Doświadczyć działania Ducha Świętego
Co innego jest nauczać katechizmu, a co innego zachęcać do otwierania się na rzeczywistość i doświadczenie Jego działania. To jest zasadniczy problem - mówi abp Grzegorz Ryś.
Piotr Żyłka (DEON.pl): W Kościele słyszymy, że Triduum to najważniejsze święto i - równocześnie - najważniejsze wydarzenie w życiu chrześcijanina. Ale spójrzmy na apostołów, na to co robili po zmartwychwstaniu Jezusa, na to, jak przeszli nad zmartwychwstaniem do porządku dziennego i zachowywali się tak, jakby nic ważnego się nie wydarzyło. Dlaczego apostołom "nie wystarczył" fakt zmartwychwstania Chrystusa?
Abp Grzegorz Ryś: To nie chodzi o to, czy im to wystarczyło, czy nie wystarczyło. Czy to było dla nich za mało, czy za dużo. Można podejść do odpowiedzi na to pytanie z kilku punktów wyjścia.
Pierwszy to Ostatnia Wieczerza, na której Pan Jezus mówi wyraźnie uczniom, że jeszcze wiele miałby im do powiedzenia. Oni jednak nie są w stanie tego przyjąć, a Jezus ma tego absolutną świadomość. Wie, że nie byliby w stanie tego przetrawić. Ale jednocześnie otwiera przed nimi ową perspektywę. Jest nią wzmianka o tym, że pośle im Ducha Parakleta, który doprowadzi ich do pełnej prawdy. W ten oto sposobów wskazuje na Ducha Świętego, który jest nauczycielem. Bardzo trafnie komentuje to Grzegorz Wielki, który mówi, że Duch Święty jest nauczycielem wewnętrznym. Sprawia, że to, co słyszę od Jezusa, przyjmuję i w pełni akceptuję. Jeśli nie ma tej wewnętrznej akceptacji, to znaczy, że coś może tam słyszałem, ale na pewno nie przyjąłem. Grzegorz mówi obrazowo: nic ci z recepty, którą jest słowo Jezusa, jeśli nie ufasz Lekarzowi, który ci tę receptę przepisał. Najpierw musi pojawić się zaufanie, a ono rodzi się z działania Ducha Świętego. To on jest nauczycielem, który sprawia, że przyjmujemy i akceptujemy prawdy objawione przez Chrystusa.
On nas prowadzi do pełnej prawdy, bo - jak mówi Grzegorz Wielki - dopóki się nie pokocha prawdy, to się jej nie pozna. Oczywiście można przyjąć nauczanie Jezusa jako coś obcego, coś, z czym się nie zgadzam, jak niewolnik. Motywatorem takiej postawy jest na przykład strach czy konformizm. Rzecz jednak w tym, że przy takiej postawie człowiek nigdy nie przyjmie Słowa, nawet jeśli będzie tak twierdzić. Tu właśnie widzę rolę Ducha Świętego, czyli tego, który przełamuje wszystkie bariery i otwiera nas na to, co mówi do nas Jezus Chrystus.
Teraz drugi punkt wyjścia. Pięćdziesiątnica przypada w stare pasterskie święto plonów. Posłanie Ducha jest więc owocem Paschy. Nie należy przeciwstawiać sobie tych dwóch wydarzeń. Tym bardziej, że w relacji Jana, Duch jest posłany w wieczór zmartwychwstania. Jezus przychodzi do apostołów i tchnie na nich Ducha Świętego, mówiąc: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone". Owocem śmierci i zmartwychwstania Jezusa jest więc posłanie Ducha. Zresztą Jezus mówi to podczas ostatniej wieczerzy: "Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was."
