawiam!
K
Krzysztof
2 sierpnia 2019, 17:22
Dzięki za komentarz! Przyjąłbym Twoje rozumowanie za sensowne i w normalnych warunkach bym się zgodził, ale niestety... Deon od dłuższego czasu stara się tłumaczyć, że uderzając np. tęczową ideologię/symbolikę, uderzam w człowieka (mimo że do homoseksualnego człowieka naprawdę nic nie mam). Polecam różne artykuły i felietony z ostatnich tygodni. W czym grzech klerykalizmu jest inny od grzechu aktu homoseksualnego, że o tym pierwszym widzimy na Deonie wprost artykuły i felietony piętnujące konkretne postawy, a o tym drugim nie, bo trzeba podejść z wrażliwością do takich osób? I napisałem wcześniejszy komentarz celowo, prowokując to pytanie które zadałeś. Niestety jedna ideologia drugiej nierówna, a mam wrażenie że zapominamy, że tak samo naszym bratem/siostrą jest nie tylko osoba homoseksualna, ale też zagorzały klerykał. I ten skrajny klerykał, też być może potrzebuje wrażliwości, przyjęcia go takim jakim jest? To tak do przemyślenia...
BB
Bronisław Bartusiak
2 sierpnia 2019, 13:12
Dwie uwagi na marginesie. 1. Tchorzostwo wielu świeckich lub nieodróżnianie księdza id id Kościoła też ma tu jakieś znaczenie. (Tak, potrafiłem to zrobić). 2. Antyklerykalizm (ale prawdziwy) to jedno, natomiast raczej nie wystarcza do zrozumienia takich zjawisk, jak afery pedofilskie i homoseksualne, dość wspomnieć o niedawnym wystąpieniu Papieża Seniora Benedykta XVI. 
17 czerwca 2019, 14:17
@Ann. - ŚŁuze rachunkami sumienia dostosowanymi do Pani / Pana sytuacji
17 czerwca 2019, 14:15
A ja czekam, aż Pan Michał Lewandowski powięci sie dla wspólnoty Kościoła i CHrystusa, wstąpi do seminarium i pokaże nam, głupim i sklerykalizowanym księżom jak to nalezy pełnic posługę, jak nie życ na koszt mamy czy taty emeryta, jak to się zdarza w niektórych przypadkach, jak przeżyć za 30mszy x 50 zł = 1500 zł na miesiąc, o ile bedzie się az tyle miało, z czego około 500 zł zabiera Państweo i kuria w postaci róznych podatków. Owszem są księża katecheci, którzy jako nauczyciele zarabiają, ale jak nie masz tego szcześcia? Osobiscie mam taką zasadę, że nie djae rad typu - zrób tak w twoim małżęństwie, ale wskazuje na Chrystusa, jego przykazania, które są niedyspensowalną podstawą, ideały, które nadają kierunek i apeluje do dojrzałosci szukającego rady. Nie wiem, kto prosił pana redaktora Michała Lewandowskiego radę iskąd taka wnikliwość jak ma któś realizowac swoje powołanie. Słowa krytyki przyjmuję, ale roztropniej byłoby uzyc sformułowań w stylu: "zdarza się, że", "jest przykrym, gdy". Spointuje słowami znajomego policjanta: "Masz prawo miec swoje zdanie, a inni mają prawo je miec w d***". Zdecydowanie Pana zdanie minie interesuje, ale nie jest dla mnie ono ani inspirujące, ani nie zamierzam się do niego dostosowywać, Panie Michale Lewandowski.
17 czerwca 2019, 20:24
Mieszkanie za darmo, nie opodatkowane, dochody pieniężne nieopodatkowane, i ciągle mało? Zastępca Pana Boga mówiący o ubóstwie chciałby być najbpgsatszy w parafii... Tyle, że dla wielu to księżoszek, i nic więcej. A Ty dawajksiężoszkom ale własną kasę.
18 czerwca 2019, 16:13
@goldas92 Mało wiesz. Ksiądz płąci podatki jak każdy zgodnie z polskim prawem. Ale jak to mówią, tobie nie chodzi o pawdę, ty chcesz po prostu porozrabiać i dac upust swoim frustracjom. Czytając Twoja wypowiedź mam nieodparte wrazenie, żze odezwał się jakiś nieuk niegramotny, któóry nie umie czytac i wnioskować. BTW o co chodzi w zdaniu: "A Ty dawajksiężoszkom ale własną kasę."
Piotr Stanibor
2 sierpnia 2019, 14:12
Oczywiście nie jest tak, że Kościół Katolicki i księża nie płacą w Polsce żadnych podatków, ale nie ulega wątpliwości że kler w III RP jest uprzywilejowany prawnie, finansowo, w tym fiskalnie co stwarza również pole do licznych nadużyć. Najbardziej transparentny dla państwa i obywateli model to podatek kościelny (ciekawe ilu zachłannie liczonych przez polski kościół i jego ISKK członków zdecydowałoby się być jego fundatorem) lub działanie na zasadzie stowarzyszenia jak we Francji.
2 sierpnia 2019, 14:32
To księża płacą ZUS? To ile obecnie wynosi składka ZUS, Bonifas? Znam wielu b.biednych wiernych, źle ubranych, nie jeżdżących na wakacje, bez samochodów, żywiących się najtańszym żarciem z Biedronki, których nie stać na kulturę, dentystę, nowe okulary, sanatorium, którzy drżą czy im starczy do pierwszego i których czeka nędza na stare lata. Nie znam za to ani jednego księdza w Polsce, który byłby w podobnej kondycji, a nawet o takim nie słyszałem. Nie mówię, że wszyscy są bogaci, na pewno nie, ale większość nie ma takich trosk jakie mają masy wiernych. Nie słyszałem też od żadnego proboszcza - "Kochani, jeśli ktoś potrzebuje, to mu dam". Ciagle za to słyszę - "Dajcie".
AK
Anna K
17 czerwca 2019, 09:57
Ten tekst powinien być wręczany księżom jako rachunek sumienia. Co do roli świeckich - większość niewiele może zrobić, bo księża nie dają szansy na rozmowę zwykłym wiernym. Przecież poza mszą są już "w cywilu", bez sutanny i koloratki, nie rozmawiają z przypadkowymi osobami. W kancelarii parafialnej trudno się narażać, bo może ksiądz będzie potem niemiły podczas ślubu albo chrztu. Trudne pytania na katechezie są często traktowane jako niesubordynacja, a nie nie jako temat do dyskusji. Do dziś się zdarza, że ma kazaniu w wiejskiej parafii probośzcz niemal krzyczy, że parafianin śmiał mu coś wytknąć w prywatnej rozmowie - z kontekstu można się domyślić, o kogo chodzi, poza tym przedstawiony jest jako bezbożnik. Czy ktoś następny spróbuje? Z pewnością są i pozytywne przykłady, ale taka jest szara rzeczywistość.