Przeżywałem kryzys wiary. Wszystko się zmieniło, gdy posłuchałem tej muzyki

(fot. Warner Bros / youtube.com)

Przed tym, jak po nią sięgnąłem, przeżywałem chwilowy kryzys; duchowa rzeczywistość wydawała się odległa i niedostępna. Udało się to zmienić dzięki... muzyce filmowej.

Muzyka z "Władcy Pierścieni" zachwyciła mnie kilkanaście lat temu, po premierze filmu. Słuchałem jej wtedy bardzo często. Entuzjazm związany z ekranizacją trylogii J. R. R. Tolkiena wyczerpał się jednak po obejrzeniu "Powrotu króla" - ostatniej części trylogii. Naturalnie, zacząłem coraz rzadziej sięgać po soundtrack z filmu. Ostatnio, zupełnie przez przypadek, sytuacja się zmieniła.

Podróżując do domu rodzinnego, od jakiegoś czasu wybieram mało uczęszczany skrót. Droga omija kilka miejscowości i znika na kilka kilometrów w gęstym lesie. Wjeżdżając do niego, wielokrotnie łapałem się na tym, że żywa muzyka, której lubię słuchać w samochodzie, nie pasowała do otaczającej przyrody. Zwykle ściszałem wtedy radio albo szukałem innego albumu. Gdy ostatnio przewijałem bibliotekę w poszukiwaniu odpowiednich dźwięków, mój kciuk stuknął dawno nie odsłuchiwany soundtrack z "Drużyny Pierścienia" - pierwszej części trylogii.

Autorem muzyki jest kanadyjski kompozytor Howard Shore, który w 2002 otrzymał za nią pierwszego w swoim życiu Oscara. Kolejne dwie statuetki zdobył dwa lata później za muzykę i piosenkę końcową do ostatniej części "Władcy" - "Powrotu króla".

DEON.PL POLECA

W 2017 roku Shore odwiedził Polskę. Zapytany o to, co jego zdaniem świadczy o wyjątkowości muzyki z "Władcy Pierścieni", odpowiedział:

Choćby to, że cały czas, po tylu latach, o niej opowiadam (…). Napisałem na potrzeby tej trylogii około dwunastu godzin muzyki, a do "Hobbita" kolejne dziewięć, łącznie więc ponad dwadzieścia. Jest ona cały czas wykonywana na koncertach, zarówno w całości, w trakcie projekcji filmów, jak i bez obrazu (źródło: kultura.onet.pl).

Wygląda na to, że muzyka z "Władcy Pierścieni" stała się czymś więcej niż zwykłym soundtrackiem. Wszystko dlatego, że Tolkien stworzył coś nieprawdopodobnego - świat z własną historią i kulturą, w którym toczy się odwieczna walka dobra ze złem. "Władca Pierścieni" - podobnie jak inne dzieła Tolkiena - opowiadają o tej walce w sposób, który z jakiegoś powodu nie przedawnił się, mimo upływu 63 lat od pierwszego ukazania się powieści, a dzięki stworzonej przez Petera Jacksona ekranizacji, historia Śródziemia została odkryta na nowo. Chociaż o filmowej trylogii można pisać bez końca - jej klimat i realizacja całkowicie są tego warte - na szczególną uwagę zasługuje właśnie muzyka. Co takiego wydarzyło się w czasie jej słuchania, że postanowiłem się tym z wami podzielić?

Świat przedstawiony we "Władcy Pierścieni" jest zaskakująco podobny do naszego. Zarówno w wymyślonej przez Tolkiena krainie, jak również w naszej rzeczywistości siły dobra i zła wciąż przenikają serca żyjących w nich stworzeń. Różnica polega tylko na tym, że my zostaliśmy już odkupieni przez Jezusa Chrystusa, a we "Władcy Pierścieni" - ostateczne zwycięstwo dobra nad złem jeszcze nie nastąpiło.

Ścieżka dźwiękowa z "Drużyny Pierścienia" zaciera granice między naszymi światami. Słuchając jej w otoczeniu przyrody, można stracić poczucie rzeczywistości i dać się ponieść fantazji.

