Jeśliby - za sprawą prohibicji, bądź innym zrządzeniem losu - zamknięto w Irlandii wszystkie piwiarnie, męską część narodu z pewnością dotknęłaby powszechna depresja. Wszak to w pubach Irlandczycy spędzają znaczną część życia, a zwyczaj codziennego raczenia się piwem na dobre wrósł w ich narodową tradycję.
Tłumne odwiedzanie barów piwnych, wywodzących się ze średniowiecznych gospód, tawern i nielegalnych szynków, ma w Irlandii długi rodowód, a nawyk ten utrwalił wiek XIX, kiedy browarnictwo i gorzelnictwo stały się filarem rodzimego przemysłu. Wprawdzie od 1710 r. w Kilkenny produkowano dobre jakościowo Smithwick's Ale, a w przebudowanym klasztorze z XII wieku piwo marki Kilkenny, to dopiero wytwarzane według receptury Arthura Guinnessa i sygnowane jego nazwiskiem piwo typu stout zyskało rzesze wielbicieli, nabywając status narodowego napoju.
Kiedy w 1759 r. Guinness brał w dzierżawę na 9000 lat słabo prosperujący dubliński browar, nie przypuszczał, że nową odmianą napitku podbije świat. Dziesięć lat później do londyńskiego portu zawinęły pierwsze statki z beczkami irlandzkiego piwa. Było czarne, mocne i gorzkie. Intensywny smak oraz świadcząca o jego wysokiej jakości gęsta, kremowa piana zyskały większe uznanie Anglików niż popularny wówczas wśród nich porter. Tak się zaczęło.
Irlandczycy nie od razu rozsmakowali się w ciężkim i gorzkawym smaku nowego piwa. Kiedy zaś to się stało, w wielu rejonach kraju browarnictwo ruszyło pełną parą. Powstające w pierwszej połowie XIX w. bary piwne służyły nie tylko smakowaniu różnych jego odmian, lecz stały się ośrodkami towarzyskiego życia, gdzie spotykała się elita kulturalna, tudzież cyganeria. Były to eleganckie lokale o wiktoriańskich wnętrzach wykładanych mahoniem i marmurem, dekorowane mosiądzem, które - ceniącym sobie kameralność - oferowały zaciszne gabinety. Klimat owych czasów niektóre utrzymały do dzisiaj, nie zmieniając dawnego wystroju.
Tradycyjne irlandzkie puby wyróżniają się jaskrawą fasadą, pomysłowymi szyldami i wielkimi reklamami serwowanego piwa. To miejsca zasadniczo dla mężczyzn. Tak było zawsze. Z niektórymi wiążą się nazwiska sławnych irlandzkich pisarzy i dramaturgów, którzy w ich wnętrzach swój talent topili w pintach piwa, bądź z ich klimatu zaczerpnęli temat dla bestsellerowej książki, czy sztuki. W stołecznych piwiarniach narodziło się wiele talentów muzycznych, które przecieranie ścieżek sławy rozpoczynały od wieczornego w nich pogrywania.
Ile pubów funkcjonuje w całym kraju, tego nikt nie wie. Na wybrzeżu mieszczą się we wnętrzach starych tawern z wiejskimi meblami, kominkiem i drewnianym belkowaniem lub w wiekowym sklepiku z ladą i typowym dla niego wyposażeniem. W mieścinach na odludziu, gdzie nie powstały piwiarnie z prawdziwego zdarzenia, ich rolę przejęły gospody i sklepy spożywcze z wyszynkiem. W dni świąteczne, kiedy rozbrzmiewają muzyką na żywo, wiejskie bary są zatłoczone bardziej niż sąsiadujący z nimi kościół. Ta popularność nie dziwi, skoro są miejscem skupiającym życie kulturalne i polityczne okolicy, gdzie stali bywalcy wiodą głośne dysputy, dzieląc się zasłyszanymi nowinkami. Właśnie dzięki wiejskim pubom przetrwała tradycyjna muzyka irlandzka, gdyż w latach 60. ubiegłego wieku jej wielki powrót zaczął się od prowincji. Wypicie zaś w takim miejscu szklanicy doskonałego piwa dla podróżującego obcokrajowca staje się prawdziwą frajdą. A, że dobre bary są wszędzie, trzeba mieć wyjątkowego pecha trafiając do ponurej i pustawej gospody, w której jedynymi dźwiękami są głosy dochodzące z telewizora.
Amatorom piwa rajem wyda się miasto Kilkenny, a w nim "The Marble City Bar", najautentyczniejszy pub o edwardiańskiej fasadzie i przytulnych wnętrzach. To najlepszy i najsłynniejszy lokal w mieście. Nie mniej znany jest "Tynan's Bridge Bar" zachowujący wystrój dawnego sklepu, a godne polecenia - ze względu na specyficzny nastrój - są piwiarnie ulokowane w oryginalnych wnętrzach XVII-wiecznych tawern. Donośnym głosom wtóruje muzyka ludowa, blues, jazz, bluegrass lub reggae. Tu i ówdzie prezentują się komicy, na klubowej scenie odbywają się przedstawienia i pokazy irlandzkiego tańca, występują gwiazdy country. Kiedy do odtwórców ballad dołączają się uczestnicy wieczoru, zabawa przeradza się we wspólne muzykowanie.
Dublińskie puby nieprzerwanie rozbrzmiewają muzyką, a ożywiona atmosfera utrzymuje się do późnej nocy. To najhałaśliwsze, a do czasu wprowadzenia w nich zakazu palenia tytoniu najbardziej zadymione miejsca, gdzie każdego dnia o różnych porach miejscowi artyści prezentują odmienne style muzyki, często w kilku salach jednocześnie. O uroku piwiarni decyduje głównie jej staroświecki wystrój: polerowane drewniane bary, meble, pamiątki z dawnych lat, celtyckie bądź secesyjne malowidła na ścianach, witraże.
W stolicy doliczono się ponad osiemset barów i pubów. Najlepsze spotyka się w dzielnicy Temple Bar, a zaletą każdego są spontaniczne sesje muzyczne i doskonali wykonawcy. Najstarszym pubem w Dublinie jest "The Brazen Head", w którym bywał James Joyce. Pochodzi z XVII w., a kontynuuje tradycje gospody działającej w jego miejscu od 1198 r. Maleńki "Doheny and Nesbitt", do którego chętnie zaglądają dziennikarze z Irish Times, pyszni się stylowym wnętrzem w mosiądzu i mahoniowym drewnie, zaś pub "Mulligen's", założony w 1782 r., zasłynął najlepszej jakości Guinnesem. Bo też, co by o Irlandii mówić, każdemu kojarzy się ona z tym najsłynniejszym na świecie piwem, zaś o jej mieszkańcach powszechnie wiadomo, że trudno im zachować umiar w spożywaniu trunków.
Rodzima whiskey i lejące się litrami piwo rozluźniają atmosferę, zabawa zaś i swobodny nastrój sprawiają, że panowie w barach przesiadują chętniej niż we własnym domu. Całą o nich prawdę ujawnia reklama jednego z właścicieli znanego baru: "W moim lokalu wielu dżentelmenów zapiło się na śmierć, ale żaden nie poskarżył się na złą jakość wypitych w nim trunków".
Źródło: Jak Arthur Guinness rozpił rodaków, www.dziennikpolski.pl
Skomentuj artykuł