Trzy lata temu zmarł Ryszard Kapuściński

Ryszard Kapuściński 1932-2007 (fot. Mariusz Kubik)
PAP / mik

Mistrz reportażu literackiego i najwybitniejszy pisarz wśród reporterów - mówiono o Ryszardzie Kapuścińskim. Był podróżnikiem, reporterem, pisarzem, w latach 1958-1972 dziennikarzem i korespondentem Polskiej Agencji Prasowej. 23 stycznia mija trzecia rocznica jego śmierci.

Kapuściński, który w swoich książkach podniósł reportaż do rangi gatunku literackiego, żartował, że pisanie to "straszna, fizyczna praca". Pytany, dlaczego wybrał ten właśnie zawód, odpowiadał jednak niezmiennie, że powodem jego wyboru była pasja. - Pasjonowali mnie ludzie, życie, świat. Myślę, że warunkiem bycia dziennikarzem jest po prostu pasja i ciekawość innych i innego - podkreślał. - Obowiązkiem reportera jest być tam, gdzie dzieje się coś ważnego i zdawać z tego relację - dodawał. Wśród licznej grupy wybitnych dziennikarzy z całego świata "tylko o Kapuścińskim mówiło się jako o wielokrotnym kandydacie do nagrody Nobla w dwóch dziedzinach - literatury i działań na rzecz pokoju".

Jak wyliczył sam Kapuściński, w swojej karierze reportera był świadkiem 27 rewolucji, cztery razy był przeznaczony do rozstrzelania, przebywał na frontach dwunastu wojen. - W dziennikarstwie, które ja uprawiam, potrzebne są pewne predyspozycje. Nie można być nadmiernie wrażliwym, bo to uniemożliwiałoby obserwację wydarzeń, ale jednocześnie trzeba mieć pewną dozę wrażliwości, żeby przejąć się cudzym losem i odpowiednio zareagować - pisał.

Urodził się 4 marca 1932 r. w Pińsku, na Polesiu (dzisiejsza Białoruś). Zadebiutował jako poeta, jeszcze przed maturą, w 1949 roku w tygodniku "Dziś i Jutro". Opublikowane wiersze Kapuścińskiego zwróciły uwagę redaktorów pisma "Sztandar Młodych", którzy zaproponowali początkującemu autorowi współpracę.

DEON.PL POLECA

W październiku 1950 r. Kapuściński rozpoczął studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, potem przeniósł się jednak na historię. Na Wydziale Historycznym UW studiował w latach 1952-1956. W roku 1952 Kapuściński ożenił się z Alicją Mielczarek, studentką medycyny, a w następnym roku urodziła im się córka Zofia.

Po obronie dyplomu Kapuściński wrócił do "Sztandaru Młodych". Na jego łamach w roku 1955 ukazał się pierwszy ważny w karierze Kapuścińskiego reportaż pt. "To też jest prawda o Nowej Hucie". Pierwsza podróż zagraniczna Kapuścińskiego miała miejsce w 1956 roku, kiedy z ramienia "Sztandaru Młodych" odwiedził Indie. Jechał tam z bardzo słabą znajomością angielskiego. Podczas przesiadki, na lotnisku w Rzymie, kupił "Komu bije dzwon?" Ernesta Hemingwaya po angielsku, a w walizce miał słownik - taki był jego pierwszy zestaw do nauki języka.

Pierwszą podróż do Afryki odbył zimą 1959/60 - przebywał wtedy w Ghanie, odwiedził też Dahomej i Niger. Zafascynowany dokonującym się w tych latach procesem dekolonizacji państw afrykańskich, poleciał do Kairu, skąd przedostał się do pogrążonego w wojnie domowej Konga. Wraz z dwójką czeskich dziennikarzy został aresztowany, skazany na śmierć i cudem uratowany przez żołnierzy ONZ. O tym, co czuje człowiek, który właśnie dowiedział się, że następnego dnia mają go rozstrzelać, napisał dopiero w "Wojnie futbolowej" (1978 r.). W 1962 r. został wysłany do Dar es-Salaam, jako pierwszy polski korespondent PAP na całą Afrykę. Spędził tam pięć lat. O narodzinach "trzeciego świata" pisał w "Czarnych gwiazdach" (1963) i "Gdyby cała Afryka" (1969). Ta ostatnia publikacja, złożona była z dłuższych omówień i korespondencji, przesyłanych przez Kapuścińskiego z Czarnego Lądu do PAP.

Jeszcze przed publikacją "Gdyby cała Afryka" ukazała się książka "Kirgiz schodzi z konia" (1968). Były to reportaże z trzymiesięcznej podróży do siedmiu azjatyckich i zakaukaskich republik Związku Radzieckiego, jaką Kapuściński odbył wiosną 1967 r., po powrocie z afrykańskiej placówki. Jesienią 1967 r. został korespondentem PAP w Ameryce Łacińskiej, tam również spędził pięć lat. Mieszkał w Chile, Meksyku, Boliwii i Brazylii. Wyprawa zaowocowała książkami: "Dlaczego zginął Karl von Spreti" (1970) - o Gwatemali na tle porwania i zamordowania niemieckiego ambasadora oraz "Chrystus z karabinem na ramieniu" (1975) - o Boliwii i Antylach.

Oprócz podróży i dziennikarstwa pasją Kapuścińskiego była także poezja, którą nazywał "rzadkim luksusem", wymagającym czasu, którego nigdy nie miał. W 1986 r. wydaje on jednak tomik wierszy pt. "Notes". W 1990 r. powstaje pierwszy z pięciu tomów "Lapidarium" (kolejne tomy pojawiają się na rynku w 1995, 1997, 2000 i 2002). Trzy lata później do księgarń trafia "Imperium" - reportaże o upadającym ZSRR. Kolejną publikacją Kapuścińskiego jest "Heban" (1998) - książka, która powraca do tematu afrykańskiego.

