Hartowanie ciała nie musi wykluczać zdrowego rozsądku
Często to nie złe przygotowanie jest przyczyną górskich tragedii, ale brak umiejętności odpuszczania. Pogoda, która zimą panuje na szlakach, jeszcze bardziej potęguje związane z tym niebezpieczeństwo.
Bardzo niska temperatura i silny wiatr, to zjawiska, na jakie zimą narażeni są ludzie chodzących po górach. Każdy, kto wyrusza na szlaki - tatrzańskie i beskidzkie - doświadcza warunków podobnych do tych, jakie panują na Syberii. "12 lutego o godzinie 6:00 odczyty z posterunków meteo wskazały -28 stopni Celsjusza dla Łomnicy i -24,8 stopni Celsjusza dla Kasprowego Wierchu. Odczuwalna temperatura w tych miejscach oszacowana została odpowiednio na -63 i -54 stopnie Celsjusza" (taką informację podał portal Tatromaniak). Odczucie zimna potęgował bardzo silny wiatr. W takich warunkach organizm człowieka zachowuje się inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Kiedy zdobyte umiejętności nie wystarczają
W normalnej, mniej ekstremalnej pogodzie, zimowe chodzenie po górach jest bezpieczne przy przestrzeganiu kilku reguł. Należą do nich: odpowiednie buty, zasada trzech warstw, czapka i ciepłe rękawice, gorąca herbata w termosie oraz zaplanowanie trasy z uwzględnieniem prognozy pogody, długości dnia i własnych możliwości. Więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj. W panujących obecnie warunkach umiejętności zdobyte w czasie dotychczasowych wędrówek mogą nie wystarczyć. Wychłodzenie organizmu następuje znacznie szybciej - nawet krótki postój może rozpocząć proces, który w porę niezatrzymany, doprowadzi do hipotermii i śmierci.
13 lutego br. ratownicy bieszczadzkiego GOPR-u, ku przestrodze, opublikowali na Facebooku zdjęcie odmrożonych rąk mężczyzny, którego wcześniej uratowali. Poszkodowany był dobrze przygotowany do wędrówki, znał góry, miał odpowiednie ubranie i termos z gorącą herbata. Jak sam potem przyznał, popełnił jeden błąd – gdy zauważył, że coś jest nie tak (poczuł lekkie drętwienie dłoni), nie wyjął z plecaka cieplejszych rękawic i kontynuował wędrówkę. Od tego momentu jego ręce stopniowo zamarzały. Ten przykład pokazuje, że nie złe przygotowanie jest często przyczyną tragedii, ale nieumiejętność odpuszczania.
Hartowanie ciała, a nieumiejętność odpuszczania
Ostatnio coraz więcej osób morsuje w lodowatej wodzie i chodzi po górach jedynie w butach i szortach. Mają na nadgarstkach zegarki z czujnikami tętna i celami do osiągnięcia. Taka moda na hartowanie organizmu i przekraczanie granic - choć sama w sobie jest dobra - nie pomaga w uczeniu się odpuszczania. Tymczasem oznaką siły i prawdziwego hartu ducha jest często wybranie krótszej trasy, zawrócenie lub ubranie cieplejszych rękawic, gdy nie jest jeszcze na to za późno.
Nie jest moim celem szufladkowanie ludzi i mówienie, że np. morsowanie jest złe. W żadnym wypadku! Raz sam wszedłem do lodowatej wody i uważam, że było to genialne doświadczenie. Chcę jedynie zaznaczyć, że trudne wyzwania często podejmują osoby zupełnie do tego nieprzygotowane. Tak właśnie jest w przypadku "morsowania w górach". Nie znam się na tym, więc tego nie robię. Rozsądek podpowiada mi, że aby zimą wybrać się na Babią Górę jedynie w butach i szortach, nie wystarczy usłyszeć, że to jest fajne. Do tego potrzebne jest przygotowanie, świadomość swoich możliwości i doskonałe zdrowie. Czy każdy "górski mors" na pewno bierze to pod uwagę?
Planując wyjście w góry, mierzmy siły nad zamiary. Zwłaszcza wtedy, gdy pogoda jest ekstremalna. Odzwyczailiśmy się od mroźnych zim, ale - jak widać - góry nie. Pamiętajmy o tym i przygotujmy się lepiej do następnej wycieczki. Przede wszystkim mentalnie.
Tekst ukazał się na blogu Mapa bezdroży
Skomentuj artykuł