„Szczęśliwa jak psi ogon”. Anna Świrszczyńska nie bała się śmiać z samej siebie

„Szczęśliwa jak psi ogon”. Anna Świrszczyńska nie bała się śmiać z samej siebie
Okładka książki „Świrszczyńska. Genialna i nieznana” wydawnictwo MANDO (Fot.)
Logo źródła: MANDO dm

Dziś jest czas Świrszczyńskiej, bo nastał czas kobiet – ich emancypacji, budowania siły i samoświadomości – pisze Agnieszka Stapkiewicz. Autorka kreśli fascynujący obraz kobiety, która nie bała się mówić własnym głosem. Odkrywa wyjątkowość poetki, piszącej szczerze o jej kobiecych doświadczeniach.

Śmiech i humor to niewątpliwe wyróżniki pisarstwa i osobowości Anny Świrszczyńskiej. Paradoksalnie rzadko się o tym pamięta. W 1977 roku ukazał się w „Szpilkach” Wywiad sadystycznie‑wesoły, który pokazuje, że Świrszczyńska nie bała się śmiać z samej siebie.

DEON.PL POLECA

 

 

Osoby: Anna Świrszczyńska – poetka, Bogna Wernichowska – dziennikarka.

Wernichowska: (sadystycznie) – Czy to prawda, że pani wiersze są dlatego takie złe, że pisze je pani stojąc na głowie?

Świrszczyńska: (wesoło) – Nieprawda. Raz napisałam jeden stojąc na nogach i wyszedł taki sam.

W.: (sadystycznie) – Czy to prawda, że co tydzień urządza pani głodówki, żeby nawiązać mistyczny kontakt z duchem Marii Konopnickiej, którego pani błaga o pomoc w pisaniu wierszy?

DEON.PL POLECA


Ś.: (wesoło) – Nieprawda. Urządzam co tydzień głodówki, żeby nawiązać mistyczny kontakt z duchem Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. Dyktuje mi artykuły. […]

W.: (sadystycznie) – Czy to prawda, że pozując na oryginalność, żywi się pani wyłącznie otrębami i rzeżuchą?

Ś.: (wesoło) – Nieprawda. Latem jadam także pokrzywę i arcydzięgiel.

I tak dalej – wykpione są bodaj wszystkie obyczaje poetki, o których zapewne było głośno na Krupniczej (w Krakowie - red.), w tym niechęć do alkoholu i chęć do śpiewania (przy braku talentu).

Śmiech i humor to niewątpliwe wyróżniki pisarstwa i osobowości Anny Świrszczyńskiej. Paradoksalnie rzadko się o tym pamięta. Już w zbiorze debiutanckim, sprzed apokalipsy wojny i powstania, młoda poetka zgrabnie łączy tony wzniosłe i humorystyczne (Groteska). Później śmiech łączy się z biologicznie pojmowanym życiem i radościami, które ono przynosi: „nie prześmiany śmiech” tych, co zginęli młodo (Ziemia polska).

Co mniej oczywiste, taki właśnie młodzieńczy śmiech rozbrzmiewa również w wierszach blisko siedemdziesięcioletniej poetki. W tomie Szczęśliwa jak psi ogon wiele jest wierszy wyrażających radość „siwej kobiety”, która biega po plaży „z bezczelną miną”, grabi siano, podrzuca piłkę, je truskawki, gimnastykuje się i… staje na głowie. Wyrażają one radość najprostszą, wypływającą ze zwyczajnych czynności. Taki śmiech jest punktem dojścia w twórczej biografii autorki. To spontaniczna radość dziecka i jednocześnie radość mędrca, bo wynikająca z dojrzałej refleksji. Warto odnotować, że ten ostatni wydany za życia poetki tom, ów hymn radości, powstał wkrótce po najbardziej wstrząsającym zbiorze wierszy o powstaniu warszawskim (Budowałam barykadę, 1974).

Cztery lata po wydaniu minorowego zbioru poetka z mocą sławi „radość rzeczy nieważnej”, szczęście równie nieuzasadnione co żywiołowe, którego synonimem jest tytułowy „psi ogon”. Może opisanie wojny było niezbędnym warunkiem oczyszczającym i wyzwalającym pełnię radości życia?… A może po prostu to był czas na radość w życiu Świrszczyńskiej.

Okładka książki „Świrszczyńska. Genialna i nieznana” wydanej nakładem wyd. MANDO (Fot.)Okładka książki „Świrszczyńska. Genialna i nieznana” wydanej nakładem wyd. MANDO (Fot.)