Kapuściński postrzegał swoją pracę jako tłumaczenie - nie z języka na język, ale z kultury na kulturę. - Moją główną ambicją jest pokazać Europejczykom, że nasza mentalność jest bardzo europocentryczna, że Europa, a raczej jej część, nie jest jedyna na świecie - pisał.

Ryszard Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku w Warszawie w wieku 74 lat.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trzy lata temu zmarł Ryszard Kapuściński
Komentarze (62)
D
drażliwy
2 lutego 2010, 05:56
Jak by było na rebery, to byłby jeszcze gorszy spisek ;) Mama Ci nie mówiła że pisząc kursywą oznaczamy żart lub sarkazm, specjalnie dla takich pokemonów jak Ty?
K
Karol
2 lutego 2010, 04:53
No to ładnie kolejny spisek wypatrzyli. No tak dzienikarze przesiedli się na rewery he, he,he ;) 
D
drażliwy
28 stycznia 2010, 20:28
Wydaje Ci się, bo rośniesz. Tak naprawdę, to spisek dziennikarzy i cyklistów.
PZ
patrzący z boku
28 stycznia 2010, 20:13
Wygląda, że wymiana postów ugrzęzła tam, gdzie diabeł mówi dobranoc... Niektórzy armaty wywlekali, by już przez nich  z góry skazanego  R.K - jego imię  zadeptać także przy pomocy ewentualnych złowionych z młodszego pokolenia.   
D
drażliwy
28 stycznia 2010, 05:18
Pewnie że źle, bo wprowadzanie relatywizmu moralnego zawsze jest złe. Ale zauważyłeś ciekawą rzecz, rzeczywiście oni próbują wstawić zbite figury spowrotem na szachownicę. Tylko nie powiedziałbym że oni grają według zasad szachów japońskich. Oni grają w ogóle bez zasad. Od początku. Co najwyżej mają jedną zasadę: trzymać ryj przy korycie.
I
Inny
27 stycznia 2010, 16:30
~AP  [...] A tu, co jakis szachista sie pojawi, to strach czytac. [...] Czyżby, aż tak źle, że strach...?    Można grać w japńskie szachy shogi (nasi też w nie  już grają), wg zasad zbite figury można wstawić na pole gry
GB
goniec bije pionka
27 stycznia 2010, 12:17
"Franco doszedł do władzy po plecach lewicy..." przeprowadzając zamach stanu i wprowadzając dyktaturę wojskową.... ale niech wam będzie. Oj, oj, chcecie tępić komunistów, a niczym się od nich nie różnicie. Wy wychwalacie Franco i Pinocheta, oni Stalina i Putina. Po prostu trzymacie tę samą linę, z tym że wy z prawej, a oni lewej strony. Powodzenia. drażliwy. Umówmy się, tępić możesz sobie mrówki w kuchni. To jest wyzwanie na twoją miarę.
D
drażliwy
27 stycznia 2010, 11:19
Hehe, dobre! A swoją drogą, zapaterowcy, to są dopiero świry! Ale szacher macher jest groźniejszy. To apologeta PRL, niepoprawny neokomunista. Takich trzeba tępić bezwzględnie.
G
Gog
27 stycznia 2010, 10:50
szach jesteś wyrażnie zapóżniony. ..... w końcu  Franko doszedł do władzy po plecach lewicy której najlepiej wychodziło palenie kościołów i gwałty zakonnic..... wkontekście informacji, że humaniści zapatero przechwalają się  gatunekiem  małpy która juz prawie czyta - Twoje wysiłki intelektualne są niczym ogórki na śmietanie.
SM
szach mat
27 stycznia 2010, 09:49
A P Nie mamy "chłopie" o czym dyskutować. Złóż pokłon Pinochetowi i Franco na ich ołtarzyku, który masz w domu. Hiszpanie strasznie muszą być wdzięczni Franco skoro do dziś wybierają na urzędy polityków pokroju Zapatero.
Krzysztof Pachocki
26 stycznia 2010, 15:33
Soc- też był - realizm.
SM
szacher macher
26 stycznia 2010, 15:26
Tia, dokładnie tak jak w sowieckiej propagandzie o Katyniu. Realizm magiczny. Kiedyś nazywano to staromodnie kłamstwem, ale postęp ma swoje nieubłagane prawa. Język się zmienia, tylko po to, żeby "językoznawcy" pozostali ci sami.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 15:13
realizm magiczny to jedno a reportaż literacki do drugie najkrótsza definicja według SJP reportaż literacki «reportaż zbeletryzowany, łączący materiał autentyczny z fikcją fabularną» oczywiście proporcje są różne. Czasami w reportażu literackim nie ma fikcji (rozumianej jako fabuła), ale próba ogólnienienia całej sytuacji. Jeśli mówimy o "Cesarzu" - nie traktuje się go jako dokładnego zapisu wydarzeń, ale metaforę ustrojów autokratycznych. Trochę według takiej zasady: Nie to jest najistotniejsze czy zginęła jedna osoba czy dwie. Ważne jest to, że ktoś zginał, jak i ważne jest to, dlaczego zginał.
