15 lipca 1410 r. i jego skutki

Kadr ze spotu telewizyjnego przygotowanego na 600. rocznicę Bitwy pod Grunwaldem (fot. grunwald600.pl)
prof. Henryk Samsonowicz / grunwald600.pl / NCK

Jedna z największych bitew stoczonych w średniowiecznej Europie miała znaczenie wykraczające poza doraźne, polityczne skutki. Stanowiła zamknięcie pierwszego etapu wielkich przemian zachodzących w środkowych i wschodnich krajach kontynentu. Rozpoczął się on w Krewie, w 1386 roku, kiedy to wielki książę Litwy został powołany na tron polski. Był to jeszcze czas, w którym Polska stanowiła peryferię międzynarodowej polityki, zaś Litwa – ostatni, ale bardzo rozległy bastion pogaństwa.

Już wówczas pojawiły się przesłanki przemian politycznych i gospodarczych, które miały doprowadzić do istotnego wzrostu znaczenia naszego kraju. Wielki kryzys XIV wieku na ziemiach rozwiniętych państw Zachodu był brzemienny w skutki. Jego konsekwencje to nie tylko upadek licznych banków, załamanie się dotychczasowych form handlu, ale także zagrożenie pozycji społecznej rycerstwa, szczególnie w okresie wojny stuletniej. „Bezrobotni” rycerze ze wszystkich krajów Europy łacińskiej znajdowali wówczas dla siebie miejsce w krzyżackich Prusach, wspierając zakon niemiecki w wyprawach skierowanych przeciwko Litwie. Miały one na celu zdobycie łupów, nawiązanie korzystnych znajomości z przybywającymi do Malborka władcami państw i państewek oraz – teoretycznie – realizowanie założeń etosu chrześcijańskiego rycerza, czyli walki z niewiernymi.

DEON.PL POLECA

Sprzyjała tym zamierzeniom sytuacja w krajach leżących między „rzymskim cesarstwem” i granicami państw mongolskich. Dla Węgier, Czech, Serbii, dla Polski, Litwy i Prus krzyżackich był to okres bardzo pomyślny. Stabilizacja polityczna szła w parze z rozwojem gospodarczym. To właśnie w tym czasie Europa wschodnia zaczęła stanowić główny rezerwuar surowców poszukiwanych na Zachodzie: futer, miodu, drewna budowlanego, różnorodnych metali kolorowych – złota, srebra, miedzi, ołowiu. W naszym kraju rozwijały się miasta, wznoszone były zamki (wiemy przecież, że nasz Kazimierz Wielki „zastał Polskę drewnianą, zostawił murowaną”), ulepszano wiejską gospodarkę. Powstawały samorządy miejskie i wiejskie, wzrastało znaczenie rycerskich (szlacheckich) przedstawicielstw ziemskich – zjazdów, sejmików. Co więcej, Polska zaczęła nadążać za innymi krajami w rozwoju cywilizacyjnym. To właśnie wtedy powstał krakowski uniwersytet, coraz więcej młodych ludzi rozpoczynało pobieranie nauk w szkołach parafialnych, kolegiackich i katedralnych. Kodyfikowane były prawa, państwo polskie rozszerzało swoje granice. Prawda, że coraz mniej miało do powiedzenia na Śląsku, ale inkorporowało ziemie Rusi Halicko- Włodzimierskiej, tworząc już w połowie stulecia zaczątki wielowyznaniowego organizmu politycznego. Obok wielu katolickich przybyszów z Niemiec i prawosławnych mieszkańców Rusi w jego skład wchodzili także prawosławni Wołosi (przodkowie dzisiejszych Rumunów), Ormianie, którzy tworzyli kolonie rządzące się odrębnym prawem, coraz liczniejsi Żydzi, specjaliści w dziedzinie operacji pieniężnych. Miało to duże znaczenie dla obrazu naszego kraju, szczególnie w czasach narastania kryzysu instytucji Kościoła łacińskiego.

