Sposób na..., czyli po co studiować filozofię?

(fot. Paul Lowry / flickr.com / CC BY)

Jest jedno pytanie, które każdy ze studentów filozofii musiał usłyszeć: a co będziesz potem robił?

Nie ukrywam, że zetknąłem się z nim wielokrotnie, mając zawsze ogromne problemy z odpowiedzią. Czy filozofia komukolwiek się do czegoś przydaje? Dlaczego studiuję filozofię na uniwersytecie, skoro mógłbym robić to "po godzinach"? I wreszcie - co oni tam robią? Przecież chemicy studiują różne substancje, fizycy ruch i typy energii, nawet historycy czy etnografowie mają konkretne dziedziny badawcze. A filozof to jedynie darmozjad.

Nie będę pisał tutaj o błędnym rozumieniu studiów wyższych jako źródle dobrej pracy i możliwości wyuczenia zawodu. Od tego są szkoły zawodowe. Wiedziałem dobrze, że wybierając filozofię, nie ułatwię sobie w ten sposób znalezienia pracy (jak np. studenci informatyki). Nic jednak nie zmieniło mojego życia tak bardzo, jak 5 lat studiowania Platona, Kanta, Riceoura i św. Tomasza. To przecież dzięki filozofii zacząłem zastanawiać się nad tym, co w Kościele często określa się jako "powołanie".

Sądzę, że świadome i odpowiedzialne poświęcenie się badaniu różnych teorii, rozważaniu problemów etycznych i metafizycznych, musi prowadzić do zmiany sposobu życia - przynajmniej jeśli kwestia istnienia Boga, wolności woli, czy osiągalności pełnej wiedzy jest traktowana na serio. Miałem szczęście poznać zarówno profesorów, jak i studentów, którzy traktowali te sprawy całkiem poważnie. Być może nie spotykałem współczesnych "Sokratesów" każdego dnia - bywały zajęcia nudne i mało rzetelnie prowadzone, ale zazwyczaj była też możliwość, by omijać je szerokim łukiem.

Nie mam obecnie problemów z pracą - choć nie jest to do końca praca "w zawodzie", to filozoficzne umiejętności przydają mi się nieustannie. Niezależność osądu, zdolność do ogólnego spojrzenia na sprawy i porządkowania równych stanów rzeczy, dostrzeganie masy różnorodnych możliwości, krytyczne myślenie i porządna argumentacja w dyskusjach, zadawanie trafnych pytań, czy wreszcie umiejętność dobrego planowania i wybierania właściwych celów - oto przymioty dobrego filozofa.

Filozof nie jest jednak specjalnie przystosowywany do pracy w biznesie czy korporacjach - powyżej opisane cechy to raczej skutek zdrowego sceptycyzmu, dobrego smaku wynikającego z niechęci do ideologii, hipokryzji lub nieprawidłowego rozumowania. Co najważniejsze jednak, dobry filozof potrafi przede wszystkim właściwie wybierać i nadawać odpowiedni kierunek swojemu życiu - niezależnie od tego, czy jego zawód to (jak w przypadku moich kolegów) projektant, didżej, właściciel pubu, nauczyciel lub dziennikarz. Niestety, jak w przypadku innych kierunków, absolwenci (i profesorowie) filozofii wcale nie muszą być filozofami.

Karol Wilczyński - doktorant (i absolwent) filozofii na UJ. Redaktor czasopisma "Pressje", pracownik Dominikańskiego Studium Filozofii i Teologii, projektant gier planszowych.

Serdecznie zapraszamy na debatę "Czy uniwersytet potrzebuje filozofii?"

czwartek, 13.02.2014
De Revolutionibus,
Kraków, ul. Bracka 14, godz. 18.00

Zobacz >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Sposób na..., czyli po co studiować filozofię?