Krzysztof Pachocki
26 stycznia 2010, 14:57
P.s. O, już mam: http://www.slate.com/id/2158315/
Krzysztof Pachocki
26 stycznia 2010, 14:54
Masz rację, ale nie zrobiłem błędu. Tym terminem broniono konfabulacje Kapuścińskiego. Nie mogę tylko teraz znaleźć tego źródla. Wiem, co to realizm magiczny, wiem:). Jeśli jednak coś jest reportażem, to winno być wolne od "magii" (autor winien poskramiać swoja wyobraźnię i trzymać się faktów). Inaczej autor staje się propagandzistą. Pamiętaj, ze w tamtych czasch miał on niemal monopol na relacjonowanie wydarzeń z odległych krajów, kształtując świadomość Polaków w tej dziedzinie. Nie było Internetu, TVSat, dostępu do zachodniej prasy itp.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 14:47
robaku50 Widzisz, dla mnie ta dyskusja jest mieszaniem z błotem. nie jestem złośliwy, ale zrobiłeś pomyłkę. "realizm magiczny" odnosi się do twórczości niektórych pisarzy latynoamerykańskich. W przypadku Kapuścińskiego i wielu innych reporterów stosuje się termin "reportaż literacki".
Krzysztof Pachocki
26 stycznia 2010, 14:36
Szach-mat, nie chodzi o mieszanie z błotem niezyjącego Kapuścińskiego, ale o historyczną prawdę. W panegirykach na jego cześć nie podaje się po prostu faktu jego wieloletniej przynależności do PZPR. Jego warsztatu nie oceniam, pewnie był nienajgorszy, choć i ja czytałem u jakiegoś zachodzniego autora, że Kapusciński  często po prostu konfabulował, co nazywano eufemistycznie "realizmem magicznym".
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 14:01
Dla mnie obelgą jest to, że porównujesz działanie AK do reżimu Franco i Pinocheta. Nie przypisuj mi słów, których nie powiedziałem. Jeślil nie masz argumentów, nie strzelaj na ślepo. Tak jak pisałem. Ja widzę autorytaryzm, ty widzisz komunę. Skręciłeś tak w mocno w prawo, że od lat kręcisz sie w kółką w pogoni za własnym ogonem.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 13:22
Rzeczywiście, musisz mi pomóc z tym tłumaczeniem. Znajdź mi u Webstera te fragmenty dotyczące agenturalnej przeszłości Kapuścińskiego. Co do "Cesarza" - w tekście, który polecasz, nie ma nic nowego. W polskiej literaturze jest coś, co zwie się "reportażem literackim" - nie trzeba się tu odwoływać do Webstera. Co do Che Guevara i w ogóle Ameryki Łacińskiej - tu też Ameryki nie odkrywasz, sam Kapuściński o tym opowiadał. (Swoje fascynacje miał też Hemingway - patrz. jego "epizod" hiszpański). Problem polega na Twoim czarno-białym spojrzeniu i na Kapuścińskiego, i na światową politykę tamtego okresu. Krew na rękach ma (miał) i Castro, i Che Guevara, a z drugiej strony Franco i Pinochet.  Ty mówisz komunizm, ja autorytaryzm. Co do mojej obrony Kapuścińskiego po prostu nie zgadzam się na słowo "kapuś" i określenie "sługus zbirów z bezpieki" - bo jest krzywdzące i niesprawiedliwe.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 12:03
drażliwy Nie pouczaj mnie i nie obrazaj. Jesli ktos ma czytać uwaznie to ty. Herbert? Napisałem "nie ustrzegł się pomówień" - zajrzyj do słownika i sprawdź, co oznacza słowo pomówienie. Gdy już będziesz wiedzieć, przeczytaj cały kontekst wypowiedzi o Herbercie. Niepodległe państwo? Przed 1989 roku nie było innej Polski jak Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ty też byłeś jej obywatelem i to tez był twój kraj. Nie sugerowałem, że wszyscy odbierający paszport przechodzili przeszkolenie, napisałem, że mieli kontakt ze smutnymi panami i nie mieli kontroli nad tym, co z tych spotkać zostawała w archiwach MSW.  Wywiad a donosicielstwo - nawet w realiach PRL - to nie to samo. Nie jestem "obrońcą agentów", ale umiaru i zdrowego rozsądku, którego ci brakuje. Nie jestem też starym komuchem. W 1989 roku miałem 11 lat. Wiedzę mam większą od ciebie. Bo nie plotę głupstw a sprawdzam fakty
D
drażliwy
26 stycznia 2010, 11:31
szach mat, dlaczego znowu kłamiesz? Twierdziłeś że Herbert "nie ustrzegł się pomówień o współpracę z SB". Co to jest jeśli nie zwykła insynuacja? Na Herberta SB nie miała żadnych papierów o współpracy, tymczasem na Kapuścińskiego są. Przeczytaj uważnie to co napisałem, jeśli trzeba to kilkukrotnie. Zastanów się nad znaczeniem każdego zdania. Potem spróbuj zrozumieć znaczenie całości. Powtórzę bo może Cię to przerasta: Kapuściński spotykając się z oficerami SB odbierał przeszkolenie wywiadowcze, i wynagrodzenie. Sporządzał profile poszczególnych osób. Piszesz: " każdy kto wyjeżdzał za granicę i szedł odebrać bądź oddać paszport musiał się z tego wyjazdu tłumaczyć - ergo był na indeksie służb".  - Sugerujesz że wszyscy wyjeżdżający za granicę odbierali przeszkolenie wywiadowcze a na miejscu SB ich wspierała kieszonkowym? To po prostu jest śmieszne! Jak ja lubie takich "obrońców agentów" którzy broniąc pojedynczych ludzi posuwają się do kłamstwa że wszyscy współpracowali. To jest właśnie skutek zaniechania lustracji i dekomunizacji. Powstaje mętna woda w której różne typki spod ciemnej gwiazdy łowią swoje ryby. I nie porównuj dzisiejszej pracy służb niepodległego państwa, do tej z PRL-u. Jeśli nie widzisz różnicy, to nie ma o czym rozmawiać. Chociaż z drugiej strony zabawne jest popatrzeć jak stare komuchy, broniąc swoich biografi plotą bzdety na poziomie wiedzy niższym od przeciętnego gimnazjalisty.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 10:35
