Liczyli się tylko słuchacze

Liczyli się tylko słuchacze
Annę German nazywano Aniołem, nie tylko dlatego, że była piękna. Nawet nie dlatego, że miała wielki talent muzyczny i piękny głos. Przede wszystkim - miała bardzo piękne wnętrze. (fot. PAP/ Stanisław Czarnogórski)

Mija 31. rocznica śmierci jednej z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej oryginalnych polskich piosenkarek - Anny German. Zmarła przedwcześnie, w wieku 46 lat, na nieuleczalną chorobę, 25 sierpnia 1982 roku. Jej melodyjne piosenki nadal zachwycają słuchaczy - charakterystyczną barwą głosu i "tym czymś", co trafia natychmiast do serc. Fenomen artystki pokazał serial "Anna German", który niedawno gromadził przed telewizorami po 6 mln widzów co tydzień.

Anna German przyszła na świat 14 lutego 1936 roku w Urgenczu, w Uzbekistanie (główna ulica nosi tam teraz jej imię). Mama, Irma, była z pochodzenia Holenderką; ojciec Eugen (Eugeniusz), urodził się w Łodzi, w małżeństwie Anny Balach i Friedriecha Germana. Z Ukrainy, gdzie przeniósł się z rodzicami, zesłano go do obozu pracy w głębi ZSRR. Eugen i Irma trafili do Urgencza, uciekając przed NKWD. Rok po narodzinach dziecka aresztowano Eugena; a wkrótce - rozstrzelano.

DEON.PL POLECA

Mając 10 lat przyszła gwiazda estrady przyjechała z mamą i babcią do Polski. Tu, we Wrocławiu, założyły dom. Trudne doświadczenia i zasady wpojone przez babcię, głęboko wierzącą w Boga mennonitkę (wyznanie protestanckie, jeden z nurtów anabaptyzmu powstały w Holandii w XVI w.) miały ogromny wpływ na system wartości Anny, położyły fundament "pod budowę" życia. W środowisku artystycznym była znana z takich cech, jak: delikatność, życzliwość, skromność, sumienność, pracowitość. Nie ulegała presji otoczenia, stylowi życia przyjaciół z "branży". Nie piła, nie paliła, nie plotkowała, nie okazywała zazdrości, nie było w niej sztuczności czy pozy, "artystycznego narcyzmu". W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych jej twarz zdobiła przecież okładki kolorowych magazynów w bardzo wielu krajach. Anna German konsekwentnie chroniła prywatność swoją i rodziny. Nie zabiegała o sławę - po prostu kochała śpiewać. Dzieliła się z innymi.

Była wszechstronnie uzdolniona: malowała, pisała (jest autorką książki "Wróć do Sorrento"), grała w filmach, komponowała, śpiewała... w siedmiu językach. Ukończyła geologię na Uniwersytecie Wrocławskim, lecz jej drogą okazał się śpiew. Sopran Anny German określany jako lirico-spinto (najrzadziej spotykany głos kobiecy) podbijał publiczność na polskich (w tym Opole, Sopot) i zagranicznych (w tym San Remo i Neapol) festiwalach. Wydawała płyty, podróżowała z koncertami. Po wypadku samochodowym we Włoszech, jaki miał miejsce 28 sierpnia 1967 roku, ponad dwa lata walczyła o powrót do sprawności i pracy na scenie. Towarzyszył jej w tym mąż. Przeszli wspólnie spektakularne sukcesy i chwile najtrudniejsze, dając przykład ponadczasowej miłości. Budzi ona podziw - zwłaszcza w czasach kryzysu relacji małżeńsko-rodzinnych.

Zapytałam męża, Pana Zbigniewa Tucholskiego, czy po emisji serialu widzi większe zainteresowanie piosenkami Anny German. "Tańczące Eurydyki" śpiewała pół wieku temu, to dużo. Większość przebojów muzycznych należy do danej epoki, po czym zalega w archiwach. Powiedział: Po okresie przemian rozpoczętych w 1989 roku dysponenci programów telewizyjnych i radiowych zmienili swoje priorytety. Odłożyli na później pewnych wykonawców, zaczęła się fascynacja muzyką z całego świata. To spowodowało, że zainteresowanie twórczością Anny German wydaje się wzbudzone dopiero tym serialem.  Jej piosenki zostały wyeksponowane, co się przekłada na liczbę słuchaczy, która rzeczywiście wzrasta. Młodzież, a nawet małe dzieci, sięgają teraz do jej twórczości.

Duże znaczenie ma dobór repertuaru. Kto wybierał piosenki?

- Zbigniew Tucholski: Autorzy tekstów, wierszy, znali priorytety Anny i dostosowywali do nich propozycje. Teksty wybierała sama, ze zbiorów poezji, z książek, z przypadkowych publikacji - choćby w gazecie. A kompozytorzy też wiedzieli, która nuta ma być forte itd.. To jest obszerny temat, jak powstaje utwór, jak funkcjonuje rynek muzyczny.

Którą z piosenek Pan lubi najbardziej - jeśli taka jest? Zbigniew Tucholski: Mam w sumie około 300 utworów - wszystkie lubię, wszystkie kocham. Ale jeśli trzeba się na coś zdecydować, to szczególnie lubię piosenkę, którą Ania często śpiewała: "Noc nad Mekongiem". W pięknej aranżacji z fortepianem, w klimacie wschodnioazjatyckim. Ta piosenka bardzo prostymi słowami mówi o miłości do ojczyzny. To najbardziej skondensowana, "Oda do Ojczyzny".

Stefan Rachoń, znakomity dyrygent, twórca Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji, która często grała z solistami, stwierdził, że "Według jej głosu można stroić instrumenty". Przez kolegów i krytyków nazywana "Aniołem", "Elfem", z takim samym powodzeniem śpiewała w Europie po obu stronach żelaznej kurtyny, jak w Stanach Zjednoczonych i Australii. 

Gdzie najbardziej lubiła występować? - dopytuję.

- Zbigniew Tucholski: Wszędzie dobrze jej się śpiewało, Równie chętnie jak w Australii śpiewała w rzeszowskim więzieniu. Liczyli się tylko słuchacze, jak ją odbierają. Nie miało znaczenia, czy to był Royal Festival Hall w Londynie, sala Olimpii w Paryżu, czy fabryka butów gdzieś w południowo-wschodniej Polsce. Ważna była więź piosenkarki i odbiorców, która wytwarza się poprzez repertuar, wykonywanie, towarzyszący podkład muzyczny. To jest cały zaspół czynników: słowo, muzyka, wykonanie i słuchacze.

Annę German nazywano Aniołem, nie tylko dlatego, że była piękna. Nawet nie dlatego, że miała wielki talent muzyczny i piękny głos. Przede wszystkim - miała bardzo piękne wnętrze.

Kilka miesięcy przed śmiercią, po doświadczeniu mistycznym, przyjęła chrzest w obrządku babci - Adwentystów Dnia Siódmego. Mówiła, że jeśli wyzdrowieje, będzie śpiewać już tylko psalmy, tylko dla Boga. Teraz śpiewa razem z Aniołami. Nam zostawiła nagrania. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Liczyli się tylko słuchacze
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.