"Listy do M." - czy film jest sztuką użytkową?

Kadr z filmu, na zdj. Agnieszka Wagner i Wojciech Malajkat, (fot. listydom.tvn.pl)
Konrad J. Zarębski / culture.pl

Czy film jest sztuką użytkową? Owszem, bywa nią kilka razy w roku, zwłaszcza w okolicach Bożego Narodzenia. Od mniej więcej pół wieku telewidzowie całego świata nie wyobrażają sobie świąt bez filmu, który budowałby świąteczny nastrój. Kino polskie było dotąd pod tym względem dość wstrzemięźliwe: filmy bożonarodzeniowe można policzyć na palcach jednej ręki.

Teraz to się zmieni: na ekrany wszedł film "Listy do M." Mitji Okorna, reżysera ze Słowenii, który wcześniej w Polsce nakręcił udany serial "39 i pół".

Film rozwija się według utartych i dość łatwo przewidywalnych wątków: pięć pań i pięciu panów oraz piątka dzieci płci obojga, pozostających w różnych relacjach wzajemnych, spotyka się w Wigilię, by - zanim przyjdzie im zasiąść do świątecznego stołu - czegoś od życia się nauczyć lub spełnić czyjeś - cudze bądź własne - marzenia. Wydawałoby się, nic bardziej prostego do realizacji. A jednak w kinie polskim dotąd takiego filmu - niezbyt może ambitnego, ale emanującego ciepłem i bożonarodzeniowym przesłaniem miłości - brakowało. Nie, żeby ich w ogóle nie było, ale dawał się odczuć brak takiej opowieści: pogodnej, zabawnej i trafiającej w gusty wszystkich. Wszak przeplatające się historie pięciu par na przestrzeni dwóch godzin filmowej projekcji daje wiele możliwości, z których Okorn i jego ekipa potrafili skorzystać.

DEON.PL POLECA

Mamy więc obowiązkowy wątek dwojga samotnych, którzy tej wigilijnej nocy odnajdą się na całe życie, mamy też małżonków, którzy żyją obok siebie, nie tworząc wspólnoty, co powinno się zmienić tej szczególnej nocy. Spotkamy też kochanków, którzy wrócą do siebie, i geja, który zdecyduje się na coming out wobec rodziców znużonych zbyt długim oczekiwaniem na wnuka, Będzie też mała uciekinierka, która skorzysta z pustego nakrycia postawianego polskim zwyczajem na wigilijnym stole.

Na pierwszy rzut oka "Listy do M." są tylko zręczną układanką, pozwalającą pokazać się gwiazdom w ich ulubionych przez widzów emploi.

"Ale - jak zauważa Małgorzata Głaszczka, recenzentka miesięcznika "Kino" (nr 12/2011) - zdarzają się chlubne wyjątki. Kiedy, na przykład, mała dziewczynka ucieknie z domu dziecka i znajdzie miejsce w samochodzie jadącym do Warszawy. Prowadzący auto mężczyzna zasypuje ją lawiną świątecznych ciekawostek, jakby zapominając, że czeka go wigilijna kolacja z żoną, Królową Śniegu. Scena kolacji - rozegrana w dwóch wariantach, w obecności dziecka i bez niego - jest prawdziwym majstersztykiem: reżyserskim, scenograficznym i aktorskim. Dwoje ludzi siedzi naprzeciw siebie w wysublimowanym, bijącym chłodem wnętrzu, prowadząc rozmowę o niczym, pełną okrągłych zdań i wyszukanych zwrotów. Pojawienie się dziecka przy stole zmienia perspektywę, lody pękają, nagle okazuje się, że tych dwoje ludzi łączy nie przyzwyczajenie czy interesy, ale wspólnie przeżyta tragedia."