Inną rzeczą jest to, że piszecie "kapuś" - tak jakby nic nie robił tylko donosił. Tymczasem zadania, jakie mial wykonać na polecenie służb były działalnością stricte wywiadowczą. A takie rzeczy dzieją się i dzisiaj. Tylko, że dla wielu praca dla służb dzisiaj może być nobilitacją. Problem w tym, że Kapuściński i miliony innych żyło w PRL, a w latach 60 - tych mało kto sobie wyobrażał inną Polskę. A czas wielkich bohaterów nastał dopiero po wydarzeniach grudniowych, czerwcowych i później sierpniowych. Ale i tak waszej opinii to nie zmieni. Good Nigh and Good Luck
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 10:35
drażliwy, Czytaj uważnie. Żadnych pomyj na Herberta nie wylałem i nie śmiałbym wylać (jak wy to czynić w stosunku do Kapuścińskiego). Nie zgodziłem się jedynie z zero-jedynkowym równaniem, że jeśli ktoś był dobry i zrobił karierę to na pewno był kapusiem. Cytujesz publikację "Newsweeka", z której nic nie wynika teraz, ani nic nie wynikało w momencie jej publikacji. Ten sam "Newsweek" pisze "Z akt wynika, że pisząc analizy i raporty dla wywiadu, nikomu nie zaszkodził, świństwa nie popełnił. Poza faktem współpracy ze specsłużbami PRL w tych dokumentach nie ma nic, co by go obciążało" To, że miał kontakty z msw i służbamia - oczywiście, że w tym czasie ktoś, kto był dziennikarzem, jeździł w najbardziej zapalne regiony świata musiał mieć takie kontakty. Poza tym, każdy kto wyjeżdzał za granicę i szedł odebrać bądź oddać paszport musiał się z tego wyjazdu tłumaczyć - ergo był na indeksie służb.  Oczywiście nie każdy zostawał agentem - ale też nie każdy był dziennikarzem, nie każdy jeździł tam, gdzie Kapuściński.  Poza tym ze współpracy służb z Kapuścińskiego nic nie wynikało. Piszą o tym także ludzie ze służb, którzy mieli kontakty z Kapuścińskiem. Zresztą i sama współpraca została zerwana z powodu małej wartości przekazywanych informacji. AD pisał, że Kapuścinski mógł wyjeżdzać (dostał paszport) bo był kapusiem. Z publikacji  z Newsweeka wynika, że współpraca została nawiązana w 1963 r. tymczasem po raz pierwszy (do Indii) Kapuściński wyjechał w 1956 r.
D
drażliwy
26 stycznia 2010, 06:55
"Gdyby nie zgodził się na współpracę, nie byłoby Ryszarda Kapuścińskiego - mówi Ernest Skalski w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek". Pierwsze spotkanie z oficerem operacyjnym I Departamentu MSW miało miejsce w 1965 r, Dziennikarz miał streścić mu swój plan wyjazdu do Afryki. W trakcie następnego spotkania ten sam oficer przekazał Kapuścińskiemu mu listę zagadnień, które miałyby szczególnie interesować MSW. W 1965 założono mu teczkę kontaktu operacyjnego i nadano pseudonim "Poeta". Kolejny kontakt Kapuścińskiego z SB miał mieć miejsce w 1967 przed wyjazdem do Meksyku i Chile. Miał przejść przeszkolenie z metod konspiracji i działalności polskiej siatki szpiegowskiej w tych krajach. Kontaktujący się z nim oficer MSW ocenił, że Kapuściński cieszy się bardzo dobrą opinią i zaufaniem: "jest nam bliski klasowo i mocno zaangażowany ideowo. Stosunek do pracy dla nas bardzo dobry" - miał napisać. Raporty z Meksyku Kapuściński miał pisać pod nowym pseudonimem Vera Cruz. Z pobytu w Wenezueli - jak twierdzi "Newsweek" - sporządził dwa raporty. Jeden dotyczył ośrodka analitycznego będącego przykrywką CIA, drugi był charakterystyką redaktora naczelnego wenezuelskiej wersji "Reader Digest". Miał też zostać przeszkolony operacyjnie i spotkać się z oficerem, który w lokalu konspiracyjnym przekazał mu zadania tropienia działalności CIA, FBI i rozpracowywania członków wywiadów wrogich PRL. Jak twierdzi "Newsweek", trzy podpisane "Vera Cruz" oświadczenia zachowane w IPN pochodzą z 1970 r. i są pokwitowaniem odbioru 350 pesos- równowartość ówczesnych 100 dolarów amerykańskich". <a href="http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34308,4147793.html">wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34308,4147793.html</a> Oczywiście jego teczka, jak wiekszość teczek ważniejszych agentów została wyczyszczona a co bardziej pikantne szczegóły powędrowały do Moskwy lub spoczywają w piwnicach byłych SB-ków, ale czy to znaczy że mamy się nim zachwycać?