Komentarze (24)
MR
Maciej Roszkowski
21 lutego 2014, 18:20
Dziękuję, pozdrawiam
G
gjaryczewski
21 lutego 2014, 12:12
Nie ma sprawy, panie MR. Jak mawiał któryś z filozofów greckich (tak, tak, znajomość historii filozofii przydaje się choćby do przytaczania błyskotliwych cytatów), jeśli warto coś powiedzieć raz, to warto powiedzieć i dwa razy. Nie nalezy przesadzać z tymi razami, ale myślę, że Pana trzy razy to jeszcze nie przesada ;-) A tak całkiem serio, ujął mnie Pan tym świadectwem miłości do filozofii. Jest Pan prawdziwym filo-filozofem. Bodaj Whitehead (czyli dawno temu) uznał coś podobnego, że geniusz odszedł z filozofii gdzieś pod koniec średniowiecza, więc nasze biedne czasy muszą się posiłkować bardziej przeciętnymi filozofami. Poniekąd to kolejny powód, aby przenieść filozofię na wydziały historii albo kulturoznawstwa, o ile tam jest więcej geniuszu, w co też wątpię. Ale takie stanowisko jak Pana, wiernie stojacego przy pewnym etosie filozofa, ujmuje. No, co najmniej mnie ujęło tak, że postawowiłem jednak napisać ten właśnie komentarz.
MR
Maciej Roszkowski
18 lutego 2014, 17:56
Ale się porobiło. Przepraszam.
MR
Maciej Roszkowski
18 lutego 2014, 17:56
       Chyba nie jestem obiektywny. Poszedłem na filozofię, bo jak jeden z bohaterów Zanussiego (wiem ,wiem, chciał studiować fizykę) chciałem się dowiedzieć "jak to jest?" Było to na tyle dawno, że był jeszcze kontakt z Tatarkiewiczem, choć już nie wykładał. Podobnie Ajdukiewicz. Na kilka wykładów Ingardena jeździliśmy do Krakowa. Kołakowski właśnie brał rozbrat z marksizmem i zaczął być warty słuchania i czytania. a Klemens Szaniawski zaskakiwał nas zastosowaniami matematyki do nauk społecznych i odtąd nigdy nie użyłem określenia "nauki ścisłe", byłem na tych ostatnich seminariach Stanisława Ossowskiego. To było coś, co ukierunkowało mnie na całe życie, a podejmując pracę w wielu dziedzinach na pytanie  "no ale jak się ma ta pańska filozofia i socjologia do  naszych tu obowiązków odpowiadałem skromnie - "nie przeszkadza. " Potem okazywało się, żę pomaga.  Być może patrzę na to z senstymentem jak na swoją młodość i taki "złoty wiek".   Natomiast jeśli pojawi się tu p. Hartman i jemu podobni, to pytanie "Po co..." staje się zasadne. No, ale to problem  nie tylko filozofii, ale nauk społecznych i tzw. "humanistyki", a lektura doniesień o oszustwach w naukach przyrodniczych nie stawia ich z definicji poza podejrzeniami.      To chyba część większej całości i  warto zastanowić się dlaczego psiejemy, rozmieniamy sie na drobne, dlaczego najzdolniejsi idą do biznesu lub zagranicę, a głupcy i lenie do polityki i "naukowośći".
MR
Maciej Roszkowski
18 lutego 2014, 17:52
       Chyba nie jestem obiektywny. Poszedłem na filozofię, bo jak jeden z bohaterów Zanussiego (wiem ,wiem, chciał studiować fizykę) chciałem się dowiedzieć "jak to jest?" Było to na tyle dawno, że był jeszcze kontakt z Tatarkiewiczem, choć już nie wykładał. Podobnie Ajdukiewicz. Na kilka wykładów Ingardena jeździliśmy do Krakowa. Kołakowski właśnie brał rozbrat z marksizmem i zaczął być warty słuchania i czytania. a Klemens Szaniawski zaskakiwał nas zastosowaniami matematyki do nauk społecznych i odtąd nigdy nie użyłem określenia "nauki ścisłe", byłem na tych ostatnich seminariach Stanisława Ossowskiego. To było coś, co ukierunkowało mnie na całe życie, a podejmując pracę w wielu dziedzinach na pytanie  "no ale jak się ma ta pańska filozofia i socjologia do  naszych tu obowiązków odpowiadałem skromnie - "nie przeszkadza. " Potem okazywało się, żę pomaga.  Być może patrzę na to z senstymentem jak na swoją młodość i taki "złoty wiek".    Natomiast jeśli pojawi się tu p. Hartman i jemu podobni, to pytanie "Po co..." staje się zasadne. No, ale to problem  nie tylko filozofii, ale nauk społecznych i tzw. "humanistyki", a lektura doniesień o oszustwach w naukach przyrodniczych nie stawia ich z definicji poza podejrzeniami.       To chyba część większej całości i  warto zastanowić się dlaczego psiejemy, rozmieniamy sie na drobne, dlaczego najzdolniejsi idą do biznesu lub zagranicę, a głupcy i lenie do polityki i "naukowośći".