Ładunek emocjonalny tej sceny, podobnie jak kilku następnych, jest ogromny, lecz umiejętnie kontrapunktowany błyskotliwymi ripostami i dynamicznym montażem, świetnie oddającym świąteczną gorączkę. Nadejdzie też moment wyciszenia i adekwatnej do chwili refleksji. Która nie zakłóci wszak dobrej nowiny: polskie kino doczekało się filmu komediowego, nie tylko uciekającego od schematu komedii romantycznej, ale i dającego autentyczną satysfakcję widzom.

"Listy do M.", Polska 2011. Reżyseria: Mitja Okorn, scenariusz: Marcin Baczyński, Karolina Szablewska, zdjęcia: Marian Prokop, muzyka: Łukasz Targosz, scenografia: Joanna Kaczyńska, kostiumy: Magdalena Biedrzycka, montaż: Jarosław Barzan, dźwięk: Monika Krzanowska. Występują: Piotr Adamczyk (Szczepan), Agnieszka Dygant (Karina, jego żona), Roma Gąsiorowska-Żurawska (Doris), Tomasz Karolak (Melchior), Wojciech Malajkat (Wojciech), Paweł Małaszyński (Wladi), Leonard Pietraszak (Florian), Maciej Stuhr (Mikołaj), Beata Tyszkiewicz (Malina), Agnieszka Wagner (Małgorzata).

Produkcja: TVN. Dystrybucja: ITI Cinema. Czas: 116 min. W kinach od 10 listopada 2011 roku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Listy do M." - czy film jest sztuką użytkową?
Komentarze (6)
&
>>> trailer
17 grudnia 2011, 10:10
No tak, film byłby uroczy i familijny gdyby nie fakt, że oglądając go z dziećmi ( poszłam do kina z nastoletnią córką ) rodzic ma czasem ochotę zapaść się pod ziemię. Scena łóżkowa z Karolakiem i Dygant jest zwyczajnie wulgarna więc trudno nadać temu filmowi etykietkę " świątecznego filmu dla całej rodziny ". Jest to film zdecydowanie dla dorosłych... Wystarczyło zobaczyć trailer. Widać jak na dłoni, że jest poniżej normy.
17 grudnia 2011, 09:10
 tkliwa miernota - szkoda czasu i pieniedzy :(
M
mea
17 grudnia 2011, 08:50
No tak, film byłby uroczy i familijny gdyby nie fakt, że oglądając go z dziećmi ( poszłam do kina z nastoletnią córką ) rodzic ma czasem ochotę zapaść się pod ziemię. Scena łóżkowa z Karolakiem i Dygant jest zwyczajnie wulgarna więc trudno nadać temu filmowi etykietkę " świątecznego filmu dla całej rodziny ". Jest to film zdecydowanie dla dorosłych...
M
Maciej
16 grudnia 2011, 20:19
niby dobry, niby ciekawy, ale jak tak człowiek przypatrzy się dokładnie, to niektóre momenty nie dają przykładu dla "prawdziwych świąt i prawdziwej miłości" Jest wiele scen które budzą kontrowersje np. para która znała się jeden dzień odrazu ląduje w łóżku, wyznanie syna że jest gejem.... itd. większość powie - "takie jest życie, norma" , ale zadajmy sobie pytanie czy znając prawdziwe wartości, chcemy być karmieni "sztuczną miłością" czy to co oglądamy utwierdza nas w prawdziwych chrześcijańskich wartościach - wydaje mi się, że coraz bardziej je znieczula ta filmowa "atmosfera świąt"
W
waldi
16 grudnia 2011, 12:33
Fajny film, nie znasz się :P
W
widz
16 grudnia 2011, 11:44
Chyba ,osoba opisująca ten film nigdy go nie widziała.Film,w którym św.Mikołaj zamiast kolędy śpiewa"na na na",w którym nawet w Wigilię supermarkety do nocy pełne są ludzi,film w którym dorosły spotkaną przypadkiem dziewczynkę wiezie kilkaset kilometrów.Jeszcze nie wszędzie polskie święta wygładają tak jak w tym koszmarku.Chyba już więcej nie pójdę na polskie arcydzieła do kina.