San Ignacio Mini - barok w dżungli

W tę dzicz dotarli w pierwszych latach XVII wieku jezuici z intencją przeprowadzenia pewnego eksperymentu społecznego (fot. Carlos Adampol / flickr.com)
Jan Gać / slo

Do programu podróży po Ameryce Południowej warto włączyć rejon jezuickich redukcji Indian Guarani. Niegdyś jednorodny kulturowo, został obecnie podzielony granicami trzech państw: Paragwaju, Brazylii i Argentyny.

W widłach rzek Parany i Urugwaju leży część tej krainy o intrygującej nazwie Misiones, czyli Misje. Studiując mapę Ameryki Południowej, można odnieść wrażenie, że to gdzieś na krańcach świata, w niedostępnej dżungli, w zagubieniu i izolacji od obszarów cywilizowanych. Tymczasem ten skrawek argentyńskiej ziemi uchodzi za jeden z najlepiej zagospodarowanych rolniczo, a po nieprzebytych niegdyś wiecznie zielonych lasach tropikalnych pozostały najwyżej obrzeża rzek. Jednak historycznie i pod względem zachowanych tam zabytków to jeden z najciekawszych obszarów na kontynencie. Co się zatem tu działo?

Eksperyment

W tę dzicz dotarli w pierwszych latach XVII wieku jezuici z intencją przeprowadzenia pewnego eksperymentu społecznego. Pragnęli dowieść, że na naszej skołatanej planecie, szarpanej nieustannymi wojnami i doświadczanej niesprawiedliwością, można zbudować sprawiedliwą społeczność na fundamencie Ewangelii, wolną od wojen i przemocy. Na przeprowadzenie eksperymentu wytypowali Indian Guarani, lud, o którym powiadano, że z natury jest usposobiony do przyjęcia wiary chrześcijańskiej i uzdolniony do zaakceptowania pozytywnych zdobyczy cywilizacji europejskiej. W jaki sposób tego dokonać? W pierwszej kolejności należało tych rozproszonych ludzi zebrać i zorganizować w zwarte osady, a dopiero potem poddać ich systematycznej i metodycznej ewangelizacji przy równoczesnym wdrażaniu europejskich umiejętności, rzemiosł i zasad życia cywilizowanego. Owe osady misyjne, zwane redukcjami, funkcjonowały przez 158 lat, od 1609 do 1767 roku, kiedy to z rozkazu króla Karola III wydalono jezuitów z zamorskich dominiów Hiszpanii. Dzieje redukcji traktować można jako przyczynek do studium ludzkiej wzniosłości i ludzkiej podłości. Z jednej bowiem strony ich istnienie to przykład niewyobrażalnego wysiłku, poświęcenia, heroizmu i mądrości garstki szaleńców Ewangelii, którzy dla ocalenia dusz bliźnich gotowi byli do najwyższych poświęceń. Z drugiej strony zagłada redukcji może uchodzić za przykład nikczemności, perfidii i egoizmu wielkich tego świata, bezwzględnych w dochodzeniu do własnych celów politycznych.

DEON.PL POLECA


Redukcja św. Ignacego

Misję tę znalazłem w pobliżu asfaltowej drogi łączącej rejon wodospadów Iguazu z miastem Posadas. Wycięta w lesie alejka doprowadziła mnie na rozległy plac o grubej, gąbczastej, starannie wykoszonej trawie. Na otwartej przestrzeni słońce paliło niemiłosiernie. Usiadłem w cieniu na zwalonym fragmencie jakiejś budowli, próbując przywołać obrazy sprzed trzech stuleci. Wydawało się, że skądś dochodzą rytmiczne recytacje indiańskiej dzieciarni – może ze szkolnych ław? Nie, to złudzenie, od dawna nie ma tu nie tylko szkolnych ław. Martwa cisza. Smutek upadku. Murowane z kamienia solidne domy stały tu kiedyś szeregowo w kilku rzędach wokół centralnego placu, jak na współczesnych osiedlach. Tylko nieliczne zachowały się w jakim takim stanie, pozwalającym wyobrazić sobie ich pierwotny wygląd. Większość została rozebrana na budulec przez mieszkańców założonego po upadku misji miasteczka. Architektura domów ujawnia znajomość mentalności i potrzeb Indian przez projektujących je misjonarzy. Dążąc do uszanowania odwiecznych obyczajów Guarani, gromadzących się na nocleg we wspólnych pomieszczeniach zdolnych pomieścić kilkadziesiąt osób, zaprojektowali szeregowiec dla średnio ośmiu rodzin. Jednocześnie by zapewnić im intymność i podkreślić znaczenie rodziny monogamicznej, każda z tych rodzin otrzymała w szeregowcu własne pomieszczenie, wystarczająco obszerne dla kilku jej członków.

