Odludna, często nieprzyjazna, zawsze fascynująco piękna. Marzyłem o wyprawie na Wybrzeże Szkieletów, ale Namibia oferuje o wiele więcej.
Skład ten sam, co zawsze. Grzegorz Pojmański, profesor astronomii na UW, i Daniel Wyszogrodzki. Przejechaliśmy już we dwóch chilijską Atakamę, przejedziemy i Namib. Lecimy przez Frankfurt wprost do Winhoek, stolicy Namibii. Tam wynajmujemy terenowego nissana z namiotem na dachu i z pełnym wyposażeniem biwakowym. Jesteśmy więc względnie niezależni z zapasem wody, butlami gazu, zdublowanym bakiem na benzynę i lodówką. Postaramy się jednak nocować na kempingach – przynajmniej tam, gdzie są. Przed nami 5000 km po żwirówkach i bezdrożach.
Pustynia Namib – piaskownica dla gigantów
Najstarsza pustynia na Ziemi? Tak, 55 milionów lat "pustynnej tradycji" potwierdzają tę tezę. Ale nas sprowadza tu co innego, podobnie jak wcześniej na Atakamę. Namib to pustynia, która styka się z oceanem, tworząc bezkresy magicznego piękna. Na tym liczącym ponad 1000 mil odcinku istnieją tylko wydmy i fale. Lecz co to za wydmy! Już pierwszego dnia kierujemy się do pustynnego obozowiska Sesriem, skąd można się dostać terenówką do Sossuvlei – najwyższe diuny na naszej planecie osiągają tu wysokość 300 m od podstawy! Wspinamy się na nie o zachodzie słońca i o wschodzie – feeria kolorów i cieni. Wyprawa do Sandwich Harbour wymaga wynajęcia kierowcy doświadczonego w przypływach i odpływach Atlantyku. Wielu podróżników traci tu samochody, zagrzebane na wieki w piachu niczym wraki statków… Najwięcej frajdy dają wspinaczki na gigantyczne diuny nad brzegiem oceanu. Ok. 15 minut sporego wysiłku, ale widoki są tego po stokroć warte. Zimny prąd Benguela (od Antarktydy) sprawia, że woda w oceanie ma ok. 12-13 stopni, co nie zachęca do pływania. Natomiast z bogactwa owoców morza i ryb korzystamy przy każdej okazji.
Wybrzeże Szkieletów – na tropie wraków
Jedno z najbardziej niedostępnych i nieprzyjaznych miejsc na Ziemi. Jego piękno ma charakter tragiczny, życie nigdy nie miało tu szans. Pamiętam zapisek holenderskiego żeglarza z XVII wieku: "Jeżeli ktoś przeżył katastrofę u Wybrzeża Szkieletów, był to dopiero początek jego kłopotów". Początek, a zarazem koniec. Nie sposób przeżyć w podobnych warunkach nawet kilku dni. Dziesiątki, czasem nawet setki kilometrów na wschód to absolutna pustynia. Różni się najwyżej kolorem i rodzajem powierzchni – są miejsca, na których nie stanąłby nawet fakir. Wędrujemy na północ, niemal cały czas mając ocean w zasięgu wzroku. Solna droga – gładka jak stół – umożliwia dość szybką jazdę. Kilka dni i setki kilometrów, kiedy jedyną atrakcją są kolejne kolonie fok (największa, ta w Cape Cross, liczy nawet do ćwierć miliona osobników uchatki karłowatej).
Ale my szukamy innych atrakcji, szukamy wraków statków. Częściowo pogrążone w piasku, zazwyczaj w niedostępnych miejscach na wybrzeżu, fascynują dramatyzmem niewiarygodnej scenerii, jaka je otacza. Zaliczamy burzę piaskową, a po pobycie w Bazie Ludzi Umarłych (Terrace Bay) docieramy do serca estricted area na północy. A jak to robimy? Przekupujemy komendanta piwem. Polacy w Afryce.
