Były policjant: Lepsze świadczenia w zakresie zdrowia i sportu masz w Biedronce niż w policji
Znajomi byli zaskoczeni i nie dowierzali mi, kiedy mówiłem, że policjanci nie mają kart typu MultiSport, które uprawniają do wstępów na siłownie. A ja byłem zaskoczony, że ludzie są tym zaskoczeni. Po prostu: lepsze świadczenia w zakresie zdrowia i sportu masz w Biedronce niż w policji - pisze były policjant i znany obecnie influencer Sierżant Bagieta w swojej książce "Otwierać! Policja", której fragment publikujemy.
Pączek i kawa? Tylko w amerykańskich filmach. W Polsce co innego jest typowym posiłkiem policjanta na patrolu – kebab. Dobry kebs to masa kalorii, a jednak policjanci w Polsce trzymają formę. Obserwowałem, jak w trakcie mojej pracy się to zmieniało na lepsze niemal z każdym kolejnym naborem. Ale u policjantów już z jakimś stażem. Kiedy wstępowałem do policji, byłem o wiele słabszy, niż jestem dziś. To bardzo fajny kierunek kulturowej przemiany, która zaczyna się w naszym społeczeństwie. Ludzie zaczynają się liczyć ze swoją dietą i dbać o formę fizyczną.
Sprawność fizyczna w policji
Ludzie tak, Policja – jako instytucja – wciąż nie. Znajomi byli zaskoczeni i nie dowierzali mi, kiedy mówiłem, że policjanci nie mają kart typu MultiSport, które uprawniają do wstępów na siłownie. A ja byłem zaskoczony, że ludzie są tym zaskoczeni. Po prostu: lepsze świadczenia w zakresie zdrowia i sportu masz w Biedronce niż w policji.
Oczekiwania co do formy fizycznej względem funkcjonariuszy są jasne. Policjant musi być w pełni sprawny, a prawdę powiedziawszy – sprawny powyżej przeciętnej. W ramach rekrutacji do policji zdaje się test sprawnościowy. Trzeba wykonać określone czynności i zrobić to w odpowiednim czasie. Jeśli macie przed oczami nie wiadomo jakie akrobacje, to zaraz was otrzeźwię. Kandydat, który potrafi nie przewrócić się w trakcie krótkiego biegu, już w zasadzie zdał. Trzeba przebiec tor sprawnościowy, w tym między innymi bieg przez płotki, zaliczyć rzuty piłką lekarską i parę brzuszków.
Według mnie to jest przekombinowane. Uważam, że prostszym rozwiązaniem byłoby opracowanie modelu testu na wzór wojska czy policji w innych krajach. Powinien się składać z podciągania, pompek, brzuszków i testu Coopera. W ten sposób odsiano by ludzi słabych, którzy nie potrafią podciągnąć się dwa razy na drążku. W takiej sytuacji sam nie dostałbym się do policji – a może wręcz przeciwnie: to zmotywowałoby mnie, żeby osiągnąć tę właściwą relację masy własnej do siły, jaką dysponuję. Uważam, że jest to potrzebne, by w razie potrzeby chwycić się tego muru czy parapetu i mieć szansę pokonać przeszkodę lub dostać się do okna w budynku, kiedy normalne wejście jest z jakiegoś powodu niemożliwe, a w środku znajduje się osoba w potrzebie.
Pewien poziom sprawności i siły powinien dotyczyć obu płci
W teście sprawnościowym kobiet i mężczyzn dotyczy ta sama norma. Uważam, że tak właśnie powinno być. Jeśli do skutecznego wypełniania obowiązków, z jakimi wiąże się dana praca, jest konieczny pewien poziom sprawności i siły, to powinien on dotyczyć obu płci. W niektórych stanach USA wprowadzono podwójne normy zależne od płci. To podejście bez sensu w przypadku Policji. Tu chodzi o bezpieczeństwo wszystkich, w tym samej kandydującej osoby, ale też na przykład jej partnera w patrolu. Trudno zaakceptować sytuację „sorry, nie pomogę ci, bo nie mogę tyle dźwigać” albo „a, nie, ja za tym zbójem nie biegnę, bo wiesz, że mam krótkie nogi”. Nie ma też co zakładać, że nagle bandzior przekształci się w dżentelmena, który nie podniesie ręki na kobietę. Bezpieczeństwo nie powinno podlegać zmiennym modom politycznej poprawności.
Podczas mojej rekrutacji na teście sprawnościowym było widać, że ta różnica ma znaczenie. Spośród osób, które odpadły, większość stanowiły dziewczyny. Facet był jeden – grubas. Dał sobie ze wszystkim radę, silny chłop, ale nie miał szans wprawić swojej masy w ruch na tyle szybko, żeby zmieścić się w czasie. Szkoda go, fajny gość, ale pewne minimum dla skutecznej pracy trzeba wypełnić.
Ja zdałem. Ale nie byłem wtedy jakimś mistrzem, raczej taka zwykła bagieta i tyle. Byłem statystycznym facetem. Dziś jestem dużo sprawniejszy niż byłem wtedy. Oczywiście raz na czas brała mnie zajawka, że coś ze sobą zacznę robić. Więc biegałem przez tydzień, może dwa, a później zaczynały się wymówki, zaniechanie i nareszcie ulga, że już biegać nie muszę, bo po co się oszukiwać. Albo zrywy na siłownię, bo kumpel próbował sobie zbudować motywację, ale już na wejściu brakowało mu pary, żeby ruszyć tyłek samemu na siłkę, więc szukał towarzystwa. Wyjście, ciśnięcie. Wyjście, pogadanki. Wreszcie wyjście i najchętniej to już od razu z piwem po treningu. Czyli wszystko bez sensu.
Skomentuj artykuł