Kryzys Zachodu bowiem nie oszczędził także głównego wyznacznika europejskiej kultury – chrześcijaństwa. Znowu dla niniejszych rozważań trzeba podkreślić, że poziom duchowieństwa nie przedstawiał się najlepiej, że targały nim spory o władzę, działanie zmierzające do uzyskania możliwie dużych profitów – od uzyskiwania dóbr ziemskich, sprzedaż odpustów, przez handel relikwiami, po nieumiarkowanie w codziennym życiu. Już od schyłku stulecia coraz bardziej znaczącą rolę odgrywały podejmowane próby reform, formułowane przez Wyklefa w Anglii i – przede wszystkim – przez Jana Husa w Czechach. Koncepcje reform, uznawane za heretyckie, wzmagały destabilizację polityczną, naruszały dotychczasowe struktury władzy i hierarchie wartości. W czasie bitwy grunwaldzkiej działało w Europie katolickiej trzech papieży walczących o uznanie ich władzy: jeden w Rzymie, drugi w Avignonie, a trzeci – powołany w ramach nieudanych prób reform przez sobór w Pizie. W tym samym czasie jednak miało miejsce wspomniane już wydarzenie, które przyniosło jeden z największych sukcesów katolicyzmu – chrzest Litwy czy, może nieco ściślej, chrzest władcy litewskiego wraz z otoczeniem. Większość ziem Wielkiego Księstwa była zamieszkana przez ludność prawosławną. Niemniej władza państwa, elity rządzące, dzięki umowie krewskiej stały się katolickie, podobnie jak znacząca część mieszkańców wsi i miast Litwy właściwej. Dla Krzyżaków była to katastrofa, podważenie ich racji bytu. Stąd też starania o rozpowszechnianie na dworach europejskich i europejskich środowiskach rycerskich informacji o kryptochrześcijańskim poganinie Jagielle, formułowane sądy o współpracy Polaków z poganami. Krańcowym przykładem tej propagandy był pamflet dominikanina, Jana Falkenberga, rozpowszechniany na kolejnym soborze w Konstancji. W tekście tym znalazły się wręcz stwierdzenia, że zabicie Polaka jest miłe Bogu. W 1414 roku, kiedy rozpoczęły się obrady soborowe, pozycja dworu polskiego – już po grunwaldzkiej bitwie – była jednak na tyle silna, że Falkenberg został oficjalnie potępiony. Natomiast rola delegacji polskiej, działającej na soborze między innymi ze słynnym prawnikiem z Krakowa – Pawłem Włodkowicem – była na tyle znacząca, że wszelkich stawianych jej zarzutów właściwie nie brano pod uwagę.

Nowy układ sił powodował zasadniczą zmianę stosunków w Europie. Król Polski stał się jednym z najbardziej cenionych władców świata chrześcijańskiego, zagrożonego nie tylko wewnętrznymi sporami (między zwolennikami władzy papieża a zwolennikami władzy soboru), lecz także narastającym zagrożeniem ze strony Turków osmańskich, którzy po przerwie spowodowanej klęską poniesioną w walce z Mongołami znowu uzyskiwali coraz większe zdobycze terytorialne w Europie. Ówczesne znaczenie Polski – kraju, który stał się znany powszechnie po pokonaniu pod Grunwaldem „rycerskiej międzynarodówki łacinników” – wymownie ukazują dwie przynajmniej informacje. Pierwsza jest wyliczeniem możliwości mobilizacyjnych świata chrześcijańskiego dokonanym przez posła Republiki Wenecji, Marca Sanuta. Stwierdził on, że król Polski może wystawić pięćdziesięciotysięczną armię rycerzy do walki z Turkami, większą niż król Francji, większą niż król Anglii. Druga informacja mieści się na fresku z pierwszej połowy XV stulecia, zachowanym w strasburskim kościele św. Jana i ukazującym pochód narodów Europy do krzyża, „jedynej nadziei” łacinników. Wśród trzynastu konnych rycerzy trzymających proporce z nazwami swych krajów znajduje się też „Polonia”. Co zaś ciekawe, jest to jedyny rycerz, który ogląda się za siebie, niejako przywołując do wspólnego pochodu dwie postacie zbliżające się do krzyża pieszo: Kościół Wschodni (już zaczynały się pertraktacje mające doprowadzić nieco później do unii florenckiej) i Litwę. Kraj jeszcze idący piechotą, ale już przynależny do świata chrześcijańskiego. Wiara czy dewocja? Nie ulega wątpliwości, że Władysław Jagiełło starał się zmienić poglądy dotyczące, według Krzyżaków, jego wątpliwego nawrócenia. Nie tylko manifestacyjną pobożnością w życiu dworskim krakowskim, lecz także podczas działań podjętych przeciwko zakonowi w Prusach. Już podczas wyprawy na północ demonstrował swą pobożność i ufność w Boga, wspierającego działania w słusznej sprawie. Jan Długosz, opisując wyprawę króla wspomina: „Król Władysław spędziwszy uroczystość Bożego Ciała, i jego oktawę w Nowym Mieście [Korczynie] opuszcza miasto by ruszyć na wojnę z krzyżakami. Przez Stobnicę i Szydłow przybył do Słupi i tam zatrzymał się na dwa dni, w czasie których pieszo piął się o świcie w górę do klasztoru św. Krzyża na Łysej Górze i przez cały dzień na klęczkach odprawiał modły i rozdawał jałmużny powierzając opiece Bożej i Świętego Krzyża. I na noc wracał z modłów i klasztoru na posiłek o zmroku, utrudzony całodziennym postem i modlitwą”. Wymienione czynności mogły być charakterystyczne dla pobożności w XIII wieku, lecz XV wieku już niewielu chrześcijańskich monarchów tak żarliwie manifestowało swą wiarę. Jagiełło dawał się też poznawać jako gorliwy chrześcijanin: ufundował polichromię w kościele św. Krzyża, zbudował przepiękną gotycką kaplicę pałacową przy zamku lubelskim, ozdobioną malowidłami w stylu bizantyńskim. Demonstrując swoją otwartość wobec tradycji wschodnich istniejących w jego państwie, wykazywał się – można by rzec – prawdziwie ekumeniczną postawą. W dniu decydującej bitwy grunwaldzkiej wysłuchał przed udaniem się na plac boju trzech mszy odprawionych przy jego namiocie.