Barok w dżungli

Wschodnią pierzeję placu zamyka kościół z przyległym doń klasztorem. Okaleczona fasada, zerwane nadproża, w miejsce sklepienia otwarte niebo – oto obraz zniszczenia. W dotyku porowata powierzchnia użytego na budowę piaskowca jakby jeszcze żyła. I ten jego miękki odcień różu, taki sam jak barwa ziemi nad Paraną. Aż trudno uwierzyć, że w pierwszym już pokoleniu indiańscy mieszkańcy redukcji mogli osiągnąć taką zręczność w rzemiosłach budowlanych, bo przecież to oni wycinali w szlachetnym kamieniu motywy kwiatów, powoju, winnej latorośli, której nigdy na oczy nie widzieli. Wykuwali w piaskowcu postaci całych aniołów, nawet ze skrzydłami, w jakże wspaniałej barokowej manierze. A wszystko to z inspiracji zakonników, na podstawie zaprezentowanych Indianom modeli lub pokazanych im w książkach miedziorytów. Jak to możliwe, by zbieraczy i myśliwych, żyjących z darów lasu, w jednym pokoleniu można było przemienić w rolników, hodowców bydła, rzemieślników, artystów, śpiewaków, muzyków, a nawet literatów!

Jak to możliwe, by ci ludzie, bytujący prawie że w szałasach, zdołali pobudować świetnie zorganizowane osady, zamożne, skanalizowane, zaopatrywane akweduktami w bieżącą wodę, podczas gdy w miastach hiszpańskich, takich jak Asunción czy Buenos Aires, aż do XIX wieku nieczystości wylewano na ulice, dachy zaś wielu domów kryte były jeszcze strzechą, a nie wypalaną dachówką, jak w redukcjach. Poszedłem oglądać odsunięte za dzielnicę mieszkalną warsztaty Indian, podobnie jak domy rozebrane prawie do gruntu. A zatem to tutaj Indianie wykuwali swoje umiejętności, bo osada misyjna miała być nie tylko ośrodkiem formacyjnym w wierze chrześcijańskiej, ale też szkołą, fabryką, eksperymentalnym ogrodem.

Zmarnowane możliwości

Gdyby redukcje nie zostały zniszczone i dotrwały do pierwszych dekad XIX wieku, kiedy z hiszpańskich wicekrólestw wyodrębniały się niepodległe państwa Ameryki Południowej, zapewne jedno z nich stałoby się modelowym państwem indiańskim, może najbardziej rozwiniętym gospodarczo. Jakże inaczej wyglądałyby wówczas nowożytne dzieje tego kontynentu. Tak się jednak nie stało. W jedną lipcową noc 1767 roku aresztowano jezuitów we wszystkich 30 misjach Guarani – prawie 80 ojców, którzy mieli pod swoją opieką 150 tysięcy Indian. Po tej tragedii, nie znając i nie rozumiejąc meandrów polityki europejskich mocarstw, ludzie ci powracali w niedostępne lasy, popadając często w stan wtórnego barbarzyństwa. Redukcje zamilkły na zawsze.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

San Ignacio Mini - barok w dżungli
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.