Początek płyty jest mroczny. "The Prophecy" to utwór otwierający album; bardzo tajemniczy i niepokojący. Słuchając "Concerning Hobbits", na moment da się zapomnieć o strachu, ale później - mrok gęstnieje znowu. "The Shadow of the Past" to chyba najbardziej budzący grozę utwór - właśnie w nim po raz pierwszy pojawia się motyw Saurona - władcy ciemności oraz jego sług - Nazgûli; wątek ten będzie rozwijany w kolejnych częściach trylogii - "Dwóch wieżach" i "Powrocie króla".

Właśnie wtedy po raz pierwszy poczułem dreszcze. Duchowość jest częścią mojej rzeczywistości i chociaż często o niej zapominam, walka między siłami światła i ciemności toczy się również w moim sercu. O rozeznawaniu duchów pisał św. Ignacy Loyola, a to, że wpływ na nasze życie mają zarówno siły dobra, jak i zła, nie jest żadną tajemnicą. Co więcej - to, jakim siłom ulegamy, może zadecydować o naszym zbawieniu.

"Many Meetings" i "The Council of Elrond" to utwory opisujące wydarzenia w Rivendell - siedzibie Elronda - "Ostatnim Przyjaznym Domu na wschód od Morza". Dzielą one album na połowę; po raz drugi budowana jest pozytywna atmosfera. W "Drużynie Pierścienia" - podobnie jak w życiu - przychodzą krótkie okresy odpoczynku i ładowania akumulatorów, pozostawienia trosk gdzieś daleko w tyle. Jest to również moment spotkania dawno nie widzianych przyjaciół. Jak bardzo takie chwile potrafią dodać sił!

Po Rivendell bohaterowie ruszają dalej; kolejnym etapem ich wędrówki są kopalnie Morii. Przeprawa przez mroczną i pogrążoną w chaosie krainę - niegdyś tętniącą życiem - wyrażona jest w utworach "A Journey in the Dark" oraz przyprawiającym o gęsią skórkę "The Bridge of Khazad Dum". Wtedy ma miejsce upadek Gandalfa - mędrca, który spajał całą Drużynę. Co dzieje się w naszym życiu, gdy brakuje wśród nas pasterza, na którym zawsze mogliśmy polegać? Dalej jesteśmy wspólnotą czy ulegamy podziałom, podobnie jak stało się to w przypadku Drużyny Pierścienia?

Po przeprawie przez Morię, pogrążeni w żałobie bohaterowie trafiają do Lorien - siedziby Celeborna i Galadrieli. Chociaż król i królowa Elfów chcą za wszelką cenę ocalić jedność bohaterów, obecność niesionego przez Hobbita Pierścienia - a więc tego, co w naszej rzeczywistości moglibyśmy określić synonimem zła - coraz bardziej osłabia Drużynę.

"The Breaking of the Fellowship" to utwór, który zamyka film i pieczętuje rozpad Drużyny. Śmierć jednego z bohaterów oraz wzięcie do niewoli kojonych dwóch to konsekwencje ulegania sile Pierścienia. Chociaż pierwsza część trylogii kończy się tragicznie, dopóki bohaterowie są wierni swojej misji, ciągle jest nadzieja.

Ścieżka z "Drużyny Pierścienia" to tylko niewielki fragment trwającej ponad dwanaście godzin muzyki napisanej przez Howarda Shore'a na potrzeby filmowej trylogii. Wielu utworów, takich jak "The Passing of the Elves" nie znajdziemy w oficjalnych albumach ale w specjalnych, kolekcjonerskich wydaniach, stworzonych na potrzeby rozszerzonych, reżyserskich wersji filmu.

Chyba w całej historii kina nie powstał drugi soundtrack, który tak mocno oddziaływałby na emocje i umacniał... wiarę! To naprawdę zakasujące, jakie myśli przychodzą do głowy w czasie jego słuchania. W odpowiednich okolicznościach - dla mnie była to zwykła podróż samochodem - można dzięki tej muzyce przemyśleć niejeden temat. Przed tym, jak po nią sięgnąłem, przeżywałem chwilowy kryzys wiary; duchowa rzeczywistość wydawała się odległa i niedostępna. Brakowało mi duchowego "kopniaka", który przerwałoby ten stan i z powrotem skierowałoby mnie na właściwe tory. Udało się to zmienić dzięki... muzyce filmowej.

Piotr Kosiarski - redaktor portalu DEON.pl. Zajmuje się działem Po godzinach. Autor cyklu Film na weekend. Prowadzi bloga Mapa bezdroży

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przeżywałem kryzys wiary. Wszystko się zmieniło, gdy posłuchałem tej muzyki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.