Przeszłość Jagiełły jako księcia pogańskiego i, może nawet przede wszystkim, tolerancyjnego władcy licznych wyznawców prawosławia pozwalała na postrzeganie go inaczej niż sąsiednich władców. W czasie największych konfliktów i walk toczonych przez cesarza Zygmunta z husytami Czesi zaproponowali mu objęcie tronu w swym kraju. Ostrożny król Władysław oferty nie przyjął, wysunął jednak na kandydata swego stryjecznego brata, księcia Witolda, jednego z bohaterów bitwy grunwaldzkiej, którego przeszłość powalała w nim widzieć władcę gotowego do przyjmowania religijnych kompromisów. Wielki książę Litwy miał w swym życiorysie przynajmniej trzy chrzty – jeden w obrządku wschodnim i dwa katolickie, pierwszy udzielony przez Krzyżaków, drugi przez Polaków w wyniku Unii w Krewie. Plany dotyczące Czech spełzły na niczym, ale ich pojawienie się świadczyć może o dwóch rzeczach. Po pierwsze – o panującej opinii dotyczącej tolerancyjnego charakteru władzy Gedyminowiczów, po drugie – o ich wyjątkowej pozycji w gronie dynastów Europy. Po wielkiej wojnie z zakonem krzyżackim nie można było ani lekceważyć obu braci stryjecznych zasiadających na tronach Krakowa i Wilna, ani nie dostrzegać szczególnego charakteru ich państw, jedynych organizmów politycznych w łacińskiej Europie uznających istnienie różnych wyznań swych poddanych.

Chrzest Litwy zaowocował także wieloma dodatkowymi skutkami. Założone zostało nowe biskupstwo, w Wilnie, najrozleglejsze terytorialnie w katolickich państwach kontynentu. Zostało ono podporządkowane metropolii gnieźnieńskiej, której ranga wzrosła bardzo wydatnie. Podnosiło to dodatkowo prestiż archidiecezji, utożsamianej z polskim Królestwem. Stwarzało nowe wyzwania dla duchowieństwa katolickiego, tworząc możliwości zakładania nowych konwentów zakonnych, budowy kościołów, mnożenia katechetów, a także uzyskiwania różnych beneficjów i prebend nie tylko przez Polaków, lecz także przez przybyszów z wielu innych państw.

