"Czekam bardziej niż na nowy serial Netflixa". Oto hitowa produkcja w rolkach, którą polskie muzeum podbiło Instagrama
Zaczynało się spokojnie. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce pokazało pierwszy odcinek na swoim instagramowym koncie pod koniec kwietnia, przedstawiając w nim Stefcię: pałacową służącą z XIX wieku. Do października historia Stefci nabrała rumieńców - i pokochały ją setki fanów. Którzy piszą wprost: czekam bardziej niż na nowy serial na Netfliksie.
Jak się robi historyczny serial na Instagramie? Najłatwiej to sprawdzić, podglądając konto Muzeum w Kozłówce. Krótkie rolki, w których o swoim życiu w roli pałacowej służącej - a także o życiu prywatnym - opowiada Stefcia, bardzo przypadły do gustu obserwatorom. A gdy jeszcze w tej historii pojawił się przystojny zarządca, pan Antoni - emocje w komentarzach wystrzeliły.
Do odegrania ról w relacjach na Instagramie muzeum zatrudniło profesjonalnych aktorów. Stefcię gra Aneta Ćmiel, pana Antoniego - Michał Rudnicki. Równie dobre są role drugoplanowe, ale to właśnie ta dwójka podbija serca obserwujących. Widać to nie tylko w komentarzach na profilach muzeum, ale także na instagramowym koncie Anety Ćmiel, gdzie pod wpisami aktorki komentarze zostawiają fani Stefci. Czasami nawet z żartobliwym bulwersem: jak to, Stefcia w czerwonej sukience z dekoltem pali papierosa! A co, jak pan Antoni to zobaczy?
Scenariusz do instagramowego serialu tworzy i reżyseruje Joanna Adamek - kierownik działu promocji i marketingu muzeum. Historia fikcyjnych bohaterów powstaje w oparciu o książki i materiały archiwalne, będące w posiadaniu muzeum, czasem też bardziej zainteresowani widzowie są odsyłani do sprawdzonych i wiarygodnych źródeł, dostępnym publicznie w sieci.
Wyświetl ten post na Instagramie
Stefcia nie jest jednak postacią cukierkową: autorka scenariusza nie oszczędza jej prawdziwych życiowych trudności, które dotykały młode służące w przedstawianych czasach. jak dowiadujemy się z kolejnych odcinków, Stefcia straciła mamę, ojczym znalazł sobie nową żonę mniej więcej w wieku córki, a bardzo kiepski stan finansowy w domu sprawił, że przyjaciółka zmarłej mamy poleciła Stefcię do pracy w pałacu. Ucząca się nowych dla niej zasad (nie można tupać, nie można głośno ziewać, trzeba być uczesaną i wyglądać porządnie, tak, jak pani sobie życzy) Stefcia okazuje się mieć wpojone przez mamę życiowe aspiracje: potrafi na przykład czytać, co w jej sytuacji życiowej nie jest wcale oczywiste.
"Czekam na te rolki bardziej niż na nowe seriale Netflixa"
"Ja to mam nadzieję, że kontrakt jest podpisany na milion odcinków, bo czekam na te rolki bardziej niż na nowe seriale Netflixa. Aż mi telefon prawie z ręki wypadł, jak mi mignęło, że Stefcia płacze i od razu wbijam, żeby zobaczyć, co tu się odwaliło" - komentarzy z takimi głosami pod kolejnymi odcinkami nie brakuje. "Stefcia i Antoni spowodowali, że przy nadarzającej się okazji chce przyjechać i zobaczyć ten pałac" - pisze inny instagramowy fan produkcji. "Jestem tu tylko dla tego kontentu. Złoto!" - czytamy w kolejnym komentarzu.
Odcinków powstało już ponad czterdzieści, a większość z nich ma po kilkaset tysięcy odtworzeń. Uroku nagraniom dodaje fakt, że są kręcone w wyjątkowej atmosterze zabytkowego pałacu. Muzeum mieści się bowiem w jednym z najlepiej zachowanych w Polsce pałaców - zespole pałacowo-parkowym rodziny Zamoyskich w Kozłówce, w województwie lubelskim, 9 km od Lubartowa. Od 2007 roku pałac z otoczeniem znajduje się na liście Pomników historii.
Historia służącej, którą śledzą setki tysięcy osób
Muzeum ma też już ponad 74 tysiące obserwatorów na Instagramie. Dla porównania: krakowskie Muzeum Narodowe z 34 tysiącami obserwujących przyciąga średnio do swoich rolek kilka tysięcy osób, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przy 64 tysiącach obserwujących największy zasięg (ok 135 tysięcy) zrobiło rolką o... niedotykaniu eksponatów, a Muzeum Powstania Warszawskiego z 57 tys. obserwujących swoimi rolkami zachęca o obejrzenia średnio od kilku do kilkudziesięciu tysięcy widzów.
Tymczasem na profilu Muzeum w Kozłówce rolki ze Stefcią rozbijają bank: najbardziej oglądana przekroczyła już siedemset tysięcy odtworzeń i śmiało zmierza w stronę miliona, a niewiele z czterdziestu odcinków zatrzymuje się na poziomie niższym niż 300 tysięcy obejrzeń. Nie dziwi więc fakt, że scenariusz się rozrasta, a muzeum co jakiś czas ogłasza casting na kolejną postać. A także to, że do opowiadanej historii emocjonalnie podchodzą widzowie. "Jak nam miłość bohaterów zniszczycie, to spodziewajcie się protestów pod gmachem Muzeum" - czytamy żartobliwy komentarz pod jednym z najświeższych odcinków.
Tak można uczyć się historii
"Naszym celem nie jest pokazanie historii konkretnej służącej pracującej w konkretnym miejscu. Chcielibyśmy przybliżyć realia życia XIX wiecznych służących." - to wyjaśnienie pojawia się w opisie w zasadzie każdego odcinka. Widzowie muzealnego serialu także nie poprzestają wyłącznie na śledzeniu opowieści służącej i jej otoczenia. Często zdarza się, że w komentarzach dopytują o szczegóły i o to, jak naprawdę mogło wyglądać życie pałacowych służących.
" Bardzo ciekawy wątek - relacje pomiędzy służbą. Dopowiecie, jak to wyglądało pod kątem pochodzenia? Czy guwernantka była raczej z innej sfery niż takie Stefcie (np. zubożała szlachta), czy po prostu była lepiej wykształcona? Bo właśnie sobie uświadomiłam, że moja wiedza w tym zakresie to opiera się tylko na powieściach ;) i nie wiem, jak się to ma do realiów" - to jedno z wielu pytań, które po publikacji kolejnych odcinków dostają twórcy serialu. Trzeba przyznać, że takie okazje muzeum skrzętnie wykorzystuje do edukowania obserwujących, a wyjaśnienia, dopowiedzenia i poszerzenie historycznego kontekstu jest przyjmowane przez obserwatorów z entuzjazmem.
Wyświetl ten post na Instagramie
Źródło: Instagram / Muzeum Zamoyskich / mł
Skomentuj artykuł