Jan Paweł II bardzo pięknie mówił, że posłanie Ducha Świętego jest owocem Jezusowego odejścia - męki i śmierci Jezusa. W Dziejach Apostolskich przekłada się to na takie wydarzenia, że kiedy człowiekowi jest głoszone zbawienie w Jezusie Chrystusie, to on jakby "automatycznie" otrzymuje Ducha Świętego. To się dzieje, kiedy Piotr jest u Korneliusza. Apostoł przepowiadał wydarzenie Jezusa i, zanim skończył, Duch Święty zstąpił na nich, ku zdumieniu samego Piotra. To jest ze sobą głęboko powiązane wewnętrznie. Dzieło zbawienia w Jezusie Chrystusie dopełnia się posłaniem Ducha.
Podchodząc do tego tematu ze strony pastoralnej, trzeba powiedzieć tak: jest pewnym błędem pokazywanie wyizolowanego Triduum Paschalnego w oderwaniu od pięćdziesięciu dni Paschy. Trzeba to podkreślić - my świętujemy Paschę pięćdziesiąt dni. Cały okres wielkanocny jest świętowaniem Paschy. To świętowanie jest jednocześnie oczekiwaniem na jej owoce w nas. A tym owocem jest przyjęcie Ducha.
Działanie Ducha było wśród pierwszych chrześcijan mocno widoczne, bardzo spektakularne. Teraz tak nie jest. Dlaczego? Duch Święty działa inaczej? A może my coś źle robimy?
Duch Święty działa tak, jak chce. Tak mówi o Nim Jezus. "Wiatr wieje tam, gdzie chce i słyszysz go, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zmierza". Cechą Ducha Świętego jest absolutna wolność, oczywiście wolność w miłości. Trzeba wziąć List do Koryntian, dwunasty rozdział. Tam św. Paweł mówi o trzech rodzajach działania Ducha. Są to charyzmaty, posługi i działania. To są trzy określenia na to, jak Duch Święty działa w Kościele. Mam wrażenie, że to pytanie zawęża pole działania Ducha do charyzmatów. Ale nawet jeśli o nich mówimy, to nie możemy powiedzieć, że ich w ogóle nie ma. Rzeczywistość Odnowy w Kościele jest przecież bardzo prężna i dynamiczna.
Nie można też podchodzić w ten sposób do rzeczywistości, że jak ktoś nie ma "świadomego przebudzenia w Duchu Świętym", to znaczy, że Duch przez niego nie działa. On działa poprzez rozmaite diakonie. Jeśli przyjrzymy się temu, co mówi Sobór, to właśnie słowo diakonīa jest wspólnym mianownikiem dla różnych sposobów działania w Kościele. Jest ktoś wyświęcony do diakonatu, czyli do posługi, a jednocześnie każdy kościelny urząd jest diakonią i to wszystko dzieje się w Duchu Świętym. Trzeba mieć ogromną wrażliwość, choćby na taki prosty gest liturgiczny, jakim jest gest wyciągniętej ręki. Ile razy w Kościele wyciągamy rękę, to przyzywamy Ducha. To się dzieje w trakcie wszystkich sakramentów i błogosławieństw.
To samo dotyczy działań. Na przykład cały obszar Caritas to jest działanie w Duchu Świętym. To jest działanie w imię miłości, która nie bierze się wyłącznie z ludzi i nie jest też tylko efektem czyjejś potrzeby aktywizmu lub filantropii. Nie o to tutach chodzi.
Proporcje między tymi różnymi przejawami działania Ducha są różne. Oczywiście dobrze jest, kiedy mamy pewną równowagę pomiędzy charyzmatami, diakoniami i działaniami oraz pełny szacunek i zrozumienie tej różnorodności Ducha. Ważniejsze jest jednak to, byśmy nie zawężali działania Ducha Świętego tylko do jednego z wymiarów. Gdy tak się dzieje, Kościół zaczyna kuleć.
Nie jest tak, że charyzmatów jest dziś w Kościele za mało?