Poczucie humoru to niepowtarzalna cecha osobowości, dlatego chcąc poznać poetkę, warto przyjrzeć się odmianom komizmu w jej twórczości, występującego niemal we wszystkich zbiorach wierszy – zwłaszcza że obecne są tu dwa zasadnicze tony: jasna i ciemna strona śmiechu.

„Nieprzeparta chęć mówienia żartem”

Sztuka

Przebywa we mnie nieprzeparta chęć mówienia żartem. Nic by

w tym nie było złego, gdyby równocześnie nie przebywała we

mnie nieprzeparta chęć mówienia poważnie. […]

Szczęśliwi, którym dano tworzyć sztukę ciężką jak życie i jednoznaczną

jak śmierć.

„Szczęśliwa jak psi ogon”

To może najbardziej charakterystyczny cytat ze Świrszczyńskiej, prawie tak znany jak „jestem baba”. Nic dziwnego, że tom poetycki wydany przez sześćdziesięciodzięwięcioletnią poetkę był zaskoczeniem dla czytelników i recenzentów, skoro otwierający go wiersz brzmi tak:

Szczęśliwa jak psi ogon

Szczęśliwa jak to, co nieważne

i wolne jak rzecz nieważna.

Jak to, czego nikt nie ceni

i co nie ceni siebie.

Jak to, z czego wszyscy drwią,

i to, co drwi z tej drwiny.

 

Jak śmiech bez poważnego powodu.

Jak krzyk, który może się wykrzyczeć.

Szczęśliwa jak byle co.

Jak byle jakie byle co.

Szczęśliwa

jak psi ogon.

Nobliwa poetka przedstawia się jako rzecz – w dodatku nieistotną, bywającą obiektem drwiny. Nie waha się porównać siebie do psiego ogona, wirującego w ekspresji radości. To obraz wyrażający wolność, niezależność od ocen i dystans do siebie. Pierwotna, bezwarunkowa i bez‑myślna radość pozwala łączyć skrajne obrazy – na przykład porównać starą kobietę do młodego chłopca:

 

Bieg po zdrowie

Wesoła i gwałtowna

jak zmysły młodego chłopca

biegnie lasem

siwa kobieta.

W króciutkich utworach wystarczy nawet jedno porównanie: „wesoła jak pupka niemowlaka” (Skąd wziąć złoty aksamit). Świrszczyńska nie boi się utraty powagi w oczach czytelnika, pisząc o bardzo prozaicznych i naturalnych reakcjach organizmu. Wie, co robi – to właśnie w nich odnajduje nieobciążoną refleksją, czystą wesołość:

Mam dziesięć nóg

Kiedy biegnę,

śmieję się nogami.

Kiedy biegnę,

połykam świat nogami.

Kiedy biegnę,

mam dziesięć nóg.

Wszystkie moje nogi

krzyczą.

Istnieję tylko wtedy,

kiedy biegnę.

Bieg wiąże się z intensywnym doznaniem zachwytu istnieniem. To szczególne, żywiołowe uczucie, właściwe zwierzętom i dzieciom, przy którym zaciera się tożsamość i poetka może wreszcie poczuć się „radosna / jak rzecz bez nazwy” (Radosna). Ciało w ruchu jak membrana wzmacnia wibracje istnienia. Świrszczyńska wie, że w bieganiu, skakaniu, grabieniu siana, ziewaniu i fizycznej miłości intensywnie obecne jest życie – ukochane bezwstydnie i bezczelnie.

Ironiczna i autoironiczna

Bez ironii właściwie nie byłoby poezji Świrszczyńskiej.

Pozornie naiwny ton mówienia czy temat doskonale służył stawianiu fundamentalnych pytań – bez obciążania ich nadmierną powagą. Sokratyczna ironia przeziera zwłaszcza przez dialogi z ciałem, choć brak tam owego upragnionego „odkrycia prawdy”, do którego dążył filozof – jakby pytania były ważniejsze od odpowiedzi.

Dusza i ciało na plaży

[…] Dusza pyta ciała:

– Kto nas związał razem?

Ciało mówi:

– Trzeba opalić kolana. […]

Ironia pozwala uniknąć patosu i dydaktyzmu, a przy tym obnaża nierozwiązywalne sprzeczności. Poetka celowała w autoironii, wyrażając tęsknotę za byciem „rzeczą nieważną”:

Moje pięty i Sokrates

Kiedy stoję na głowie,

moje pięty świecą w górze

nade mną

jak dwa dowcipy.