MR
Maciej Roszkowski
18 lutego 2014, 17:51
       Chyba nie jestem obiektywny. Poszedłem na filozofię, bo jak jeden z bohaterów Zanussiego (wiem ,wiem, chciał studiować fizykę) chciałem się dowiedzieć "jak to jest?" Było to na tyle dawno, że był jeszcze kontakt z Tatarkiewiczem, choć już nie wykładał. Podobnie Ajdukiewicz. Na kilka wykładów Ingardena jeździliśmy do Krakowa. Kołakowski właśnie brał rozbrat z marksizmem i zaczął być warty słuchania i czytania. a Klemens Szaniawski zaskakiwał nas zastosowaniami matematyki do nauk społecznych i odtąd nigdy nie użyłem określenia "nauki ścisłe", byłem na tych ostatnich seminariach Stanisława Ossowskiego. To było coś, co ukierunkowało mnie na całe życie, a podejmując pracę w wielu dziedzinach na pytanie  "no ale jak się ma ta pańska filozofia i socjologia do  naszych tu obowiązków odpowieadałem skromnie - "nie przeszkadza. " Potem okazywało się, żę pomaga.  Być może patrzę na to z senstymentem jak na swoją młodość i taki "złoty wiek".    Natomiast jeśli pojawi się tu p. Hartman i jemu podobni, to pytanie "Po co..." staje się zasadne. No, ale to problem  nie tylko filozofii, ale nauk społecznych i tzw. "humansityki", a lektura doniesień o oszustwach w naukach przyrodniczych nie stawai ich z definicji poza podejrzeniami.       To chyba część większej całości i  warto zastanowić się dlaczego psiejemy, rozmieniamy sie na drobne, dlaczego najzdolniejsi idą do biznesu lub zagranicę, a głupcy i lenie do polityki i "naukowośći".
17 lutego 2014, 14:22
Nie będę pisał tutaj o błędnym rozumieniu studiów wyższych jako źródle dobrej pracy i możliwości wyuczenia zawodu. Od tego są szkoły zawodowe Ciekawe... Wiedziałem dobrze, że wybierając filozofię, nie ułatwię sobie w ten sposób znalezienia pracy (jak np. studenci informatyki). Acha. Rozumienie studiów informatyki jako "źródło dobrej pracy i możliwości wyuczenia zawodu" jest błędne. To naprawdę bardzo, bardzo ciekawe. Idąc dalej tym ciekawym tokiem rozumowania, kto to widział, by absolwent informatyki czy innego technicznego kierunku studiów, czytał Kanta. Albo Schopenhauera. Albo Feynmana (ups). No kto????? :) No cóż. Nie wszyscy mogą przecież studiować informatykę. Nie wszyscy muszą zrozumieć Feynmana. Dla tych, którzy mieli trójkę z matematyki w podstawówce, pozostaje psychologia, socjologia, ewentualnie filozofia - czy raczej historia filozofii - i dorabianie filozofii. Zawsze później można zostać didżejem. Albo projektantem gier planszowych. Chyba, że się nie uda. Wtedy zawsze pozostaje szansa na zmywak i na gorzkie myśli, nie tyle związane z grubością portfela, co raczej z rozczarowaniami.