D
drażliwy
26 stycznia 2010, 06:26
szach mat, na razie, to stek pomówień padł z Twojej strony, na głowę Herberta. Czym sobie na to zasłużył oprócz tego że nie lubił Michnika? Znany komentator sportowy stracił pracę, bo prawdopdoobnie współpracował z komunistyczną bezpieką. Gdzie? Nie, nie w "polskim piekle", "zaścianku Europy", "moherlandzie", czy jak tam jeszcze ciemne typy spod czerwonej gwiazdy nas nazwą. W demokratycznych i cywilizowanych Niemczech. 15 lat po zjednoczeniu kwestia współpracy z komunistyczną bezpieką wciąż rozpala Niemcy Hagen Boßdorf uważa się za niewinnego. - Nie byłem tajnym współpracownikiem Stasi. Nikomu nie zaszkodziłem poza sobą samym - twierdzi. Jeśli okazuje się, że współpracownik publicznej telewizji czy radia ściśle współpracował ze Stasi, to trzeba wyciągnąć konsekwencje i się z nim rozstać. Tylko w ten sposób telewizja może wypełniać swoje zadania - uważa Dieter Althaus, premier Turyngii. Polityk ponoszący odpowiedzialność za losy państwa czy dziennikarz, który ma rzetelnie informować, muszą być osobami nieskazitelnymi. Współpraca ze Stasi po prostu do tych zawodów dyskwalifikuje - uwża Gunter Hofmann, publicysta tygodnika "Die Zeit" <a href="http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80620,3084210.html">wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80620,3084210.html</a> Uczcie się oszołomy i obrońcy "niezwykle uzdolnionych" agentów bezpieki. A mówienie, że nikomu nie zaszkodził, to bzdura. Każda wspólpraca z SB była wykorzystywana do szkodzenia ludziom przeciwnym reżimowi, bo do tego była powołana SB.
SM
szach mat
26 stycznia 2010, 00:11
AP, Prosiłem o fakty, a dostałem znów stek pomówień...
Krzysztof Pachocki
25 stycznia 2010, 16:00
Tak, z Różewiczem, którego bardzo cenię, mam problem. Jak jemu się udało być w obiegu publicznym i zachować się porządnie. Nie znam jego biografii aż tak dobrze. Podobny przypadek to naprawdę nieskazitelny J. J. Szczepański.
SM
szach mat
25 stycznia 2010, 15:55
I jeszcze jedno. Afrykańskie rewolucje lat 60 - tych to w większości efekt końca epoki kolonialnej (dominacji Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Portugalii, Hiszpanii, Niemiec) a nie działania światowych komuchów.  Fakty, Fakt. Wiecz co to takiego robaku50?
SM
szach mat
25 stycznia 2010, 15:52
Czyli już równanie sukces = kolaboracja jest nieaktualne??? Jest jakiś postęp. P.S. To dzięki komuchom na świecie znane są niektóre nazwiska polskich pisarzy i artystów?
Krzysztof Pachocki
25 stycznia 2010, 15:37
Kolega nie rozumie, że na Zachodzie też były komuchy zainteresowane m. in. rewolucją w Trzecim Świecie? Lem uciekł w si-fi, Herbert charował w fabryce torfu, żeby przezyć, Mrożek się męczył i uciekł w latach sześćdziesiątych, Miłosz komuszył lekko zyskując za to paszport dyplomaty, a w końcu zwiał, stał sie wrogiem systemu i był w PRL na indeksie, Różewicz też żył na uboczu choć wszedł do lektur szkolnych a laury spadły na niego dopiero po 1989 roku.
SM
szach mat
25 stycznia 2010, 15:12
Sukces odnieśli także LEM, Herbert, Miłosz, Mrożek, Różewicz - wszyscy oni są kolaborantami tak? Sukces w PRL odniósł także Łysiak - mam wrażenie, że ceniony przez was pisarz. Kolega rozumie, jak działa totalitaryzm. I o ile komuna mogła kreować przeciętnych literatów w kraju, o tyle nie mogła tego robić na zachodzie. A tam popularność Kapuścińskiego była równie wielka jak u nas nad Wisłą. Piszesz, kapusta wybrał karierę w PRL, a w PZPR trwał do 1981 roku. Już nie piszesz, co stało się w 1981 roku, że z PZPR wystąpił, anie tego, że w czasie tej "kariery" w PRL tylko w samej Afryce spędził ponad 8 lat. 
G
Gog
25 stycznia 2010, 15:06
Ale gdyby go zapytac, czy uwazalby Kapuscinskiego za wielkiego czlowieka, gdyby to samo robil w czasie hitlerowskiej okupacji, zapewne oburzyl by sie swiecie, ze ktos mogl cos takiego pomyslec. Kolaborowac z hitlerowcami to hanba, kolaborowac z bolszewikami..., no przeciez kazdy to robil... Nieprawda. Nie kazdy. Tacy jak Kapuscinski  czy Passent robili , tacy jak Herbert czy Narbutt nie. I to jest roznica. Podzielam Wasze poglądy. Chciałem tylko powiedzieć, że ten " narodowy grot" polskiej inteligencji, polskiego męstwa, bohaterstwa poprzez jego totalną eksterminację został tak zdarty, że trzeba było nowych pokoleń dla jego odbudowania.  Oczywiście pokolenie czasów wojny-okupacji to pokolenie szczepione przez Samego Boga. Kapusciński na pewno do niego nie należał. Być patriotą.... to bardzo szerokie pojecie, ogromne wyzwanie.
Krzysztof Pachocki
25 stycznia 2010, 14:55
"Idąc dalej - posługując się Twoją logiką - każdy, kto odniósł sukces (jakkolwiek by go mierzyć) w PRL, był zdrajcą, kolaborantem i donosicielem?" Kolega nie rozumie, jak działał totalitaryzm. Komuna kreowała swoich własnych, całkiem przeciętnych literatów wydajac ich w wielkich nakładach i dając im paszport w zamian za świadczone usługi (Szczypiorski, Kuśniewicz i in. o których pisze w swojej znakomitej książce pani Siedlecka). Takie jest tło "sukcesu" tych ludzi. Tzw. "lewicowe" poglądy tuż po wojnie mieli też pisarze tacy, jak Konwicki, K. Brandys, którzy jednak w porę przejrzeli na oczy i pisywali w drugim obiegu rezygnując z komuszych apanaży. Inni wybierali emigrację. Kapusta wybrał karierę w PRL-u a w PZPR trwał do 1981 roku, czynnie wspierając nieludzki system. I ani słowem się z tego nie wytłumaczył.