Oficjalna propaganda głoszona i w Polsce (której najlepszym przykładem są Roczniki Jana Długosza) i za granicą, od początku starała się przedstawić zwycięstwo w wojnie z Krzyżakami jako efekt interwencji boskiej. Można by powiedzieć, że w odżyła koncepcja z czasów wypraw krzyżowych, głoszona idea gesta Dei per Francos, realizacji Bożej woli poprzez działania Franków, udających się, by wyzwolić z rąk „niewiernych” Grób Chrystusa. Przecież zastępy wojsk Władysława Jagiełły wspomagane były przez Matkę Bożą, wśród walczących rycerzy widziany był święty Stanisław, patron Królestwa Polskiego, opowiadający się po stronie sprawiedliwości. Nie był to pogląd ani nowy, ani ograniczony tylko do opinii głoszonej w Polsce. Już na blisko trzydzieści lat przed bitwą pod Grunwaldem, w proroctwach świętej Brygidy szwedzkiej, Krzyżacy byli przedstawiani jako złowroga siła grożąca światu chrześcijańskiemu. O małej popularności władców Prus może świadczyć też postawa ich licznych poddanych, którzy po klęsce Krzyżaków w 1410 roku opowiedzieli się za królem Polski (nie mówiąc już o ich roli odegranej podczas późniejszych walk w czasie wojny trzynastoletniej). Echa klęski krzyżackiej przyniosły, między innymi, list gratulacyjny Jana Husa, także traktujący zakon jako organizację wypaczającą idee chrześcijaństwa. Już później, w dwadzieścia lat po Grunwaldzie, zbrojne najazdy husytów dochodziły aż nad Bałtyk, by niszczyć państwo pruskie (a przy okazji także świadectwa kultury z Krzyżakami niezwiązane, takie jak wspaniały kościół w Pelplinie).

Pamięć o wielkiej bitwie stała się trwałym składnikiem pamięci zbiorowej Polaków, Litwinów, mieszkańców dzisiejszej Białorusi, nawet Rosji. Dzień 15 lipca stał się dniem pierwszego święta państwowego w naszym kraju. Nobilitował nie tylko Królestwo Polskie, lecz także dynastię Jagiellonów, której członkowie, aż do czasów Zygmunta III, grunwaldzkie zwycięstwo traktowali jako element ich wielkiej chwały. Aż do rozbiorów ukazywane było na malowidłach (jak na przykład na freskach w kolegiacie w Opatowie), opisywane w poematach, w popularnych pieśniach odwołujących się do niego. Profesor Uniwersytetu Krakowskiego, Jan z Wiślicy, na stulecie zwycięstwa napisał poemat, w którym walkę z Krzyżakami przedstawiał, na wzór epopei Homera, jako starcie dwóch wielkich potęg, z których wygrała lepsza. Był to przykład, jak dalece zwycięstwo grunwaldzkie rozładowywało polskie kompleksy, poczucie niższości, pamięć o upokorzeniach doznanych od Krzyżaków. Już wówczas też, co wyraźnie bywało podkreślane w następnych wiekach, bitwa z Krzyżakami była ukazywana jako starcie Dobra ze Złem (tak jak widział to Juliusz Słowacki). Jej przebieg, jej rozgłos krzepiły serca, szczególnie w latach upadku Rzeczypospolitej i utraty niepodległości. Grunwald pełnił różne role w zależności od zmiennych dziejów naszego kraju. Był odwołaniem do interwencji bożej, przynosił chlubę nam wszystkim jako potomkom bohaterów z wielkiej wojny, stanowił dobry przykład, że nie tylko nieszczęścia towarzyszyły naszej historii. Pełnił też jeszcze jedną rolę: był najznakomitszym przykładem wspólnego dzieła Polski i Litwy. Kiedy sto lat temu stawiano w Krakowie pomnik bitwy, odwoływano się do tradycji unii, do związku obu narodów. Pamięć o Grunwaldzie wykorzystywana była w II Rzeczypospolitej, w czasach PRL (użyteczny wzór dla wojsk Paktu Warszawskiego), a dziś nie tylko pełni funkcję spajania wspólnej pamięci mieszkańców naszego kraju, lecz także stymuluje żywe odniesienie do lokalnych i regionalnych tradycji. Parafrazując znane powiedzenie, można by stwierdzić, że szczęśliwe są te polskie miejscowości, których mieszkańcy zapisali się w dziejach walki, której sławę można porównywać z wiktorią wiedeńską i Bitwą Warszawską. Nie tylko te wymieniane na szlakach przemarszu wojsk między Krakowem i Malborkiem, lecz także te, z których wywodzili się rycerze grunwaldzcy.

Prof. dr hab. Henryk Samsonowicz (ur. 1930) - historyk mediewista, członek Polskiej Akademii Nauk, w latach 1989-1990 Minister Edukacji Narodowej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, autor ponad 800 prac naukowych, głównie z zakresu średniowiecznej historii Polski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

15 lipca 1410 r. i jego skutki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.