K
Karolina
17 lutego 2014, 13:04
Pytanie - "po co filozofia?" jest równie dobre - jak "po co humanistyka"? - mimo, że takie studia nie dają "twardej", technicznej wiedzy, to mogą rozwinąć umiejętności miękkie, rozszerzyć sieć znajomości, tudzież poszerzyć horyzonty myślowe, co może się przydać w przeróżnych sytuacjach - tym niemniej jeśli ktoś idzie na studia z myślą o przyszłej pracy to niewątpliwie lepiej wziąć kierunki techniczne, medyczne albo chociaż lingwistyczne (np. język koreański, holenderski i języki skandynawskie są przydatne i mało powszechne wśród Polaków...)
G
gjaryczewski
17 lutego 2014, 12:47
Wstyd tak zapychąć wątek, dziękuję za wymianę zdań i do przeycztania w innych dyskusjach :-) PS Panie Karolu, żałuję, że nic Pan nie napisał. Może innym razem lub inną drogą dowiem się, co tam profesorowie wymyślili...
G
gjaryczewski
17 lutego 2014, 12:44
Drogi MR, w jakim sensie celebrytami byli starożytni filozofowie, czy nawet Einstein? Wprawdzie dość popularnym znaczeniem terminu "celebryta" jest "osoba znana z tego, że jest znana", ale jest to znaczenie ironiczne i źle opisuje tych celebrytów, którzy są znani ze względu na coś innego. Oto, proszę, dwie definicje, pierwsza z Wikipedii, druga ze Słownika języka polskiego (sjp.pl): 1) termin odnoszący się do osoby często występującej w środkach masowego przekazu i wzbudzającej ich zainteresowanie, bez względu na pełniony przez nią zawód; 2) osoba popularna, często pojawiająca się w środkach masowego przekazu. Z poprawką na obecność w środkach masowego przekazu, których nie było w starożytnej Grecji, styl życia i sofistów, i Platona, i Empedoklesa wskazywał na ich poszukiwanie uznania i sławy u bliźnich, a historia potwierdza, że byli podziwiani jako starożytni celebryci. Platon i Empedokles byli nawet czczeni, jakby byli istotami boskimi. Einstein nie szukał takiej sławy, o ile mi wiadomo, ale z pewnością był celebrytą środków masowego przekazu. Pisze Pan, że wymienione przeze mnie osoby "choć występowały publicznie, to miały coś ważnego do powiedzenia". Jeśli chodzi o subiektywne poczucie celebrytów, to każdy celebryta, który coś mówi (bo zgadzam się z tym, że niektórzy używają twarzy tylko do pokazywania), ma coś ważnego do powiedzenia. A jesli chodzi o moje subiektywne poczucie, to ani sofiści, ani Platon, ani Empedokles nie powiedzieli nic, czego bym żałował, że tego się od nich nie dowiedziałem. No, jedna poprawka: bez Platona nie wiedziałbym tyle o Sokratesie, którego akurat cenię sobie wysoko jako mędrca. Osiągnięć Einsteina nie podważam.
G
gjaryczewski
17 lutego 2014, 12:21
(cd) I have a dream: filozofowie dumają nad bieżącymi problemami, odporni na choroby sceptycyzmu i idealizmu, a potem ustanawiają dobrze wysmażone dogmaty, tj. sformułowania najlepiej uzasadnionych poglądów, a wyrażając tym troskę o człowieka i cywilizację, kierują się regułą "primum non nocere". Czy to marzenie spełnić się może na współczesnym uniwersytecie? Nie widzę potencjału. Dlatego nie będę płakał, jeśli pozamykają wydziały filozofii i przeniosą naukowców na wydziały historii.
