Śladami średniowiecznych buntowników

Zobacz galerię
(fot. By FotoGraf-Zahl / flickr.com)
Jan Gać / slo

Wędrówkom po Europie można przydać głębszy sens, gdy obok podziwiania urody świata, spróbujemy choć trochę przeniknąć jej złożone dzieje. I spróbujemy je zrozumieć w duchu nie naszych, ale dawnych czasów.

Carcassonne

Piękna jest Langwedocja, muskana solą od Morza Śródziemnego, aromatyczna sosną, przyjazna widokiem winnic na falujących wzgórzach, zalana słońcem. Kraina maleńkich, średniowiecznych kościołów, ponurych zamków, niedostępnych twierdz. Kraina posadowionych na wzgórzach, ściśniętych murami niewielkich mieścin o kamiennych domach pokrytych ceglaną dachówką, nad którymi strzela w niebo wieża, wzniesiona prędzej dla obserwacji aniżeli wybijania godzin. W tej scenerii Carcassonne jawi się jak miasto z bajki, właśnie takie, jakie malują dzieci – najeżone spiczastymi basztami – a jest ich ponad pięćdziesiąt.

Zwodzony most nad głęboką fosą bez kropli wody pozwala wejść do potrójnej bramy, za którą rozchodzi się labirynt wąskich, krętych uliczek wyłożonych brukiem. Wszędzie nieprzebrane tłumy. To dla nich wszystkie te lodziarnie, winiarnie, kawiarenki, sklepiki pełne replik zbroi rycerskich, małych mieczyków, romantycznych podobizn Szymona de Montfort. Latem nie sposób uniknąć tych tłumów. W końcu znalazłem jakiś spokojniejszy skwer pod rozrosłym platanem. Nakryty śnieżnobiałym obrusem pusty stolik zapraszał do spoczynku. Lokalne wino z wygrzanych słońcem winnic o wapiennym podłożu smakuje wyśmienicie. Miejsce to nadawało się do rozmyślań, popartych lekturą zakupionej monografii miasta. Najbardziej znaną postacią w jego dziejach jest Szymon de Montfort, podwójny krzyżowiec, wpierw uczestnik IV krucjaty, po powrocie zaś z Dalmacji do Francji główny organizator krucjaty przeciw albigensom w 1209 r. Zaszedłem do kościoła Saint-Nazaire, gdzie pochowano rycerza – jak fama niosła – nieśmiertelnego, a jednak powalonego kamieniem ciśniętym przez kobietę z murów obleganej przezeń Tuluzy w 1218 r. Ciała tu jednak już nie ma, przeniesiono je do siedziby rodowej Montfortów, pozostała tylko płyta nagrobna.

Średniowieczni buntownicy

Jak to się dzieje, że w pewnych okresach ludzi nagle ogarnia jakaś idea, porywa ich jakiś obłęd, niekiedy fałszywy, a ten prowadzi często na manowce? A spodziewano się, że będzie zaczynem odnowy. W stuleciach XII i XIII przeszedł przez południową Francję i północne Włochy prąd ludowych wystąpień, którego podglebiem był powszechny bunt wobec upadku obyczajów wszystkich warstw ówczesnego społeczeństwa, najbardziej zaś duchowieństwa. Tak dalej być nie może! – słyszało się powszechny okrzyk oburzenia. Jeśli nie sposób naprawić ten świat, należy uszlachetnić własną osobę. I wielu wrażliwych podejmowało tę próbę, indywidualnie, w małych grupach, na swój sposób, zaufawszy własnej nieomylności. Wyłaniały się spontaniczne grupy “doskonałych”, we własnym mniemaniu ludzi czystych, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z zepsutym, skorumpowanym światem. Zerwali z oficjalnym Kościołem, próbując zakładać własny.

Ruchowi katarów towarzyszyły inne odmiany powszechnego buntu skupiające wyznawców dobrowolnego ubóstwa: humiliaci, czyli pokorni lub begardzi, czyli żebracy. Odrzucając instytucje kościelne, na własną rękę podejmowali oni próbę powrotu do ewangelicznych rad życia ubogiego, w pogardzie dla zaszczytów i chwały tego świata. Wchodzili w kompetencje biskupów, do których należał urząd nauczycielski, podejmując się bez przygotowania i pozwolenia głoszenia kazań. I popadali w herezje, jedne dziwaczne, inne groźne, kiedy hołdowano nawet zbiorowym samobójstwom poprzez zagłodzenie się na śmierć.