SM
szach mat
25 stycznia 2010, 14:37
Do JurkaS. "To też jest prawda o Nowej Hucie" ukazała się w 1955 roku. Walka o krzyż i walka o kościół w Nowej Hucie swoje apogeum miała w latach 1957 - 1960. Poza tym, impulsem do napisania tekstu było opublikowanie "Poematu dla dorosłych" Adama Ważyka o upodlajającym życiu budowniczych Nowej Huty. W nagonkę przeciwko Ważykowi włączyła się cała ówczesna prasa (i nie tylko). Kapuściński agitki jednak wówczas nie napisał (mimo, że pięć lat wcześniej popełnił "Poemat o Nowej Hucie"), tylko potwierdził to, co napisał Ważyk. Nie mozna wiec czynić zarzuty, że Kapuściński nie opisał walki ludzi o kościół, bo to i nie był ten czas i nie ten temat
SM
szach mat
25 stycznia 2010, 14:36
AP Zastanawia mnie logika Twojego wywodu. Czy znasz dokumenty dotyczące "współpracy" Kapuścińskiego z SB? Na jakiej podstawie piszesz, że to kapuś. Bo przecież nie na podstawie materiałów archiwalnych, bo w nich nic o "kapowaniu" nie ma. Piszesz w dodatku, że wzorem jest dla ciebie Herbert - a przecież i on nie ustrzegł sie pomówień o współpracę z SB. Twoja logika, że Kapuściński odniósł sukces, bo mógł wyjeżdzać za granicę, jest zupełnie pokręcona i ni jak się ma do rzeczywistości. Teraz każdy może wyjeżdzać, a polska literatura i sztuka jakość się od tego nie wzbogaca Idąc dalej - posługując się Twoją logiką - każdy, kto odniósł sukces (jakkolwiek by go mierzyć) w PRL, był zdrajcą, kolaborantem i donosicielem? Nie tyko artyści i piszarze. Pewnie i prowincjonalny probsz, który musiał lawirować między ówczesnymi urzędnikami, by załatwić cement, albo cegły na budowę kościoła. Oczywistym jest - i sam Kapuściński tego nie ukrywał - że, zwłasza w latach młodości, bliskie były mu lewicowe poglądy, ale ta postawa była typowa dla proletariackiego pokolenia czasów wojny i okresie tuż powojennym. Ale znów mieć poglądy lewicowe to nie to samo co kolaborować z reżimem. Nie wiem, co czytelaś AP Kapuścińskiego, ale wydaje mi się, że nic lub niewiele. W "Buszu po polsku" - naprawdę trudno znaleźć pochwałę systemu. "Cesarz" (także poprzez osobę autora zza żelaznej kurtyny) przez wszystkich na zachodzie był postrzegany jako alegoria systemu autorytarnego. "Szachinszach" - do dziś jest przez wielu traktowane jako świetne studium rozwoju rewolucji. A "Imperium" do dziś jest jednym z ważniejszych opisów rozkładu systemu komunistycznego. Można zarzucić Kapuścińskiemu lewackie poglądy, ale to jeszcze za mało, by go nazywać kapusiem.
Jurek
25 stycznia 2010, 14:06
Można oceniać jego warsztat literacki, reporterski i powiedzieć: bardzo dobry. Ale to tyle. Sięgnąłem do jego pierwszego artykułu ze Sztandaru Młodych "To też jest prawda o Nowej Hucie" i myślałem, że może zobaczę opis walki ludzi o swój kościół. Ale gdzie tam. Bardzo zręczna nowomowa gloryfikująca społeczeństwo bezideowe. Bez względu na jego stopień współpracy z PRL, bardzo dobrze się ustawił. Na pewno nie jemu zawdzięczamy to, że dzsiaj możemy tak swobodnie tutaj wymieniac swoje poglądy i o tym trzeba pamietac
Grażyna Urbaniak
25 stycznia 2010, 10:48
Gog. "Ogromna większość" nie przyjęła postawy konformistycznej. I były miliony bohaterów, ktorzy wprawdzie nie uczynili nic więcej, jak tylko rezygnacja z kariery okupionej zdradą własego sumienia, ale w pewnym sensie "dali zycie". Ich talenty nie zostały dostrzeżone i wykorzystane, musieli wykonywac polecenia niekompetentnych ale partyjnych zwierzchników. Ludzi każdego okresu trzeba oceniać jednoznacznie.
G
Gog
25 stycznia 2010, 10:35
Komunizm niczym trąd niszczył ludzi.  Albo akceptowałeś pozory: prawa, wolności, swobody wypowiadania się, albo musiałeś żyć we własnym, wyalienowanym świecie niejako poza komunistyczną rzeczywistością. Jeżeli byłeś żydem a podniosłes głowę, mogli cię pobić , spalić ci samochód, zwolnic z pracy, ale egzystowałeś. Jeżeli byłeś polakiem, a podniosłeś głowę to cię poprostu zatłukli, zwykle był to nieszczęsliwy wypadek. Ogromna większość ludzi na różnych poziomach przyjeła wobec systemu postawę konformiztyczną - zapisał się do partii, chodził na pochody, nawet donosił....taki mniejszy, większy kapo niejako z koniecznośći, -  co uwidoczniło sie w latach 80  kiedy to władza została sama. W komuniżmie  o bohaterstwo, o męstwo  Polaka ........było trudno.  Na dłuższą metę musiał dać życie, tak jak pokolenie wymordowane przez narodowych niemieckich psychopatów i rosyjski motłoch. Jestem normalnym człowiekiem, ale w normalnych warunkach. Trudno jednoznacznie osądzić ludzi tego okresu. 