Dają mojej duszy

lekcję autoironii.

Kłócą się z nią

o hierarchię ważności.

Są pyskate jak Sokrates,

dzikie jak surrealizm.

Wesołe jak starsza pani,

która stoi

na głowie.

Sokrates używał ironii, by czegoś nauczyć lub coś wykpić. Poetka drwi sama z siebie jako starszej pani wyczyniającej zabawne akrobacje i jako piszącej wiersze o tych niepoważnych zajęciach. Puszcza tym samym oko do czytelnika. Świrszczyńska często wyrażała nonkonformistyczne poglądy, a w poezji najchętniej czyniła to na własnym przykładzie. Stanie na głowie jest nie tylko intrygującym i zabawnym tematem wiersza. Niecodzienna pozycja prowokuje do odwrócenia sposobu myślenia o sobie. Zabawą jest również wyciągnięcie z „postawy odwróconej” konsekwencji dla duszy, która lubi przecież przebywać „na szczycie” ciała. W innym wierszu dusza musi się nawet rozdwoić, by utrzymać swą domniemaną wyższość (Kłopoty z duszą w czasie porannej gimnastyki).

Dystans do siebie to trwały rys poezji Świrszczyńskiej.

Ja i moja własna osoba

[…]

Są chwile,

kiedy naprawdę czuję wyraźniej niż zawsze,

że jestem w towarzystwie

mojej własnej osoby.

Przystaję

na rogu ulicy, żeby skręcić w lewo,

i myślę, co będzie,

jeśli moja własna osoba

pójdzie w prawo.

 

Dotąd

nigdy się to jeszcze nie zdarzyło,

lecz ten fakt nie przesądza przecież niczego.

Poczucie humoru autorki daje o sobie znać w tych – przecież nie tylko zabawnych – utworach. Świrszczyńska nigdy nie popada w nadmierną powagę na własny temat. Poetce bardziej niż na rozważaniu serio problemu odrębności ja i ciała zależało tu na ukazaniu komicznego aspektu własnej „czujności”, „nadwrażliwości” w tej kwestii. Ten wiersz to właściwie autoparodia jej licznych utworów o obcym i jednocześnie swojskim żywiole cielesności – dowód zarówno na konsekwencję, jak i autentyczność autorki. Poetka przywiązywała dużą wagę do poetyckiego natchnienia, czemu dawała wyraz w wypowiedziach prasowych. Nie przeszkodziło jej to potraktować lekko i tego zagadnienia w dwóch umieszczonych obok siebie wierszach:

Ja w natchnieniu

Dwie dziurki w nosie

lecą na skrzydłach

do nieba.

Ja w natchnieniu do kwadratu

Osiemnaście

dziurek w nosie

dziewięciu muz Apollina

grając na dziewięciu fortepianach

unosi się

do nieba.

Razem z fortepianami.

Porównanie siebie do dziurek w nosie już jest niefrasobliwe, tymczasem Świrszczyńska nie waha się podnieść tej wizji „do kwadratu” (można dyskutować z poprawnością jej obliczeń, choć ja się nie podejmę). Poetka drwi z symboli natchnienia: żywiołu powietrza, motywu lotu, muzyki i apollińskich muz. Sugeruje, że siła natchnienia uniesie w górę nawet dziewięć fortepianów. Byłoby to ciężkie, gdyby nie było tak lekkie.

Groteskowa i sarkastyczna

Świrszczyńska lubiła właściwe grotesce obrazowanie pełne sprzeczności, zderzeń, zaskakujących konceptów – może dlatego, że pozwalało uwypuklić te cechy w samym istnieniu.

Piekło doskonałości

[…]

Jestem koło,

nie mogę wyjść z koła.

Oto piekło

doskonałości.

Groteski błyskają humorem i wesołością. Cielesność stała się szczególnie plastycznym tematem tych obrazów. Nieujarzmione ciało nie daje spokoju niepokornej cząstce duszy, która stara się je poskromić, choćby tylko metaforycznie:

 

Wiersz makabryczny

Jest mnie za dużo.

Poza tym brak mi puenty.

Trzeba zrobić porządek

ze swoim ciałem.

Te wszystkie odnóża są zbyteczne.

Trzeba

zorganizować to w sens

i kształt,

skondensować.

Gdybym zjadła swoje nogi?

Gdybym wsadziła głowę

do brzucha?