Obok Tuluzy i Albi, Carcassonne stało się jednym z głównych centrów wystąpień wymagających od swych wyznawców czystości życia, ascezy i gorliwości albigensów. Po zabójstwie przez nich w 1208 r. legata papieskiego Pierre’a de Castelnau, podjęta za przyzwoleniem Innocentego III przeciwko albigensom krucjata przybrała zastraszającą postać. Jej wykonawca, Szymon de Montfort, baron z północy Francji, obracał w perzynę langwedockie miasta i wioski, przejmując na własność oczyszczone od heretyków obszary. Dramat dosięgnął mieszkańców Béziers, których wycięto w pień. Ukryci w katedrze ludzie, zarówno heretycy, jak i katolicy, wszyscy bez wyjątku zostali tam spaleni żywcem. Dowodzący operacją nowy legat papieski, opat z Cîteaux, Arnaud Amaury, ostrzeżony, że w środku są też katolicy, podobno miał zawyrokować: Zabić wszystkich, Bóg swoich rozpozna. Prowadzona przez monarchów francuskich zaciekła wojna z katarami trwała do 1244 r., kiedy ostatni ich fanatycy, oblegani w niedostępnej twierdzy Montségur, zginęli z własnej woli, wstępując z pieśnią na ustach w gigantyczny stos płomieni.

Istniała inna droga

Jeden z tych zbuntowanych wobec świata, Franciszek z Asyżu, znalazł alternatywną drogę zaradzenia złu. Nie obok Kościoła, ale w jego łonie. W 1210 r. udał się do Rzymu i został przyjęty przez Innocentego III. Ten wybitny i światły papież rozpoznał w osobie młodego oberwańca – poverello – i jego dwunastu towarzyszy nowy zaczyn Kościoła. Franciszek porwał za sobą tysiące podobnych mu zapaleńców, którzy wrażliwość do naprawiania świata i swą energię duchową oddali na służbę Kościołowi. Kto wie, czy dobra wola ludzi, wypalana w błędnych naukach katarów, albigensów, waldensów, begardów i tuzina innych sekt tamtego czasu, nie została rozpalona na nowo przez ruch franciszkański i skierowana na właściwe tory? Jest to czas – rok 1215 – IV Soboru Laterańskiego, kiedy Kościół próbuje dźwignąć się choć trochę z upadku.