D
drażliwy
25 stycznia 2010, 08:46
Ech, tak naprawdę, to są typowo komunistyczne kłamstwa, albo ubeckie, a nie zydowskie. Kolego "User", to jest polski portal, i piszemy na nim po polsku. Myślisz że jak napiszesz swoje kłamstwa po angielsku, to czytelnik łatwiej je przełknie? To jest to, o czym pisałem dwa posty niżej, chęć manipulowania kompleksem niższości niektórych Polaków.
U
User
25 stycznia 2010, 05:28
Typical jewish lie
D
drażliwy
25 stycznia 2010, 00:42
Najzabawniejsze jest, że w czasach komuny, Kapuściński był niczym nie wyróżniającym sie spośród sfory innych komunistycznych publicystów - globtroterów i pisarzy pracownikiem "frontu ideologicznego", obok takiego Broniarka czy wspomnianego tu już Passenta. Jego reportaże były tak dobrze odsączone z jakiejkolwiek rzeczowej treści, która moglaby przybliżyć człowiekowi zamkniętemu w PRL, prawdziwy obraz świata, że przypominały w smaku tekturę lub trociny. Po upadku komuny też za bardzo nie było o nim słychać. Dopiero jak znaleziono go na listach płac SB, to stał się "bohaterem" i ulubieńcem mediów, zaczęto zabiegać o nagrody dla niego za granicą. Odnoszę wrażenie, że dla nektórych z naszych rodaków, już sama pochwała za granicą, czy przyznanie nagrody, nobilituje człowieka niema do poziomu półboga, lub przynajmniej małego idola.  O ileż rozsądniej podchodzą do tego Rosjanie, którzy takich przyznających nagrody i piszących pochlebne recenzje w prasie zachodniej figurantów, po prostu kupuja.
Grażyna Urbaniak
25 stycznia 2010, 00:03
Jesli prawdą jest to, czego tu się o nim dowiedziałam, to niestety on sam odarł się z godności.
GZ
gość z daleka
24 stycznia 2010, 23:36
~salome, ~robaku50, ~AP ~Akko Bez względu na to, co sobie Państwo  myślicie  (odzieracie z godności, obrzucacie błotem  etc.)  R.K. zdobył uznanie i szacunek na szerokim świecie i wśród wielu Polaków tu i tych daleko od Polski mieszkających!  I to Was boli. To Wasz problem - nie mój i ludzi podobnie myślących. Na tym kończę i wycofuje się z wymiany opinii. Żegnam, życząc tego co dobre!
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 23:35
Nie można "czasami" usprawiedliwiać wszystkiego. Jeszcze trochę a zaczniecie robić z Kapuścińskiego ofiarę systemu.  A jesli chodzi o ścisłość - na podstawie jego życiorysu stwierdziłam, że był człowiekiem wielkiego zaufania władzy komunistycznej. I temu nie można zaprzeczyć. A to stwierdzenie okazało się według niektórych "obrzucaniem błotem". "rzucaniem kamieniami", "przekreślaniem". Trochę umiaru.. I nie muszę mieć świętych w rodzinie, żeby oceniać publiczne osoby.
SC
sterany człowiek
24 stycznia 2010, 22:59
Rolnik napisał:  W TAMTYCH CIEMNYCH CZASACH WSZYSTKO ZALEZAŁO OD KOMUNISTOW, TAKZE PRODUKCJA MARCHEWKI.    A co z  powiedzeniem  o KIJU  i  MARCHEWCE ?  (tamte czasy)   Niektórzy z  Was, lub członkowie ich rodziń  widać  byli świętymi i wszyscy dzielnie walczyli  z komuną, no i oczywiście  nie jedli wedlin, szynki, warzyw  tylko  etc. etc.    Nawiasem mówiąc te z bazaru, a najlepiej kupione na wsi -> skąd się przywoziło o niebo  były lepsze od tych puszkowych cudów z PEWEXU, które też było można kupić z ręki do ręki na czarnym rynku. ..      Szkoda gadać, z takimi jak Wy, co wszystkie rozumy zjedli i za Pana Boga się mają, sądzić innych pierwsi lecą...  Miejcie się dobrze, źle Wam nie życzę. (Odpowiadać nie będę, bo to mi przecvzytano, a ja podyktowałem wpis. Więcej głowy innym zawracać nie będę) 
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 21:09
Rolniku, niedoinformowany jesteś. W tamtych ciemnych czasach nikt się nie wcinał do marchewki, w przeciwieństwie do dzisiejszych dyrektyw unijnych.
Krzysztof Pachocki
24 stycznia 2010, 20:15
Kto kolaborował z komuną jadł szynkę z Pewexu, rolniku. Samą marchwią trudno wyżyć.
R
rolnik
24 stycznia 2010, 20:08
W TAMTYCH CIEMNYCH CZASACH WSZYSTKO ZALEZAŁO OD KOMUNISTOW, TAKZE PRODUKCJA MARCHEWKI. A KTO JADAŁ MARCHEWKE WYPRODUKOWANO ZA ZGOGA KOMUNISTOW, JUZ TAKI CZYSTY NIE BYŁ... CZY NIE JADAŁES MARCHEWKI W CZASACH KOMUNY... POZDRAWIAM GORACO...