Gdybym zjadła od środka

brzuch? Nie, nie wychodzi.

Boję się,

że to wszystko nie skończy się dobrze.

Żądza sensu

unicestwi mnie.

Żądza kondensacji

rozsadzi

jak nitrogliceryna.

Poetka często postrzega ciało jako zbyt rozległe, rozgałęzione i… bezsensowne. To kolejny z jej wierszy, będący „pojedynkiem” z ciałem, tym razem w tonie humorystycznym. Świadczą o tym tytuł oraz malarskie obrazowanie: jak kubiści Świrszczyńska podkreśla wybrane części ciała. Hipotetyczna – bo przecież odbyta w trybie przypuszczającym – próba usensownienia ciała

jest z góry skazana na klęskę, co oddaje wizja eksplodującej nitrogliceryny. Wyobrażone „porządki” wstrząsnęłyby ciałem tak dalece, że doprowadziłyby do jego unicestwienia. Początek wiersza to kolejne „skrzydlate słowa” Świrszczyńskiej, które przecież wcale nie muszą się odnosić tylko do ciała. „Jest mnie za dużo. Poza tym brak mi puenty” – zawsze brzmi to dla mnie jak żartobliwy opis stanu ducha. Nawet mówiąc o sprawach żywo ją dotykających, wykorzystywała humor. Jednym z ulubionych chwytów poetki‑ ironistki było korzystanie z języka potocznego i używanie utartych frazeologizmów do wyrażenia stanów wewnętrznych:

Będziemy się dusić za gardło

[…]

Będziemy się dusić za gardło

z moim cholernym losem,

aż jedno z nas

szlag trafi.

Gdy Świrszczyńska mówi o przeżywanym cierpieniu potocznym, dosadnym językiem, potęguje efekt i wzmacnia dramatyzm wypowiedzi. Również tutaj używa ironii i gorzkich odmian humoru, zwracając uwagę na ludzkie krzywdy. Opisuje je tonem chłodnym, pozornie niezaangażowanym – o ich właściwej wymowie decyduje sarkazm.

 

Krowa ją kocha

Dzieci

już dawno przestały do niej pisać.

Teraz

kocha ją tylko jej krowa.

Nic dziwnego, chowała ją przecież

od cielaka.

„Nieprzeparta chęć mówienia serio”

W poezji Świrszczyńskiej mieszają się tonacja serio i buffo. Ten szczególny węzeł autorka utworzyła już w przedwojennym dramacie o Orfeuszu, który śmiechem otworzył sobie bramy Hadesu. Bohater wierzy, że pokona wyrok określający ludzki los mocą śmiechu, którym zdołał ujarzmić dzikie zwierzęta i ocean. Mowa więc o szczególnym śmiechu. Zaśmiać się nad własnym życiem i nad własną śmiercią – to zrozumieć ich nieodwołalność, ale również pojąć istotę własnej wolności w obrębie zdeterminowanego danego sobie losu. Brzmi paradoksalnie? Może dlatego deklaracją wolności staje się śmiech – sygnał zrozumienia, gest wtajemniczonego. Równoważy on patos, ale nie ma nic wspólnego z komizmem.

W wierszu opublikowanym trzydzieści lat po Orfeuszu czytamy:

 

Grunt to humor

Zanoszę się śmiechem,

stojąc na cienkiej linie

nad przepaścią.

Kiedy przestanę się śmiać,

spadnę.

 

* * *

Fragment pochodzi z książki „Świrszczyńska. Genialna i nieznana” wydanej nakładem wydawnictwa MANDO.

Agnieszka Stapkiewicz – łodzianka, literaturoznawczyni, autorka rozprawy doktorskiej „Ciało, kobiecość i śmiech w poezji Anny Świrszczyńskiej” (2014). Lubi czytać i pisać, dlatego wrażenia z istotnych lektur notuje w recenzjach na blogu Hipnotyczne lektury. Ceni gotyk i secesję, jazz i flamenco, wyjazdy i powroty.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Agnieszka Stapkiewicz

Portret Anny Świrszczyńskiej – poetki, która wyprzedziła swoją epokę.

To nie było łatwe życie. Jako córka niespełnionego artysty szybko poznała smak biedy. Jako sanitariuszka w czasie Powstania Warszawskiego doświadczyła grozy zagłady miasta. Po wojnie zamieszkała...

Skomentuj artykuł

„Szczęśliwa jak psi ogon”. Anna Świrszczyńska nie bała się śmiać z samej siebie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.