G
gjaryczewski
17 lutego 2014, 12:20
(cd) Piszesz, że jestem intelektualnie dobry, ale skąd taki pogląd? ;-) Nie udało mi się skończyć żadnego z trzech kierunków studiów, które podjąłem, zabrakło mi i wytrwałości, i intelektualnych zdolności. Nawet jeśli to prawda, że jestem dość dobry, w co mam codziennie powody wątpić, to pozostaje główne pytanie: jakie uzasadnienie ma studiowanie filozofii współcześnie? I tu dochodzimy do właściwej odpowiedzi, której udzielasz, choć być może to ani nie jedyna Twoja odpowiedź, ani nie najważniejsza: filozofia jest potrzebna jako generator pytań. "Pytanie napędza naukę, bez problemu nie ma badań, a bez badań i teorii nie będzie dobrej wiedzy praktycznej". Otóż problem w tym, że pytania, które zadaje filozofia, nie napędzają już nauki jako takiej. Badania nad in vitro nie są inspirowane pytaniami filozofii. Ale filozofia mogłaby dac odpowiedź na pytanie, czy należy je kontynuować, a jeśli tak, to w jakim charakterze. Badania nad gender nie są inspirowane filozofią, Ale filozofia mogłaby rozlożyć na elementy ideologię stojącą za gender i odpowiedzieć na pytanie, czy brać ideologię gender czy od niej uciekać. Filozofowie nie potrafią się zdecydować na wybór najlepszej z możliwych odpowiedzi, a samych odpowiedzi jest dosyć. Czego więc uczą? Nie tyle zadawania pytań, bo tego uczą też inne dziedziny nauki. Aale jak żadna inna dziedzina nauki, filozofia utrwala postawę niemożności dania zdecydowanej odpowiedzi na najbardziej istotne pytania dla człowieka i cywilizacji. I to mnie chyba najbardziej boli: najbardziej pożyteczna nauka, jaką jestem sobie w stanie wyobrazić, jest najbardziej słabą i najbardziej niezdolną do pomocy w kwestiach najistotniejszych. Takie jest moje doświadczenie obcowania z myślą współczesnych profesorowi filozofii, od Kołakowskiego zaczynając, a na Hartmannie kończąc. (cdn)
G
gjaryczewski
17 lutego 2014, 12:19
Drogi CZ, cieszę się, że nie jestem sam na tym forum jako przekonany, że studia filozoficzne nie są potrzebne, choć może nie o to Ci dokładnie chodziło :-) Piszesz bowiem, że po studiach jest się w tym badaniach dużo sprawniejszym. O ile trafisz na dobrego wykładowcę, owszem, jest to możliwe, ale to zapewne tak rzadka sprawa, jak trafienie na dobrego hydraulika czy lekarza. Są w mniejszości. Moje doświadczenie jest takie: spotkałem wiele osób, które przeszły kurs filozofii na niefilozoficznym wydziale uniwersyteckim. Nie zauważyłem, żeby to się przełożyło na większą sprawność filozoficzną. Spotkałem też trochę absolwentów filozofii: z nielicznymi chlubnymi wyjątkami, to spotkanie ich własnie m.in. przekonało mnie, że coś jest nie tak z filozofią współczesną. To moje doświadczenie, nie mam pretensji do obiektywności, ale jest na tyle dojmujące, że - może dla niektórych zuchwale - zadaję pytanie: po co nam filozofia? Są też inne powody, dla których zadaję sobie to pytanie, ale nie miejsce tu na to. (cdn)
MR
Maciej Roszkowski
14 lutego 2014, 18:35
Zadawanie pytań, wątpliwości są dobrym narzędziem poznania, jeśli mobilizują do poszukiwania odpowiedzi. Zastanawiając się nad tajemnicami świata  i człowieka, istotą dobra etc. właśnie " filozofujemy". Bo filozofia, to nie tylko historia filozofii. To trochę jak z tym p. Jourdain, który jak się okazało mówił prozą.  Różne dziedziny wiedzy przynoszą nam odpowiedzi napytania cząstkowe, filozofia to porządkuje i uogólnia.  Inżynieria budowlana, to umiejętności praktyczne, bardzo ważne i też mogą nas zastanawiać lub zachwycać, jeśli tworzą połączenie harmonii, funkcji i piękna. Patrząc na piękną budowlę, czy most przeżywam wzruszenie nie tylko podziw dla projektana, to fakt.  Umiejętność zagłębienia się w ciszy jest w nas lub jej nie ma. Jest koniecznym,choć nie dostatecznym, warunkiem oddzielenia, porządku, ładu od zgiełku. W jakim sensie celebrytami byli starożytni, czy Einstein? Najlepsze ze znanych mi określeń celebryty, to ktoś znany z tego, że jest znany. To wydmuszki sztucznie zapładniane przez media, dość prędko nakłuwane i wpadające w niebyt. Niektórzy walczą na zęby i pazury, ale celebryci, to inna kategoria wagowa. O ile pamiętam wymienione przez Pana osoby, choć występowały publicznie, to miały coś ważnego do powiedzenia.
