Grzech przejął kontrolę nade mną. Ocaliła mnie... schola
To, co w tamtej chwili sobie myślałam, przekracza ludzkie pojęcie. Byłam taka zdenerwowana, że przeszkadzało mi dosłownie wszystko. Nieustannie w głębi duszy zadawałam sobie pytanie: "Co ja tu robię?!".
Był taki czas w moim życiu, kiedy to GRZECH przejął kontrolę nade mną. Potrafiłam przez dobre pół roku nie przystępować do Komunii Świętej. Pytanie: "Dlaczego? Przecież wychowywałaś się w rodzinie katolickiej, co niedzielę chodziłaś do kościoła, współtworzyłaś liturgię poprzez śpiew. Zawsze wiedziałaś, że grzech jest zły. Czemu nie poszłaś do spowiedzi? Dlaczego…? W końcu wierzysz w Boga!". Odpowiedź jest prosta. Po prostu się bałam. Tu od razu przypomina mi się zdanie, które usłyszałam na pewnym zjeździe dla młodzieży: "Kiedy grzeszymy, wstydu nie ma. Co najwyżej mogą być wyrzuty sumienia, że tak łatwo dajemy się sprowadzić na złą drogę. Kiedy jednak przychodzi czas spowiedzi, szatan specjalnie potęguje w nas wstyd, żebyśmy oddalili się od Boga". Tak samo było w moim przypadku…
Pierwsza styczność ze scholą miała miejsce po tym, jak moja siostra wróciła z oazy. Na niej to poznała ks. Mateusza Ociepkę, który zachęcił ją do przyjścia na próbę. Kiedy opowiedziała mi o tej propozycji, z brakiem zainteresowania rzuciłam tylko "Aha". Tak minęły 2 tygodnie, a siostra nieustannie namawiała mnie, żebym chociaż poszła zobaczyć, jak to wygląda. Zło doprowadziło mnie do takiego stanu, że nie chciałam mieć kontaktu z żadnymi tego typu grupami. Miałam przekonanie, że będzie to jedna wielka nuda. W końcu, ale bardzo niechętnie (z powodu namolności siostry), zgodziłam się.
Próba odbyła się w nietypowym miejscu, bo w domu Ruchu Światło-Życie. W pierwszej chwili czułam się tak, jakby nas w ogóle nie było, ponieważ członkowie scholi jakoś niespecjalnie zwracali na nas uwagę. Jak się później okazało, było to spowodowane przygotowaniem niespodzianki urodzinowej dla ks. Mateusza. To, co w tamtej chwili sobie myślałam, przekracza ludzkie pojęcie. W końcu specjalnie przyjechałam na próbę, a tu się okazuje, że jej nie ma! Byłam taka zdenerwowana, że przeszkadzało mi dosłownie wszystko: to, że po raz drugi muszę być na mszy św. (ponieważ msza św. była zorganizowana dla księdza w kaplicy), to, że zamiast zwykłego "Sto lat" śpiewamy coś, czego nie znam - w dodatku po łacinie ("Plurimos annos"), a co gorsza, że muszę udawać niezmierne zadowolenie. Pamiętam, że na sam koniec poszliśmy na tamtejszą aulę i zaśpiewaliśmy dwie pieśni. Dosłownie DWIE. Z racji tego, że posiadam wykształcenie muzyczne, miałam jeszcze wiele zastrzeżeń a propos tego, w jaki sposób przebiega próba. Nieustannie w głębi duszy zadawałam sobie pytanie: "Co ja tu robię?!".
Na kolejne próby siostra musiała mnie wyciągać siłą - i to dosłownie. Jednak… z biegiem czasu, nawet sama nie wiem kiedy, próby stały się dla mnie czymś miłym. Jestem pewna, że to przez Ducha Świętego, który był, jest i będzie obecny pośród nas, kiedy się spotykamy i śpiewamy na Jego chwałę. Tak sobie teraz myślę… Jaki Bóg jest niezwykły, że znalazł miejsce w moim grzesznym sercu, aby je dotknąć i poruszyć. Jak niewiele trzeba było, aby mógł zacząć działać, bez naruszania mojej wolnej woli. A to wszystko tylko przez to, że stopniowo zaczęłam otwierać się na Słowo, które zawarte jest w pieśniach… Pan posłużył się moją siostrą, księdzem i każdym członkiem scholi, żebym mogła nauczyć się pokory i zaczęła Go poznawać jako miłosiernego i kochającego Ojca. Jednak to nie doprowadziło mnie jeszcze do pełnego nawrócenia…
(fot. KSW FOTO / Krzysztof Świtalski)
Pamiętam jedną sytuację, która radykalnie obróciła moje patrzenie na samą siebie. Było to sekundy po tym, jak zgrzeszyłam. To obrzydzenie do samej siebie, świadomość popełnionego błędu, a jednocześnie przekonanie o nieskończonej miłości Boga względem mnie doprowadziło do sytuacji, że zaczęłam płakać jak dziecko. Wzięłam w ręce obrazek Pana Jezusa, padłam na kolana i wydusiłam z siebie proste słowa: "Jezu, przytul mnie". Trzymając go, wpatrywałam się w Jego oczy. Miał taki kochający wzrok. Czułam w sercu, jak Jezus mówi do mnie: "Nie bój się! Przecież Ja cię kocham. Jestem z tobą. Oddaj Mi wszystko, co złe, a przejdziemy przez to razem"… Jeszcze tego samego dnia poszłam do kościoła i wyznałam wszystkie moje winy, jakie wyrządziłam Bogu.
