Nie żyje Burke Shelley. Wokalista zespołu Budgie przegrał walkę z chorobą
"Chcę żyć tym, co mi pozostało i nie być kaleką. Mam wiarę w Boga i nie martwię się o to, dokąd pójdę. Pójdę tam, gdzie On zdecyduje się mnie zabrać, a w międzyczasie będę robił to, co chcę robić. To proste" - mówił Burke Shelley jakiś czas przed śmiercią.
Burke Shelley miał 71 lat. Jak poinformował portal Interia, Ela Shalley, córka muzyka, napisała na Facebooku o śmierci ojca.
"Z wielkim smutkiem informuję o śmierci mojego ojca, Johna Burke Shelleya. Odszedł dziś wieczorem we śnie w Heath Hospital w Cardiff, mieście, w którym się urodził. Miał 71 lat. Proszę o szacunek dla rodziny w tym czasie. Z miłością, czwórka jego dzieci: Ela, Osian, Dimitri i Nathaniel" - czytamy na Facebooku Eli Shalley.
Dwa lata temu artysta potwierdził, że ma tętniaka aorty. Wyznał również, że cierpi na zespół Sticklera - zaburzenie genetyczne mogące powodować problemy ze stawami i wzrokiem. Nie poddał się jednak operacji, obawiając się uszkodzenia kręgosłupa - informuje Interia.
"Chcę żyć tym, co mi pozostało i nie być kaleką. Mam wiarę w Boga i nie martwię się o to, dokąd pójdę. Pójdę tam, gdzie On zdecyduje się mnie zabrać, a w międzyczasie będę robił to, co chcę robić. To proste" - mówił artysta, cytowany przez Interię.
Źródło: Interia / pk
Skomentuj artykuł