Są różne charyzmaty. Nie jest tak, że istnieje tylko charyzmat przemawiania językami albo tłumaczenia. Ktoś ostatnio mnie zapytał, czy jest dziś w Kościele widoczny charyzmat proroctwa. Oczywiście, że jest. Prorokiem jest ten, kto rozumie rzeczywistość po bożemu. Taka jest definicja proroka. Spójrzmy do Pisma. Jeremiasz i inni prorocy są ludźmi, którzy rozumieją świat, w którym żyją, a dzięki temu, że rozumieją, są w stanie wyprowadzać wnioski na przyszłość. Jeremiasz patrzy na swój naród, widzi, w jakim jest stanie i mówi: nie ostoicie się, Jerozolima zostanie zdobyta. On nie wyciągnął tego jak królika z kapelusza. Prorok ma dar rozumienia rzeczywistości od Boga.
Proroctwo jest bardziej powszechne, niż nam się to wydaje. Niedawno słuchałem w Krakowie wykładów ks. Petera Hockena - człowieka związanego ze środowiskiem Odnowy i wyjątkowej klasy teologa. To, w jaki sposób on pokazywał nam, na jakim etapie jest Kościół, jak się rozwija na przestrzeni dziejów, było dla mnie czymś wyjątkowym i fascynującym. Muszę przyznać, że przez 26 lat mojego kapłaństwa czegoś takiego nie słyszałem. Człowiek jest na takim wykładzie i wie, że nie tylko ma do czynienia z kimś starannie wykształconym, ale też z kimś, kto rozumie rzeczywistość Kościoła i wie, w jakim kierunku Pan Jezus ten Kościół prowadzi. To jest współczesne proroctwo, a nie efekt studiów.
Odnowa w Duchu Świętym przyszła do nas z innych kościołów. Czy to nie jest jakiś znak? Pewna wskazówka od Ducha?
Jest to bardzo ważna wskazówka, która może nam pozwolić lepiej zrozumieć to, co znaczy "jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół". Kościół jest tam, gdzie działa Duch święty. Kiedy my w Kościele katolickim uczymy się odkrywać duchowe dary w innych wspólnotach chrześcijańskich i jeszcze jesteśmy prowadzeni przez Ducha Świętego, żeby się tymi darami wymieniać, to jest prawdziwy ekumenizm. To nie jest oczywiste. Możemy mieć takie poczucie, że wszystko i w pełni najlepiej jest doświadczane u nas i basta. Ale przecież to, że wszystkie elementy i dary są w Kościele Katolickim nie oznacza, że, po pierwsze, nie ma ich w innych Kościołach, a po drugie, że w Kościele katolickim są one w taki sposób obecne, że nie mogę się niczego nauczyć od naszych współbraci. I nie mówię tu tylko o pewnej możliwości, ale o tym, że to już się dzieje, nie tylko dzisiaj, także w pewnym procesie historycznym, który na szczęście już trochę trwa.
Franciszek, mówiąc o Duchu, mówi, że my, współcześni za mocno koncentrujemy się na pogodni szczęścia i małych przyjemności, co przeszkadza nam przyjmować dary Ducha. Co najbardziej blokuje działanie Ducha świętego w Kościele i w każdym z nas?
Papież bardzo często posługuje się taką diagnozą dzisiejszego człowieka i jego kultury, którą określa kulturą tymczasowości. Ja wolę mówić o kulturze prowizorki, czyli zainteresowaniu tylko tym, co jest tu i teraz. Duch Święty tak nie działa. W ogóle Kościół nie jest prowadzony przez Ducha Świętego wedle takiej logiki, bo Kościół jest organizmem, który rośnie, a wzrost potrzebuje czasu i pewnych procesów. Płód potrzebuje 9 miesięcy w łonie matki, by dojrzeć do narodzin. Nic nie jest już, teraz, zaraz. Istnieje opór, który stawiamy Panu Bogu w całym dziele objawienia, zbawienia i będziemy to robić do samego końca.
