Prowokacja czy lustro? O filmie "Raj:wiara"

Kadr z filmu

"Raj: wiara" Urlicha Seidla może być dla każdego widza (szczególnie dla osób utożsamiających się z chrześcijaństwem) filmem o charakterze dydaktycznym. Niczym lustro, w którym należy się przejrzeć, aby nieco spokornieć.

Druga część trylogii austriackiego reżysera, jeszcze zanim pojawiła się na ekranach polskich kin, wzbudzała kontrowersje w gronie krytyków. Niektórzy powiadali, że to film-prowokacja, stworzony właśnie po to, by rozwścieczyć środowiska katolickie.

Niezależnie od oceny czy to wielkie kino, czy jedynie mało oryginalny pamflet, można doszukać się tutaj pewnej funkcji wychowawczej. Abstrahuję zupełnie od intencji autora - nie wiem, czy jego zamiarem było ośmieszenie ludzi wierzących. Wierzę, że chciał zrobić dobry film. Nawet jeśli mój trop zupełnie się nie zgadza z założeniami reżysera i tak "Raj: wiara" posiada swoje znaczenie praktyczne.

DEON.PL POLECA

Film Seidla przedstawia historię Anny Marii, Austriaczki w średnim wieku. Mieszka w schludnym, pedantycznie zadbanym domu. Pracuje w klinice radiologicznej. Cechą, która w szczególny sposób ją wyróżnia, jest wyrazisty, dewocyjny katolicyzm: biczuje się przed krucyfiksem, umartwia się, chodząc na klęczkach i odmawiając różaniec. Niczym typowy prozelita odwiedza rodziny z figurką "Maryi Wędrującej", na siłę wpraszając się do mieszkań. W ten sposób wypełnia swoją misję nawracania Austriaków. Wspólnie z członkami swojej wspólnoty (Legion Najświętszego Serca) uroczyście przysięga, że "Austria znów będzie katolicka". Wszystkie te praktyki wypełnia z żarliwą gorliwością neofity. Z resztą, wszystko wskazuje na to, że okres jej przynależności do wspólnoty religijnej rozpoczął się stosunkowo niedawno.

Jednak w tej pobożnej codzienności pojawia się zgrzyt. Pewnego dnia do domu wraca mąż bohaterki, Nabil - muzułmanin, poruszający się na wózku inwalidzkim. Rozłąka trwała dwa lata. Dla obu małżonków rozpoczyna się gehenna. Anna Maria co prawda przygotowuje Nabilowi posiłki, pierze jego ubrania, pomaga mu w niektórych czynnościach, jednak wolałaby nie mieć z nim nic wspólnego. Rozmowy stara się przekładać "na później". Izoluje się od męża, nie pozwala mu spać we wspólnym łóżku. Nabil początkowo sprawia wrażenie osoby, która szuka porozumienia i czułości. Rozczarowany nieobecnością żony, która codziennie wyrusza na misję ewangelizacyjną z figurą Matki Boskiej, zaczyna domagać się jej uwagi w coraz bardziej brutalny sposób. Szybko okazuje się, że jego wizja relacji małżeńskich nie jest zbyt subtelna - wymaga całkowitego podporządkowania rozkazom męża. Anna Maria żyje jednak w innym świecie, obok niego. Jedna ze scen przedstawia groteskowy obraz: kobieta zimna, uciekająca przed dialogiem, lekceważąca męża, modli się o wybaczenie nie dla siebie, lecz dla niego.

Można by na tym zakończyć i zadowolić się prostą konstatacją o tym, jak karykaturalna i niebezpieczna jest opacznie pojmowana religijność. Każdy zdroworozsądkowo myślący odbiorca przyzna, że nie tak powinna wyglądać wiara chrześcijańska. W tym ujęciu film Urlicha Seidla niczego nie demaskuje, a nawet nie szokuje - nie trudno wyobrazić sobie wykoślawienie dowolnej sfery życia, również religijnej.

Warto jednak wyjść poza tę banalną formułę i potraktować film "Raj: wiara" jak pytanie dotyczące naszej własnej codzienności: Czy rzeczywiście jesteśmy tak różni od głównej bohaterki?

Myślę, że najważniejszą zaletą filmu austriackiego reżysera jest ukazanie pewnej nieprzyjemnej, a jednak rzeczywistej rozbieżności. W życiu bohaterki między sferą deklaracji, a sferą zachowań, istnieje przepaść. Głośno i ostentacyjnie wyznaje swoją wiarę. Przyznaje się do Jezusa i chce być mu wierna. Jednak nie potrafi kochać męża - osoby, która powinna być mu najbliższa. Nabil jest muzułmaninem, jednak sprawa wyznawanej religii niczego nie usprawiedliwia. Domownicy, pomimo wspólnego mieszkania, żyją w światach równoległych. Niby razem, a jednak osobno. Nie usprawiedliwiają się nawzajem. Przeciwnie - dominuje pogarda i oskarżenia.

Jest to trudne doświadczenie, nieobce chrześcijanom. Wyrazem tego mogą być słowa św. Pawła z Listu do Rzymian: "Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. (…) Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę".

Doświadczenie filmowej Anny Marii jest doświadczeniem powszechnym. W filmie zostało ono w pewien sposób przejaskrawione i uwypuklone, być może właśnie po to, aby ukazać dramat ludzkiej egzystencji. To, co deklaruję, to, z czym się utożsamiam, często nijak ma się do tego, co robię na co dzień. Jest to dramat bycia "grobem pobielanym" - rzeczywistość weryfikuje nasze deklaracje i pokazuje rozdźwięk między tym, co jest, a tym, co być powinno. Zewnętrzne praktyki spełniają w tym przypadku dwie funkcje: pozwalają uciec od rzeczywistych problemów, a także maskują prawdziwy obraz człowieka. Nieraz ta niewygodna prawda może być skrzętnie ukrywania. Na gruncie psychologii mowa jest w tym przypadku o dysonansie poznawczym.

Czy trzeba aż niechcianego i uciążliwego muzułmanina inwalidy, aby się o tym przekonać? Może wystarczy, że po raz kolejny bliska nam osoba nie zgasi światła w łazience, aby serdeczne uczucie zastąpił wybuch nienawiści? Nawet jeśli uda się uniknąć kłótni, w głowie pojawia się seria oskarżeń i osądów. Wystarczy małe nieporozumienie, może jedno krzywdzące słowo skierowane w naszym kierunku, aby dostrzec, jak wielka przepaść dzieli "ja powinnościowe" od "ja realnego".

Dobrze jest zatem przejrzeć się w filmie "Raj: wiara". Odnieść historię głównej bohaterki do własnego życia i przekonać się, że te dwie rzeczywistości nie są aż tak różne, jak mogłoby się wydawać. Istnieje natomiast pewne niebezpieczeństwo - potraktować obraz stworzony przez Seidla jako historię ekstremalną, z którą ja nie mam nic wspólnego. Jeśli ktoś nie odnajduje się, przynajmniej w niewielkim stopniu, w doświadczeniu Anny Marii, to znaczy, że albo ma dosyć wybujałe ego, albo mieszka na bezludnej wyspie i nie musi zmagać się z trudami kochania bliźnich oraz wrogów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prowokacja czy lustro? O filmie "Raj:wiara"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.