Lud Garifuna

(fot. Adalberto.H.Vega /flickr.com)
Jan Gać / Posłaniec Serca Jezusowego / slo

Tradycja ludu Garifuna trafiła na Listę Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO dopiero w 2001 roku, ale wciąż jest przekazywana kolejnym pokoleniom czarnych Karibów.

Między budami krytymi blachą znalazłem na przystani Puerto Barrios kilka łodzi oczekujących na pasażerów. Wybrałem jedną z nich, gotową już do drogi. Sternik o kasztanowej cerze włączył silnik i pełną mocą ruszyliśmy w godzinny rejs wzdłuż wybrzeża gwatemalskiej prowincji Izabal. Nie ma bowiem lądowej drogi do Livingston, miasta czarnych Karibów, wciśniętego w bezludny zakątek między południową granicę Belize i uchodzącą do Morza Karaibskiego Rio Dulce.

Parno i gorąco, nawet przy wirującym powietrzu pędzącej łodzi bez pokładu. Spokojną toń wody w karaibskiej zatoce Bahia de Amatique mąci tylko na moment nasz silnik. W oddali, z prawej burty, rysuje się wybrzeże wychodzącego w morze półwyspu. Tymczasem trzymamy się zachodniego wybrzeża, całkowicie płaskiego, porośniętego gąszczem lasu palmowego z zarysem Montañas del Mico na horyzoncie, gór pokrytych tropikalną roślinnością i wypiętrzonych ponad 1200 m n.p.m. Do Livingston docieramy krótko przed zmierzchem, który na szerokości szesnastego równoleżnika zapada natychmiast.

Liczące niewiele ponad 10 tysięcy mieszkańców miasto aż drgało od gorących, karaibskich melodii, dochodzących prawie z każdego jego zakątka, z każdego baru. A przecież to nie okres karnawału. Dominują grzechotki, wtórują im bębny, raz o niskiej, to znów wysokiej tonacji, i tak na przemian. Muzyce nieodłącznie towarzyszy śpiew, zawsze zespołowy, o rytmie żywym, dynamicznym i tanecznym. To muzyka ludu Garifuna, czarnych Karibów. Za dnia rozejrzałem się po mieście. Domki parterowe, najczęściej z malowanych na kolorowo desek, kryte zwykle blachą, której zastosowanie w tropikach budzi moje zdumienie. Przecież ta blacha się nagrzewa, źle izoluje, a przy ulewnych deszczach dźwięczy uporczywym dudnieniem, nie mówiąc już o łuszczeniu się farby pokryciowej i rdzewieniu jej powierzchni. Gdzież te kryte strzechą palmową kształtne dachy, przez wieki przystosowane do warunków gorących klimatów!

DEON.PL POLECA

Spaceruję w górę i w dół główną ulicą miasta, jedyną handlową, pełną sklepów, niestety też z wszędobylskim plastikiem w wyrobach pochodzących z Chin. Ale są i towary miejscowego rzemiosła, a także ludowe, te drugie jakże wyszukane, świadczące o kreatywności miejscowych rękodzielników, którzy z orzecha kokosowego potrafią wyrabiać cudeńka. Ale skąd w hiszpańskojęzycznej Gwatemali wzięła się brzmiąca z angielska nazwa miasta? Nadano mu ją dla uczczenia Edwarda Livingstona, amerykańskiego polityka i prawnika, który na początku XIX wieku opracował zbiór praw dla powstającego podówczas tworu państwowego pod nazwą Zjednoczonych Prowincji Ameryki Środkowej. Spodziewano się, że tak jak Stany Zjednoczone Ameryki Północnej czy Stany Zjednoczone Meksyku, tak i to państwo ma szansę na przetrwanie. Oczekiwania nie sprawdziły się, sztucznie modelowany twór rozpadł się na szereg drobnych państewek Ameryki Centralnej.

Do Livingston przyjeżdża się nie tylko dla egzotyki i piękna tropikalnego zakątka gwatemalskiej ziemi. W końcu podobne walory znaleźć można w tuzinach innych miejsc. Do Livingston przyjeżdża się w celu poznania ludu Garifuna, ich kultury, języka, wierzeń, głównie zaś ich muzyki. Kim są ci ludzie, których w kontaktach z obcymi cechuje otwartość, a na ciemnych twarzach maluje się radość - cecha tak obca ludziom naszego świata zatroskanym w gonitwie za sukcesem, uznaniem i majątkiem? Skąd się wzięli na gwatemalskiej ziemi?

Ich początki sięgają 1635 roku, kiedy dwa hiszpańskie okręty wiozły z Afryki murzyńskich niewolników do Ameryki. Podczas sztormu okręty rozbiły się u brzegów Saint Vincent, wyspy w archipelagu Małych Antyli.

Szczęśliwie uratowali się rozbitkowie. Niebawem rozproszyli się po wyspie i zamieszkali na niej jako ludzie wolni. Z upływem czasu, bo transport niewolników składał się w większości z mężczyzn, zmieszali się oni z ludnością tubylczą, biorąc za żony tutejsze kobiety. Ludność miejscowa, doświadczeni żeglarze i zręczni budowniczowie morskich łodzi - Karibowie - zasiedlali Saint Vincent i okoliczne wyspy od około roku 1200, migrując na nie z dorzecza rzeki Orinoko w dzisiejszej Wenezueli. Na mocy traktatu w Paryżu, podpisanego w 1763 roku, francuską Saint Vincent przejęli Anglicy, którzy natychmiast przystąpili do wprowadzania nowych, angielskich porządków na wyspie. To spotkało się z powszechnym oporem, głównie ze strony czarnych Karibów, potomków afrykańskich Murzynów, których Anglicy próbowali obrócić w niewolników i zmusić do pracy na swych plantacjach. Przeradzający się w otwarte wojny opór trwał aż do 1796 roku, kiedy wyczerpane konfliktem strony poszły na ustępstwa.

Anglicy rozdzielili mieszkańców wyspy podług koloru skóry. Czerwoni Karibowie, czyli autochtoni, mogli pozostać na wyspie, natomiast czarnych Karibów deportowali na znajdującą się pod hiszpańską administracją wyspę Roatan u wybrzeży Hondurasu. Wyspa okazała się zbyt mała dla tak wielu przesiedleńców, dlatego wielu z nich przedostało się na ląd stały, by zamieszkać na Wybrzeżu Moskitów, leżącym na terenie dzisiejszej Nikaragui. Stamtąd powędrowali do Hondurasu i Gwatemali, niezmiennie trzymając się wschodniego wybrzeża tych krajów. O ile kultura czerwonych Karibów przepadła wraz z nimi samymi bezpowrotnie na wyspach karaibskich, o tyle kultura czarnych Karibów - ludu Garifuna - nie tylko trwa, ale rozwija się. Bo zdołali zachować własną tożsamość. Nie ulegli Anglikom. Do dziś w większości wyznają katolicyzm, jakkolwiek z dużą domieszką wierzeń pierwotnych. Stworzyli własną mowę, a ta jest mieszaniną kilku języków: narzecza arawak znad Orinoko, będącego pamiątką po ich pobycie na wyspie Saint Vincent, dialektu miejscowych Majów Kekczi, wreszcie wpływów francuskich, hiszpańskich i angielskich. Ich populację szacuje się na ponad pół miliona w krajach Ameryki Łacińskiej.

Jan Gać - historyk, fotografik, podróżnik, przewodnik grup pielgrzymkowych i turystycznych; autor książek i artykułów historycznych, religijnych, podróżniczych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lud Garifuna
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.