W to dzieło odnowy wpisały się dwa powstające podówczas zakony, jedyne zaakceptowane przez ojców soborowych. Zakon franciszkanów (Braci Mniejszych) głosząc surową ascezę i moralną doskonałość, miał służyć ubogim, chorym i nieszczęśliwym, nie sięgając jednak po broń. Dominikanów – zakon kaznodziejów, papież obarczył nadto obowiązkiem pilnowania czystości wiary, powierzając im narzędzie inkwizycji, która zaistniała w okresie krucjat przeciw albigensom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Śladami średniowiecznych buntowników
Komentarze (9)
A
A
20 kwietnia 2011, 17:39
w Parafii p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie W Wielką Środę 20 kwietnia wystąpi w naszym kościele Jordi Savall z zespołem Hesperion. Koncert nosi tytuł "Tragedia Katarów". Symboliczne zadośćuczynienie?
.
.
16 kwietnia 2011, 22:43
Zgadza się. Dla mnie Średniowiecze było o wiele bardziej oświeconą epoką niż tzw. Oświecenie. Każde czasy mają swoje blaski i cienie. Łatwo nam oceniać z perspektywy ciepłego zacisza. A jak było naprawdę, trudno powiedzieć na podstawie szczątkowych danych. Musimy jednak rozpraszać mroki ciemnych kart Kościoła grzeszników. Jeśli tego nie zrobimy z całą rzetelnością i stanowczością, zrobią to ci - i już to robią! - którzy byliby radzi z jego upadku.
S
Siostra
16 kwietnia 2011, 22:29
Właśnie czytam ksiazkę na temat średniowiecza, która dowodzi,ze hasło: Zabić wszystkich Bóg rozpozna swoich, nie znajduje uzasadnienia w źrodłach historycznych.Napisala ja farnacuska autorka tytul ksiazki: O średniowieczu inaczej.Myslę ,ze na temat tej epoki nosimy wiele stereotypów,powielanych przez wieki tzw jasne,moze warto zobaczyc tam nie tylko krucjaty,mordy i inne upadki,ktore niesie ze soba kazda epoka ale też bogactwo i piękno,które na nowo przez niektrych historykow jest odkrywane... Katedry  na pewno zaprzeczaja ceimnocie a co wiecej,warto szukac...  
.
.
16 kwietnia 2011, 14:53
Tym ogłoszeniem zdemaskowali zło tych, którzy dokonali tej nieboskiej krucjaty niechrześcijańskiego sojuszu ołtarza i tronu. Ale to inne czasy. Może to było wtedy dobre? Może trzeba było w wiekach późniejszych wycinać w pień - może nie byłoby komunizmu i nazizmu? Katarzy nie byli satanistami i nie dokonywali krwawych ofiar (sami zostali taką ofiarą), byli dualistami. Szatan, demiurg tego świata, zasiada na firmamencie, skąd kieruje swoim dziełem. Sklepienie niebieskie (...) jest miejscem granicznym, gdyż tu kończy się władza demiurga i rozpoczyna władztwo dobrego Boga. Charakter tego punktu przejściowego podkreśla Wizja Izajasza, w której czytamy, że toczy się tam bitwa pomiędzy zwolennikami Boga i siłami Szatana, która będąca ["wzorem"] dla walki miedzy dobrem i złem na ziemi. (...) świat widzialny, zły, ufundowany jest na nicości (nihil), natomiast świat niewidzialny, dobry – na miłości (caritas). <a href="http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/aurea_catena_gnosis/dobkowski_katarski_system_zbawczy.htm">http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/aurea_catena_gnosis/dobkowski_katarski_system_zbawczy.htm</a> Szczególnie musiało razić, że katarzy byli wrogami ustroju feudalnego twierdząc, że bogatych ludzi nie powinno być wcale. Sprzeciwiali się również monarchii. Jakże się cieszę, że jesteśmy po Vaticanum II!
M
m.
16 kwietnia 2011, 12:48
Krucjatę przeciwko Albigensom wywołało  ogłoszenie przez nich po długich dyskusjach że "świata nie stworzył Bóg lecz szatan".Warto też postudiować historię Langwedocii.   Pan Gać oprowadza po Mex. czy i tam wyobrażamy sobie katedrę obok świątyni Azteków (...o 11.oo Msza Św. a od 16.oo obok wyrywanie serc i karmienie bogów ich życiodajnym napojem...)  Uważem, że mogąc wypowiadać się publicznie należy "odpowiadać za słowo" a nie tylko "wkładać kij w mrowisko".
.
.
14 kwietnia 2011, 15:42
Czy to ma usprawiedliwiać zamordyzm? Racjonalizm antyklerykalny nie wyrósł z dobrych czynów ludzi religijnych.
O
opt
14 kwietnia 2011, 06:18
w imę poprawności któż to więcej uczynił zła? "Niedobry Kościół", czy "Dobrzy Racjonaliści"? "Ucz , Ucz się historii".
.
.
13 kwietnia 2011, 23:33
Obok Tuluzy i Albi, Carcassonne stało się jednym z głównych centrów wystąpień wymagających od swych wyznawców czystości życia, ascezy i gorliwości albigensów. Po zabójstwie przez nich w 1208 r. legata papieskiego Pierre’a de Castelnau, podjęta za przyzwoleniem Innocentego III przeciwko albigensom krucjata przybrała zastraszającą postać. Jej wykonawca, Szymon de Montfort, baron z północy Francji, obracał w perzynę langwedockie miasta i wioski, przejmując na własność oczyszczone od heretyków obszary. Dramat dosięgnął mieszkańców Béziers, których wycięto w pień. Ukryci w katedrze ludzie, zarówno heretycy, jak i katolicy, wszyscy bez wyjątku zostali tam spaleni żywcem. Dowodzący operacją nowy legat papieski, opat z Cîteaux, Arnaud Amaury, ostrzeżony, że w środku są też katolicy, podobno miał zawyrokować: Zabić wszystkich, Bóg swoich rozpozna. Prowadzona przez monarchów francuskich zaciekła wojna z katarami trwała do 1244 r., kiedy ostatni ich fanatycy, oblegani w niedostępnej twierdzy Montségur, zginęli z własnej woli, wstępując z pieśnią na ustach w gigantyczny stos płomieni. Teraz Kościół instytucjonalny w Europie Zachodniej pokutuje za sprzeniewierzenie się nauce Chrystusa w czynie. Takie niszczenie ludzi, bo myśleli inaczej, bo chcieli iść swoją drogą (wolna wola!) - i to jeszcze w imię Miłości! - to jest najgorsza herezja. Nigdy więcej! Heretykami byli oprawcy. I to jeszcze dokonywano rzezi po soborze! O tempora, o mores! Czy zadośćuczyniono tym zbrodniom?
I
Inna
30 września 2010, 15:15
Z przyjemnością czytając to krótkiie wspomnienie,  przypominałam sobie swój pobyt w Carcassone...  Kto nie był, to warto tam pojechać...  Dzięki za artykuł!