C
CZ
14 lutego 2014, 17:14
@gjaryczewski. Nikt nie potrzebuje studiów filozoficznych żeby zastanawiać się nad istotą świata czy moralności, a tym bardziej nad tym czy jego działanie jest dobre czy złe. Po studiach jednak byłby w tym dużo sprawniejszy. Co do indywidualnej nauki to nie każdy jest tak intelektualnie dobry jak ty. Czasem potrzeba czasu i pomocy, na przykład wykładowcy, żeby zrozumieć niektóre problemy i ich rozwiązania, nie wspominając już o systematyczności (chociażby tej najniższej tj. od sesji do sesji) w zdobywaniu tej wiedzy którą wymuszają studia (bo na studiach z filozofii nie nie wystarczy przeczytać Odysei żeby dali magistra:) ).  Co do pytań jakie generuje filozofia. Pytanie napędza naukę, bez problemu nie ma badań, a bez badań i teorii nie będzie dobrej wiedzy praktycznej. Poza tym jeżeli ktoś nie widzi problemu to nie znaczy, że go nie ma. Raczej znaczy to że ten ktoś żyje w nieświadomości. 
G
gjaryczewski
14 lutego 2014, 01:54
Panie Karolu, proszę o krótkie resume ze spotkania z profesorami, bo ja z tymczasowej stolicy Polski... Jest jakaś nowa myśl, czy wszystko już powiedzieli Platon z Kantem?
G
gjaryczewski
14 lutego 2014, 01:49
Drogi MR, jeśli filozofia każe mi upewniać się, czy faktycznie poznaję lub czy jestem w stanie skutecznie rozpoznać dobro, to ja dziękuję, dam sobie radę bez. Nie potrzebuję też do tego filozofii, aby zastanawiać się nad tajemnicami świata i człowieka, mogę sięgnąć po wstęp do topologii albo po "Odyseję". Lepiej niż filozofia dyscyplinuje umysł inżynieria budowlana, bo każe naraz ujmować wiele aspektów projektu, matematycznych i technicznych, a na koniec muszę zbudować dom. A mogę być uznanym filozofem jako sceptyk, trafić do 14 tomu historii filozofii i nic istotnego nie stwierdzić. Do poszerzania wiedzy służą różne dziedziny nauki, ale raczej nie filozofia. Filozofia służy raczej pogłębieniu wątpliwości. Rzadko kiedy stawia odpowiedzi, co do których panowałaby zasadnicza zgoda, dzięki czemu można by oprzeć się na autorytecie naukowców-filozofów w dyskusji. Aby nie być gołosłownym, powracam do pytania o gender: uciekać, czy brać, filozofio? Filozofia nie odpowiada na pytania, raczej je mnoży. Filozofia nie przynosi ciszy do poznania. Filozofia przynosi zgiełk poglądów. Swoją drogą, celebrytyzm filozofów nie jest specyfiką dzisiejszego czasu. Celebrytami byli sofiści, celebrytą był Platon, celebrytą był Empedokles. Ale niech tam filozofowie będą i celebrytami, byle by mieli coś istotnego do powiedzenia, byle by byli mądrzejsi od nas, szaraczków. Einstein był celebrytą, ale był wielkim naukowcem. Podtrzymuję więc wątpliwość: po co studiować filozofię we współczesnym, uniwersyteckim wydaniu?
MR
Maciej Roszkowski
13 lutego 2014, 18:13
Po co studiować filozofię? Bo każe zastanawiać się nad rzeczami, które zdają nam się proste, a wcale nie są, bo dyscyplinuje myślenie, bo umożliwia kontakt i włączenie się do grona ludzi poszerzających wiedzę, a nie tylko umiejętności. "Filozofując" odpowiadamy sobie na pytania, które dziś przykrywa zgielk, ten "sound of silence" -Simon i Gafunkel- warto wrócić do ich tekstu.   A więc nie pytanie, czy studiować filozofię, tylko gdzie jej uczą dobrze? I tu niestety długa cisza, zakłócana wygłupami kilku filozofów celebrytów.  
