Obie przyszły na świat wiele dni po śmierci matek. Ich narodziny przejdą do historii
Internet zdominowały niedawno dwie informacje o porodach, które miały miejsce po śmierci mózgu matek. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku przyszły na świat zdrowe dziewczynki.
Pierwszy przypadek wydarzył się w czeskim Brnie. Lekarze odebrali poród od kobiety, u której w 15. tygodniu ciąży stwierdzono śmierć mózgu. Jak informuje portal "misyjne.pl", "ta historia może się okazać najdłuższą udaną próbą utrzymania ciąży u kobiety ze śmiercią mózgową".
Kobieta trafiła do szpitala z ciężkim udarem. Wkrótce stwierdzono u niej śmierć mózgu. Lekarze postanowili jednak walczyć o życie dziecka. Matka została podłączona do aparatury podtrzymującej życie, a więc dotleniającej organizm i dbającej o prawidłową gospodarkę hormonalną oraz przepływ krwi. Personel zadbał nawet o to, by u kobiety stymulować ruch nóg, przypominający spacery. W efekcie, w 34. tygodniu ciąży przyszła na świat zdrowa dziewczynka, którą zajmie się ojciec.
Drugi przypadek miał miejsce w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, do którego trafiła kobieta w 21. tygodniu ciąży. Podobnie jak poprzednio, u matki stwierdzono śmierć mózgu.
"Natomiast organizm cały czas funkcjonował, oczywiście z pomocą lekarzy" - powiedział prof. Hubert Huras, kierownik oddziału położnictwa i perinatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. "Daliśmy temu dziecku szansę, aby mogło się rozwijać wewnątrzmacicznie, pomimo że jego matka już fizycznie nie żyła" - dodał lekarz, cytowany przez "polskatimes.pl".
Jak informuje portal, dziadkowie dziecka czuwali nad nim, śpiewali mu kołysanki i mówili do brzucha. Decyzję o wykonaniu cesarskiego cięcia podjęto po 56 dniach od śmierci matki. Na świat przyszła zdrowa dziewczynka, która jest już w domu.
Kościół uważa, że tzw. uporczywa terapia, która jest sztucznym przedłużaniem życia, wiąże się z cierpieniem i jest podejmowana w przypadku bliskiej i nieuchronnej śmieci, nie jest dobrym wyjściem. "Uporczywa terapia to - mówiąc skrótowo - terapia nieuzasadniona, która nie służy ogólnie pojętemu dobru pacjenta, lecz sztucznie przedłuża proces jego nieuchronnego umierania. Powiększa przez to cierpienia, nie przynosząc pożądanego efektu" - tłumaczy ks. Andrzej Muszala w "Posłańcu Serca Jezusowego". W przypadkach obu kobiet, w grę wchodziło jednak życie dzieci. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Skomentuj artykuł