To świadectwo nieustannie przypomina mi, jak wielki skarb Bóg dał mi tu, na ziemi - WSPÓLNOTĘ. Odwaga do przełamywania słabości, wrażliwość, wzrastanie w wierze i nieustające poczucie Jego miłości to ich zasługa - mojej kochanej scholi. Dają mi niezwykłą siłę, a co więcej - kopa do działania! Teraz cały tydzień czekam na to, aby móc spotkać się z moimi przyjaciółmi i wspólnie pośmiać się, porozmawiać, pośpiewać, a co najważniejsze doświadczać Jego obecności.
Jesteśmy wspólnotą, która działa już od 7 lat. Założył ją ks. Mateusz Ociepka, który wraz z grupą amatorów postanowił śpiewać na chwałę Bożą. To właśnie on sprawuje pieczę nad duchowością scholi, próbami, a przy tym jest głównym pomysłodawcą wszelkich aktywności. Jako schola liturgiczna mamy na celu szerzyć piękno muzyki kościelnej, zwłaszcza liturgicznej za pomocą talentów, które otrzymaliśmy, ale również pokazać, iż śpiewem można się modlić. Mimo iż większość naszego czasu przeznaczamy na wychwalanie Boga w kościołach, to bierzemy również udział w wielu akcjach społecznych. Chcemy dzięki temu otwierać się na ewangelizację, która niesie niezwykłe owoce, chociażby przez to, że jest wyrażana poprzez muzykę.
(fot. KSW FOTO / Krzysztof Świtalski)
Niejednokrotnie widzieliśmy, jak Bóg dotykał serc ludzi, poprzez treści, na jakie się otwierali. Z własnego doświadczenia wiem, iż śpiewanie w zakładach karnych czy domach pomocy społecznej jest nie tylko oczyszczające dla tych ludzi, ale również dla nas jako scholi. Widząc wzruszenie w oczach słuchających czy też szczęście na ich twarzach, zdajemy sobie sprawę, że to nie my, ale Bóg jest sprawcą tych cudów. Jesteśmy narzędziami w Jego rękach, a dzięki temu możemy nieść innym radość i dawać świadectwo wiary wobec innych ludzi i siebie nawzajem.
Piękną tradycją naszej scholi jest objazd po parafiach w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę. Jest to tzw. modlitwa przy Grobach Pańskich. Polega ona na włączaniu się poprzez śpiew naszej scholi w modlitwę i adorację Najświętszego Sakramentu w różnych kościołach Częstochowy. Śpiewając najpiękniejsze z możliwych (w moim odczuciu) pieśni pasyjne, pomagamy zgromadzonym w przeżywaniu Męki Pańskiej. Jest to również dla nas głębokie przeżycie. Sama świadomość służenia w takiej chwili Chrystusowi, który oddał za każdego z nas życie na Krzyżu, jest niemożliwa do opisania…
Śpiewamy głównie w Częstochowie, ale chętnie pojawiamy się także w innych miastach, miejscowościach czy wsiach, gdzie współtworzymy liturgię poprzez nasz śpiew. Staramy się jednak, aby podążała za tym konkretna intencja, tzn., aby modlić się w sprawach istotnych dla Kościoła oraz społeczeństwa. Wierzymy, że będąc w tym jednością, jesteśmy w stanie zdziałać dużo więcej!
***
Schola liturgiczna "Domine Jesu" powstała w Częstochowie w listopadzie 2011 r. Założycielem i dyrygentem zespołu jest ks. Mateusz Ociepka. To grupa ludzi, którzy śpiewem uwielbiają Boga. Współtworzą także piękno liturgii zaślubin i innych uroczystości kościelnych. Ich oficjalny profil można znaleźć na Facebooku.
* * *
W ostatnim czasie pojawiło się sporo złych wiadomości o katolikach i Kościele. Media tak mają, że skupiają się na złu i sensacji. Chcemy jednak dawać prawdziwy obraz, pokazać dobro, które płynie z Kościoła. Czy znasz jakieś dobre historie? Znasz fajnego księdza lub robicie coś fajnego przy parafii lub ze wspólnotą? A może przeżyłeś coś takiego, co zmieniło twoje życie? Napisz do nas (kliknij tutaj lub w baner) >>
Skomentuj artykuł