G
gjaryczewski
13 lutego 2014, 16:22
O, a w kwestii gender: jakie stanowisko proponuje nam filozofia? Uciekać, czy brać?
G
gjaryczewski
13 lutego 2014, 16:09
Karolu, a może jest przeciwnie, tj. studia filozoficzne z roku na rok coraz bardziej mają związek z filozofią? Bo zasadnicze pytanie brzmi: jak jest dziś pojmowana filozofia? Wybiorę sobie jedne pytanie uszczegóławiajace: czy mamy gmach ustaleń dokonanych przez pokolenia filozofów, jak to jest w przypadku matematyki, biologii lub psychologii? Ano własnie: nie. Filozofia współcześnie, w moim odczuciu, nabiera masy krytycznej jako dziedzina wiedzy, która nie jest zdolna do dokonania ustaleń. Nieprzypadkowo pytam Anię o współczesny uniwersytet. Czy absolwent filozofii takiego uniwersytetu jest w stanie powiedzieć - a ta odpowiedź będzie miałą certyfikat autorytetu naukowego - jaki model państwa przyjąć lub jakie postępowanie nazwać moralnie dobrym? Czy znasz jakiś inny przykład nauki, w której dialog kogoś, kto chce dopiero poznać jej dziedzinę, z kimś, kto tę dziedzinę opanował w stopniu co najmniej magisterskim, przebiega tak, jak w przypadku filzofii? - Hej, słyszałem, że jesteś mistrzem w dziedzinie filzofii. Czy mógłbyś mi polecić jakieś przystępne wprowadzenie? - Pewnie, najpierw zacznij od "Historii filozofii" Tatarkiewicza... Od historii?! Od historii... A na czym się kończy studiowanie filozofii? Też na znajomości historii filozofii. Dlatego moje zdanie jest takie: należy albo przenieść filozofię na wydział historii, albo odrzucić współczesną koncepcję jej studiowania. Co Ty na to? Co na to Ania? :-)
K
Karol
13 lutego 2014, 15:42
To rzeczywiście poważny problem - studia filozoficzne z roku na rok mają niestety coraz mniej wspólnego z filozofią. W każdym razie spodziewam się odpowiedzi od słynnych profesorów filozofii obecnych na dzisiejszej debacie w Krakowie :)
G
gjaryczewski
13 lutego 2014, 15:36
Aniu, wezmę na siebie ciężar bycia idiotą :-) Nie jestem wcale przekonany, że warto studiowac filozofię we współczesnym wydaniu, więc zadam pytanie: po co studiować filozofię na współczesnym uniwersytecie?
BK
Bartosz Klimek
13 lutego 2014, 09:02
rozumiem pytanie "co będziesz robił po takim kierunku". Ale tylko idiota zapyta PO CO studiować filozofię. Podobno nie ma głupich pytań... Ja jednak nie ugnę się i spytam: po co? Po prostu nie wiem, więc pytam :) Ten artykuł częściowo odpowiada. Odnoszę wrażenie jednak, że jeśli studiować filozofię, to wyłącznie jako dodatek do innego kierunku. Moje doświadczenia są takie, że studia obejmujące matematykę, fizykę, logikę i elementy lingwistyki dają sporo z tego, co tu opisano, o ile oczywiście ktoś zajmuje się tym na serio (a także dużo więcej!). Pozostaje metafizyka i etyka. Ta pierwsza, jeśli z niej wyjąć to, co zapewniają podane wcześniej nauki, staje się drogą na manowce, nieweryfikowalnymi rozważaniami. Natomiast etyka - tak, ten przedmiot często pomija się na studiach ścisłych, a nawet jeśli jest, to w formie szczątkowej ("byle zaliczyć"). Za pewne wyjdę na barbarzyńcę ;)
A
Ania
12 lutego 2014, 22:24
rozumiem pytanie "co będziesz robił po takim kierunku". Ale tylko idiota zapyta PO CO studiować filozofię.