A co jest największą przeszkodą w przyjmowaniu Ducha Świętego? Jeśli przeczytamy Dzieje Apostolskie, to się okaże, że przede wszystkim brakuje nam ducha dziecięctwa, które wyraża się na różne sposoby. Bardzo często jesteśmy przekonani o tym, że jesteśmy dorośli w wierze i niewiele już możemy nowego się nauczyć. Uważamy, że nasza wiara jest dziełem zamkniętym, skończonym. Jest też problem symonii, czyli świętokupstwa - taki sposób myślenia, że można zapracować lub kupić sobie Boże działanie. Taka postawa zawsze w dziejach Kościoła była uważana za jeden z najcięższych grzechów. Ducha Świętego się nie kupuje. Przyjmuje się Go jako dar, właśnie w duchu dziecięctwa. Dziecko przejmuje Królestwo Boże jako prezent.
Postawa Szymona Maga, który przyniósł apostołom pieniądze mówiąc: Weźcie te pieniądze, a dajcie mi też taką władzę, żebym mógł przekazywać Ducha Świętego - to, niestety, postawa wielu z nas. Nauczeni jesteśmy, że wszystko da się kupić. A tu nie, Ducha Świętego kupić się nie da, ale można go otrzymać jako dar, który w dodatku sam przychodzi.
Papież używa w jednej z katechez takiego sformułowania: "Często usiłuje nas wyrwać z niebezpiecznej stagnacji duchowej, skłania do porzucenia wygodnego życia. I wśród nas ujawnia się sprzeciw Duchowi Świętemu, bo "nam przeszkadza, bo porusza nas, każe nam iść, ponagla Kościół, by szedł dalej. A my jesteśmy jak Piotr w scenie przemienienia: "Ach, jak pięknie jest być tutaj, wszyscy razem!" Ale niech nam nie przeszkadza". Skąd się bierze ten nasz sprzeciw?
Z bałwochwalstwa. To też jest diagnoza papieża Franciszka, wyrażona w encyklice "Lumen fidei". Wiara jest drogą. Przeżywam wiarę w Duchu Świętym, gdy jestem popychany do działania. Papież pisze, że "wiara tym więcej widzi, im się bardziej porusza do przodu". Kiedy idziemy do przodu, otwiera się przed nami rzeczywistość wiary. Przeciwieństwem wiary nie jest ateizm, tylko bałwochwalstwo. To jest sam środek historii biblijnej. Nie chodzi o to, że Boga nie ma, tylko są dla mnie rzeczy od Niego ważniejsze. Takie, które zajmują Jego miejsce. To może być na przykład to, że tu i teraz jest mi dobrze i to "jest mi dobrze" jest ważniejsze niż ryzyko pójścia gdzieś, gdzie mnie chce posłać Duch Święty. Ja mogę wierzyć, że Bóg istnieje i równocześnie postawić się zupełnie w poprzek wszystkim Jego planom i podpowiedziom. Bałwochwalstwo może dotyczyć wszystkiego, choćby struktur w Kościele - jestem przywiązany do takiego, a nie innego sposobu działania i nic już nie będę zmieniać, bo zawsze tak było i tak ma zostać, bo jest mi tak dobrze.
Czy w Kościele nie mówimy za mało i zbyt enigmatycznie o Duchu Świętym?
Może nie mało, ale jest pytanie, w jaki sposób to robimy. Trudno mówić, że mówimy mało, kiedy np. przez 3 lata prowadzimy młodych ludzi do bierzmowania. To są trzy lata katechezy, która ma ich otwierać na "Sakrament Ducha Świętego". Warto się jednak zastanowić, czy robimy to w dobry sposób. To tak naprawdę dotyczy wielu wymiarów i tematów formacji. Jest w Kościele nacisk na nauczanie, nierzadko z pominięciem doświadczenia. Gdyby otwierać ludzi na doświadczenie obecności działania Ducha Świętego efekt byłby inny. Co innego jest nauczać katechizmu, a co innego zachęcać do otwierania się na rzeczywistość i doświadczenie Jego działania. To jest zasadniczy problem.
* * *
Ks. abp Grzegorz Ryś - metropolita archidiecezji łódzkiej. Przewodniczący zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji i członek Rady Stałej KEP.
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl.
Obejrzyj także konferencję abp Grzegorza Rysia o działaniu Ducha Świętego:
Skomentuj artykuł