Centrum Nauki Kopernik odsłoniło atrakcje
Tuż po piątkowym "Wielkim Wybuchu" inaugurującym działalność Centrum Nauki Kopernik, jego próg przekroczyli liczni warszawiacy. Choć na wejście trzeba było poczekać, to goście nie kryli satysfakcji z możliwości odkrywania atrakcji Centrum.
"Centrum jest szalenie interaktywne. Co chwilę coś wyskakuje, coś pęka, coś leci. Czuję się trochę jak na placu zabaw, nie wiem czy to było intencją twórców" - powiedziała PAP warszawska studentka Marika.
Przechadzający się między wystawami wicedyrektor Centrum Piotr Kossobudzki wyjaśnił, że dopiero teraz wygląda ono tak jak powinno. "Z tłumem ludzi przeprowadzających swoje własne eksperymenty, wołających do siebie: zobacz tu, spróbuj tam. Jestem bardzo szczęśliwy, choć zmęczony" - powiedział rozmówca PAP.
Jak przypomniał, Centrum tworzono ponad sześć lat. "Zaczynaliśmy sześcioosobowym zespołem, który myślał jakie zrobić galerie, jakie eksponaty. Teraz mamy tutaj tłum zwiedzających, którzy świetnie się bawią. To jest zupełnie niewiarygodne" - dodał.
"Czuję się trochę jak chomik" - powiedziała wspomniana już Marika, po biegu w ogromnym "Młyńskim kole", przypominającym koła instalowane w akwariachdla chomików. Kolejna eksperymentatorka Jagoda Głodek dobrze bawiła się przy budowie mostu z belek, który trzyma się samoistnie, bez żadnych mocowań. "Wszystko mi się bardzo podoba. Czekałam na wejście w dużym ścisku, ale nie żałuję" - dodała.
"Tu jest tak dużo atrakcji, że dzieci nie skupiają się za bardzo na jednej, tylko zaraz pędzą dalej, bo chcą wszystko zobaczyć. Ale rzeczywiście pomysł jest świetny i wielokrotnie można tu wracać, by odkryć nowe eksponaty" - wyjaśnia PAP mama Bartosza.
"Cały czas zmierzamy w stronę Latającego dywanu, ale na razie go nie znaleźliśmy" - dodała. Ten "Latający dywan" to mały poduszkowiec, utrzymujący się na warstwie wydmuchiwanego powietrza. Kolejka osób oczekujących na możliwość wypróbowania go rośnie z minuty na minutę.
"Jako mały chłopak trochę mieszkałem w Londynie i tam było muzeum nauki. Jak wchodziłem do niego z szarej Polski w latach 80., to byłem w siódmym niebie. Cieszę się, że teraz mój syn może z czegoś takiego skorzystać" - podkreślił Wojciech Ochrymowicz, który do "Kopernika" przyszedł z synem Kornelem.
Jak powiedział Piotr Kossobudzki, po pierwszych kilku godzinach zwiedzania można zauważyć, że bardzo dużą cieszą się te eksponaty, które eksploruje się razem z innymi osobami. "Bardzo dobrze, że nie są to indywidualne eksperymenty, tylko wspólna zabawa w odkrywanie, wspólne szukanie odpowiedzi" - powiedział PAP wicedyrektor Centrum.
W pięciu dostępnych od piątkowej nocy galeriach można korzystać z 350 eksponatów, rozsianych po całym Centrum. Towarzyszy im zazwyczaj krótka instrukcja obsługi czy objaśnienie prezentowanego przez eksponat zjawiska. Czy wszyscy goście od razu wiedzą jak z nich korzystać?
"Dla dzieci eksponaty są jak najbardziej intuicyjne, a ja muszę najpierw przeczytać instrukcję" - ironizuje Wojciech Ochrymowicz. Zgadza się z nim Jagoda Głodek, według której krótka instrukcja przydaje się zwłaszcza, gdy trzeba wytłumaczyć jakieś skomplikowane prawo fizyczne.
W poruszaniu się po Centrum i poznawaniu poszczególnych eksponatów zwiedzającym pomagają animatorzy. "Mieliśmy serię szkoleń z konkretnych galerii, które każdy sobie wcześniej wybrał. Po prostu siedzieliśmy i bawiliśmy się eksponatami" - wyjaśniła PAP animatorka w galerii dla dzieci "Bzzz!" Julia Głogowska.
"Staraliśmy się by eksponaty były intuicyjne i by króciusieńka instrukcja pozwalała na zrobienie dowolnego doświadczenia. Nie trzeba tu żadnej wcześniejszej wiedzy, naukowego zaplecza z tyłu głowy. Każdy może być tutaj eksperymentatorem" - powiedział Piotr Kossobudzki.
Skomentuj artykuł