Kunene – Afryka nadal dzika
W tej części świata nie ma prądu, nie funkcjonują telefony, nie działa ubezpieczenie naszego samochodu. Kobiety chodzą nago, jak przed tysiącem lat. To kobiety Himba, przedmiot pożądania okolicznych plemion. Nacierają całe ciała ochrą i kozim łojem. Wyglądają pięknie z brązowym kolorem skóry, ale ich zapach raczej nie zachęca do pogłębiania znajomości. Podróżujemy przez prawdziwą, dziką Afrykę z maleńkimi wioskami pustych lepianek i rozbieganych murzyńskich dzieci. Naszym celem jest wodospad o wdzięcznej nazwie Epupa. Leży na rzece Kunene na granicy Namibii i Angoli. Nie jest wielki, ale bajecznie malowniczy. Na skalnych półkach wokół 60-metrowej otchłani wyrastają… baobaby – sceneria niczym z filmu fantasy. Nasz przewodnik ma 15 lat i nazywa się John. To radosna odmiana, bo dotychczasowi zawsze mieli na imię Helmut. W Namibii biały znaczy Niemiec: Guten Morgen! Tylko raz w życiu oddalił się znad swojej rzeki, pojechał z wycieczką szkolną do Parku Narodowego Etosha, następnego celu naszej wyprawy. Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak African joke, ale zabrać murzyńskie dziecko, żeby zobaczyło słonia…
Park Narodowy Etosha
My to co innego. Nie szkodzi, że wychowałem się koło warszawskiego zoo. Dopiero tutaj widzę, jak skarlałe były nasze nieszczęsne osobniki zniewolone. Słoń afrykański z bliska to dosłownie żywa góra, żyrafy wyglądają jak z "Parku Jurajskiego" – wysokie, majestatyczne, piękne. Etosha to jeden z największych w świecie i zarazem jeden z głównych parków Afryki. Jak inne parki oferuje legendarne big five (słoń, nosorożec, bawół, lew i lampart), jednak w odróżnieniu od pozostałych – jest niemal wolny od turystów. Etosha to 300 x 100 km z wielkim słonym jeziorem pośrodku. Kilkudniowy pobyt na tym ogromnym obszarze, to całodniowe "polowania" z aparatem. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i czatować przy sadzawkach (waterholes), reszta zależy tylko od szczęścia. Nam ono dopisuje – robimy setki cudownych zdjęć (w tym olbrzymiego lwa z bliska), a do zaliczenia Wielkiej Piątki brakuje nam tylko bawołu. Na terenie parku obowiązuje bezwzględny zakaz opuszczania samochodów. Pierwszego dnia łamiemy go niefrasobliwie, pozując do zdjęć na tle sawanny. Respektu nabieramy nazajutrz, gdy pustą drogę przed naszym samochodem przecina niespodziewanie imponujący lampart. Sawanna ma oczy, które nieustannie patrzą na intruzów…
Plateau – biała kobieta i kosmos
Namibia leży w znacznej części na płaskowyżu. W jego centrum znajduje się stolica, Windhoek. Ale droga powrotna nadal obfituje w niespodzianki, ciekawsze niż jedyna w kraju asfaltowa szosa. Na południe od Parku Narodowego Etosha można odnaleźć meteoryt Hoba – największy na Ziemi. Spadł na naszą planetę ok. 80 000 lat temu, waży ponad 60 ton i składa się w 85% z żelaza. Mój przyjaciel astronom pozostał racjonalistą, jak przystało na naukowca. Ja zrobiłem wyjątek i w akcie połączenia z całym wszechświatem dotykałem powierzchni meteorytu czołem (ale daję słowo, że nie szeptałem wtedy żadnych paciorków). Ostatnie dni w Namibii to obserwatorium H.E.S.S. (badania promieniowania gamma). Jednak to nie program naukowy zrobił na mnie największe wrażenie, a okoliczna farmerka. Adela hoduje cielaki i potrafi ustrzelić antylopę w pełnym galopie. To dopiero kobieta! Gospodaruje na farmie o powierzchni – uwaga! – 23 000 hektarów, co trafnie oddaje stosunek do areału panujący w tym kraju. Samotność Adeli rozciąga się od horyzontu po horyzont.
Refleksja
Dlaczego ciągnie nas do miejsc tak odludnych? Najpierw amerykański Dziki Zachód, później europejski Nordkapp. Przed laty Patagonia, w planach Wyspa Wielkanocna. Wcześniej Atakama, teraz Namib. Czy to tylko "ucieczka od cywilizacji"? Zmęczenie maszyną miasta? A może kryje się za tym głębsza mizantropia? Jechać tam, gdzie pięknie i pusto, to jedno. Lecz najbardziej bezcenne jest to, że nie ma tam ludzi.
Tęsknię za Afryką, chociaż dopiero stamtąd wróciłem. Za pustką i egzotyką, za jej fascynująca innością. Za całymi dniami na bezludnych wybrzeżach, za kilometrami, setkami kilometrów w drodze bez widoku drugiego samochodu. Ale najbardziej mi brakuje afrykańskiej nocy. Jej zapachu, jej głosu. Jej namacalnej gęstości. I to dla niej powrócę tam z pewnością.
Więcej fotografii na www.wyszogrodzki.pl
Skomentuj artykuł