Krzysztof Pachocki
24 stycznia 2010, 19:52
Gościu, żyłem w tamtych czasach i pamiętam, że kto nie był przynajmniej w PZPR i chciał pisać prawdę, był skazany na drugi obieg. Było wtedy kilku dyżurnych wędrowców, jak Kapuściński, Passent i paru innych Tony Halików, którzy pletli androny wydawane przez PRL w dużych nakladach starannie omijając zakazane tematy.
A
AKKO
24 stycznia 2010, 19:50
"Rozbijał się po świecie w czasach, kiedy paszport był dobrem ściśle reglamentowanym, redaktorzy Sztandaru Młodych jeszcze przed studiami zaproponowali mu wspólpracę, drukowano go w obfitości w czasach restrykcyjnej cenzury - to rzuca nieco światła (a raczej cienia) i mówi samo za siebie - był człowiekiem wielkiego zaufania władzy komunistycznej". USIŁUJESZ WYLAC WIADRO POMYI NA CZŁOWIEKA O NIEZWYKŁEJ DUCHOWOSCI I KUTURZE. CO TAK NAPRAWDE CZYTAŁES KAPUSCINSKIEGO... POMYSL, CO PO TOBIE ZOSTANIE NA TEJ ZIEMI, GDY BEDZIESZ TAK LUDZI TRAKTOWAŁ...  
GZ
gość z daleka
24 stycznia 2010, 18:13
 Twoje  słowa:   > Osądzam go na podstawie przedstawionego w artykule życiorysu... < A Ja Tobie życżę, aby Ciebie kiedyś ktoś w ten  sposob nie osądził! Niech Twój Anioł Stóż strzeże Cię! Non Comments
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 17:57
Osądzam go na podstawie przedstawionego w artykule życiorysu, a nie "domniemań, potwarzy i pisaniny zazdrośników". I daj ci Boże, żebyś nie miał innych powodów do smutku.
GZ
gość z daleka
24 stycznia 2010, 17:51
Co Ty wiesz o tamtych czasach, żyłaś wówczas?, co Ty wiesz o tym człowieku? Jakie masz prawo, by w ogóle osądzać  człowieka, na podstawie jakich danych? Łatwo kogoś przekreśliś, jakże  łatwo rzucić kamieniem w drugiego... Gdyby był zwykłym nikomu nie zanym R.K. to okey, ale ponieważ znalazł uznanie  i szacunek  daleko poza granicami...  Nie rozbijał się po świecie, nie dostawał krocie...  Nie sprzedawał Polski po kawałku obcym... etc.  Co Ty wiesz?  a sądzisz? Pokaż konkrety, które można sprawdzić i są źrodłowe,  a nie domniemania, potwarze, pisaninę zazdrośników,  siódmą wodą po kisielu...  SMUTEK, smutek i raz jeszcze smutek...
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 17:32
Dobra, dobra gościu z daleka. Jak się chce liczyć na świetlaną pamięć, to trzeba patrzeć z czyich rąk się spija śmietankę. Nie można miec wszytstkiego.
GZ
gość z daleka
24 stycznia 2010, 16:24
Ręce opadają. Dobrze, że Chopin żył  dawno, bo  też  byście Państwo obrzucili go błotem...  
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 10:00
Rozbijał się po świecie w czasach, kiedy paszport był dobrem ściśle reglamentowanym, redaktorzy Sztandaru Młodych jeszcze przed studiami zaproponowali mu wspólpracę, drukowano go w obfitości w czasach restrykcyjnej cenzury - to rzuca nieco światła (a raczej cienia) i mówi samo za siebie - był człowiekiem wielkiego zaufania władzy komunistycznej.
A
Amber
24 stycznia 2010, 02:54
Wiesz ~zirytowany, nie dziwię się,  że się zirytowałeś. Wiesz,  ręce opadają, gdy czyta się wpisy ludzi, którzy pojęcia nie mają i to bladego... (ich teksty same na to wskazują)
Z
zirytowany
24 stycznia 2010, 00:13
Jakież wy bzdury wypisujecie. "wielkość" wzięła się z tego, że nie miał konkurencji? Czy cokolwiek przeczytaliście??? Nie. Nawet dokumentów IPN, które dość dokładnie opisują tę "współpracę" Kapuścińskiego. Nawet tego nie znacie. Błazny.
A
AP
23 stycznia 2010, 22:04
Ktoś, kto opracował ten tekst, dziwnym trafem "zapomniał" dodać, że Kapuściński przez cały okres swojej kariery był aktywnym współpracownikiem bezpieki i wywiadu PRL, a jego "wielkość" wzięła się głównie z tego, że nie miał żadnej konkurencji, bo niewielu było pisarzy majacych tak bezgraniczne zaufanie komunistów, żeby jeździć sobie po całym świecie. Troche dystansu panowie do "osiągnięć" tego komisarza.
Grażyna Urbaniak
23 stycznia 2010, 15:11
Hej, robaczku, zaczynam Cię lubieć.
Krzysztof Pachocki
23 stycznia 2010, 14:13
W latach 1953–1981 był członkiem PZPR. Gwoli ścisłości. Iluż innych nie wyjechało nigdzie, bo w PZPR nie było.
pawel rakowski sj
23 stycznia 2010, 14:03
To był wielki człowiek. Cieszę się, że Deon pamięta o tej rocznicy. Jego przesłanie o tym, żeby szanować Innych jest ciągle dla nas wyzwaniem. Jego świat, to nasz świat, sprzeczny w sobie świat: który z jednej strony dąży do jedności, a z drugiej do różnorodności.